Uzależnienie od książek nie ma u mnie początku i końca. Nie ma kuracji, która odwróciłaby proces powolnego wtapiania się w tomy, jaki rozpoczał się jeszcze gdy byłam zygotą… a może tylko myślą, strachem, duszą na Wielkim Drzewie? Jako Pożarta Przez Książki, wiem co mówię. Pożarły mnie bezczelnie, strawiły i… nie, wcale nie będzie o wydalaniu. Będzie o świecie, który się wtedy tworzy, gdy tkwi się wciąż choć jedną nogą w książkach. Bo taki świat istnieje i jest mój… do końca. W takim świecie żyję.
Książki są wszędzie. Ten zapach świeżej, prosto z drukarni, albo zasuszone kwiatki z tych starszych, niosą wspomnienia, własne opowieści. W specyficzny sposób wplatają się w każdą moją myśl i każde działanie. Zawsze gdzieś pod ręką – lekka fobia, gdy nie ma co czytać, odwyk, ból, nerwy. Przez bardzo długi czas myślałam, że tylko mnie tak silnie książki przywaliły, teraz wiem, że nie tylko mnie, wystarczy spojrzeć tutaj: Książki Moja Miłość…
Jedni twierdzą, że to ucieczka od rzeczywistości inni tylko litując się kiwają głową, gdy w końcu dociera do nich moje nieśmiałe stwierdzenie, że tak, posiadam dużą ilość książek. No ale co ja na to poradzę, że czytanie jest ważne. Bez czytania, bez zmyślania, bez historii, które odrywają od rzeczywistości, ale też bez tych opowiadajacych o życiu innych… świat już permanentnie byłby nie do życia. No i bez kominów… w końcu idą Christmasy 😉 Przyznaję się do życia w świecie książek i wiary w Świętego Mikołaja! Bo książki to moja rzeczywistość i przy niej zostaję, dziękuję za egzorcymy!!! Nie skorzystam!
Pięknie napisane 🙂
dzięki 😉