„Z daleka wyglądały jak typowe dżinsowe…
Wiecie, takie mocno powycierane, całkowicie sprane, jakby chcące ze sił wszelakich, wątku i osnowy, udowodnić, że znoszone, albo kłamliwie, po prostu tylko na takowe wyglądające. Z paskiem, ciemniejszym o kilka tonów, więc może i skórzanym, ale by się przekonać, musieliby się zbliżyć, a jakoś nie chcieli…
Ale najdziwniejsze było, że stały, co oznaczało, iż mogły mieć nogi, stopy nawet, gdy trawa sięgała rąbka szarpanego nogawek… wtedy niewidoczne wszystko. Nawet zimą, kiedy to powinien śnieg wszystko spowijać, dawać ino wytchnienie, rozgrzeszać z win przyszłych, przeszłych i nijakich…
Wszystkich.
No więc stał tam, czy stały, bo wielka gałąź zakrywała wszystko to, co powyej paska, z klamrą, bo coś się łyskało w rejonach nadzipperowych. Nie pytali do kogo należą, nie miało to znaczenia, ważne było tylko to, iż Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki Pomordowane zaczęła się bać… niekoniecznie ich, ale może wspomnienia, może jakiegoś snu, dnia sprzed dni obecnych… nie chciała wychodzić nie tylko do Sklepiku z Niepotrzebnymi, ale w ogóle z domu.
Jak wtedy, gdy pożerała ją Nicość Największa…
… jak wtedy.
Ale te spodnie, dżinsy, nie o końca rurki raczej, chociaż dość obcisłe, raczej, uwidaczniające wszystko, ale jednak nie jakieś porwane… może i obiekt w nich się znajdujący był umięśniony, może ino tłusty michelinowo, ale jednak, co, jeśli w nich nikogo nie było…
Nikogo?
Czy tego się bała?
Podświadomie… niebytu w czymś, co wskazywało na bycie, istnienie…”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Co mi się udało upolować… cóż, trochę starego, trochę nowego…
Znaczy, nie, nie aryzykuję używanych książek w swoim księgozbiorze, po prostu się boję. To paranoja, ale… wiecie, stracenie wszystkiego uczy strachu. Jakbym już nie była nim wypełniona po cebulki włosów, ich końcówki, na szczęście nierozwojone. Na szczęście… ech…
Najważniejsze, że mam co czytać, przynajmniej na razie… i już.
No więc zapowiedzieli snestorm…
I ludzie chyba nie uwierzyli w oną zapowiedź, w wiatr tak, ale śnieg, cóż, raczej nie. Raczej… wiadomo, że może i zimno, coś tam w powietrzu zaczęło rano tańczyć, ale jednak, jednak nie ostało na długo… wiatr po kilku godzinach się zmienił na cieplejszy i wszystko stopniało, ona urocza mroczność się rozwiała, uderzające o szyby płatki zniknęły, deszcz, wiatr… i nagle zniknęło ono magiczne uczucie wszelakigo odcięcia się o świata, który boli i rany stare rozwiera, jątrzy…
Snestorm jest moim ulubionym stanem natury, obok havgusa… niby wieje, ale dziwnie niestrasznie, śnieg zatyka okna, oblepia wszystko, sprawia, iż Wyspa zamiera bardziej, ale też ofiaruje oną dziwną, pokrętną spokojność. Jakieś takie wyciszenie, to wprost katharsis, chwilowy, ale jednak… oczyszcenie z onego współczesnego hałasu, motania się w sprawach, które tak naprawdę nas nie dotyczą, które tylko odciągają nas od codzienności, które odpychają nas od dbania o to, co dookoła…
O siebie i tych, których kochamy, o ogrody, drzewa, lasy, trawniki i łąki…
Rzeki i jeiora…
Od słuchania morza.
Od wsłuchiwania się w oną wietrzną muzykę. Od… natury, której częścią jesteśmy i nie możemy temu zaprzeczyć. Zwyczajnie. Patrzenia w niebo, robienia rzeczy nieinstagramowych i wszelako nudnych może, zwyczajnych, a jednak poprze oną zwyczajność w tym niezwyczajnym świecie… niesamowitych. Po prostu… nagle bycie kimś, kto sam sobie wystarczy jest…
Złem.
Niedzielenie się sobą…
Z nikim?
Nie, niekoniecznie, po prostu… nie robienie z siebie cyrku dla uciechy innych i to właściwie za armo. No weźcie no. Kto to robi? Serio? Pokazówki, zdjęcia i nazywanie tego wyzwoleniem, że można pokazać dupę w mediach… jakkolwiek one media postrzegamy, jednak są one… dziwne. Kiedyś były wyłącznie dla niewielu, diwnie dostępne tylko dla tych nerdów… a teraz…
Śmietnik.
Właściwie, to co jest ważne, tak naprawdę?
Podobno trzeba być sobą, no ale… nie dziwota, iż są ludzie, którzy umykają od internetów. Których nie można nawet wygooglić, aczkolwiek to mnie trochę fascynuje, bo przecież wrzucić nie musisz, ale za ciebie ktoś to może robić. Jakieś listy zatrudnionych, podpisy pod zdjęciami…
Czy można nieistnieć w sieci?
Cóż… w wietrze człowiek się czuje taki trochę nieistniejący. Jakby był poza światem i czuje się, a może to jednak tylko ja… możliwe, że to tylko ja, ale czuję się bezpiecznie odcięta od świata. Jakbym potrzebowała go wyłącznie w przypaku usług, dowozu książek, rukowania ich i tak dalej… no i wiecie, sera sama nie zrobię, jajek nie zniosę, chociaż… LOL wiecie, dla chcącego… LOL
W wietre snestromu jest dziwnie cicho, chociaż duje i stuka o okna.
Chociaż przewraca krzesła i rzuca łopatą do śniegu…
Ale bez śniegu wiatr już przeraża. Bez śniegu staje się tylko niszczącą siłą, zwykle, miotającą przemiotami, falami straszącą… drzewa wyrywającą… jakoś już nie jest tak miło. No ale, cóż… natura. Z nią nie możesz się zmagać, przeciągać lini, struny naciągać, ją trzeba zwyczajnie zaakceptować i odnaleźć coś w tych żywiołach. Coś takiego dla siebie… tylko dla siebie.