Pan Tealight i Niepotrzebna Niepotrzebnym…

„To był inny wiatr.

Nie przygniatał drzew do ziemi, ani nie unosił fal, nie bawił się z ptakami, ani nie rzucał, nie zmieniał narzuconych przez człowieka struktur. Ale jednak był to wiatr. Potężna siła, powiew i dech. I była ONA. Jedyna, która nigdy nie znajdzie się na półce Sklepiku. Ta, której ta naprawdę nikt w tym świecie nie chciał, a jednak potrzebował. Musiał ją mieć, by zobaczyć w życiu to, co dobre i piękne. To wzniosłe zatrzymać w pamięci.

Ulotnie urocze otulić.

Zawsze była wiatrem. Wciskającym się wszędzie powiewem, zauważającym wszystko podmuchem. Powietrzem, którym każdy oddychał i kruszyną tak niewielką, że pomijały je najdokładniejsze, naukowe sprzęty. Była bólem i smutkiem, brudem i wszelkim paskudztwem. Zmęczeniem, roztargnieniem, cierpieniem, niezrozumieniem, niesprawiedliwością. Była wszystkim tym, co tak bardzo staramy się wymijać na swojej drodze. Każdym dołem i ostro zakończonym kamieniem, śliskim pasem trawy i wciągającym błotem. Kawałkiem szkła na cudownie ciepłej plaży, ukrytym w miękkim piasku kolcem.

Kupą, która zawsze była aż nazbyt przylepna i aromatyczna.

Tylko ona, ten wieczny i przedwieczny wiatr zmian, nigdy nie odwiedzała Sklepiku. I Pan Tealight był jej za to wdzięczny. Miał w końcu swoje zmartwienia. Tej Pani nie potrzebował!

Ojeblik – mała, ucięta główka poszła, a raczej potoczyła się krok dalej i naskrobała przy pomocy innych na drzwiach: Tej Pani nie obsługujemy!!!

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)


Czytam teraz „Królewska krew. Wieża Elfów” – po raz pierwszy od dłuższego czasu mam w rękach książkę, która mnie wciągnęła. Lekko czupurną fantasy, łotrzykowską opowieść z bohaterami, którym świat się w pas kłania, a może i niżej… są tam i krasnoludy i elfy, a i magia oczywiście jest obecna. Jednak najważniejszy jest humor. Ten język, dzięki któremu człek w treść wpada, odbija się od dna i unosząc się pośród przygód świetnej pary złodziei, po prostu dobrze się bawi…

Melduję jednakowoż, iż śniegu nadal brak. Nic ino te sztormy, orkany, kurdcze wieje i wieje i wieje… Ale za to udało mi się wygrać w konkursie: Syndykat Zbrodni w Bibliotece!!! Yupppiii!!!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz