Pan Tealight i Aurorka…

„Upierdliwy dzieciak z loczkami w miejscach, w których nikt by ich nie chciał mieć i tak, można o tym mówić, bo chociaż dzieciak, to tak naprawdę miała prawie tysiąc lat… dziwna, lekko wampiryczna postać… w zwiewnej, krótkiej sukieneczce, niewielkim weloniku, jakby miała zaraz w jakimś mieście Italii do komunii pierwszej iść. Albo i jeszcze kwiatki sypać, niewinność wcielona, chociaż i dziwnie podejrzana…

Jakoś tak, była i nie była czystością…

Chciała i nie chciała nią być, chociaż, kto to tam może wiedzieć tak na pewno czego chciała, czym była, kim, może nawet nie była dziewczynką, w deszczu wiosennym przebiśniegi zbierającą, bawiącą się liśćmi zeszłorocznymi, uchachaną ich chrupkością niesamowitą, do onej rzeki idącą, w niej się przeglądającą i z mostu popatrującą na omszone kamienie, czekające promieni słonecznych…

Może… już nic nie było tym, czym się zdawało?

Może…

Ale przecież wiedzieli czym była, odbiciem tego odbicia, które próbowali nazwać zorzą polarną, ale które nią nie było… rozmytego światła na nocnym niebie, które sprawiało, że Wiedźmie Wronie Podartej Przez Książki Pomordowane przypominało wielkie miasta. Straszne miasta. Miejsca, z których uciekła i o których nie chciała wracać, nigdy, przenigdy… po prostu, koszmary, chociaż i ludzie… a może dlatego, że właśnie ludzie, może dlatego?

Światło pojawiło się na niebie Wyspy.

Onym wyjątkowym… i pojawiła się ona.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

No tak, no właśnie i w ogóle…

Nie dość, że jakaś koniungcja czy inne dziadostwo, planety z Księżycem taniec synchroniczny uprawiają. Zaraz, sprawdźmy, co tu mamy: Jowisz, Wenus i kto jeszcze, a tak nikt więcej, chodzi o to, że tak się zbliżyły do siebie 1go i 2go marca, że aż… kurde no, nie mam siły. Nie wiem dlaczego, ale nie mam siły, może ona miłość i zapowiedź wszelakiego finansowego pomyślnościowego się sprawowania jakoś mnie wydudlała… naprawdę… mega to wygląda, szczególnie na onym naszym nadmorskim niebie bez świateł miasta…

Ale…

Zmęczonam.

Sprawdzam dalej to niebo, Marsa wiać, podobno nowu coś ma spadać  neiba, jakaś kometa pod koniec miesiąca się szykuje, ale to mój urodzinowy miesiąc, więc wiecie, jednak mui się dziać… pełnia za kilka dni… i sąsiad napierdala piłą. Chyba go uciszę, potrzebuję ciszy na one kontemplowanie nieba, nic to kurna, że słońce wciąż wali, dzień przecież, ale wiecie… cisza ma być. LOL

I po kiego on te drewienka tak tnie…

Komina nie mają… zauważyliśmy to dość niedawno, właściwie w zesżłym miesiącu i do dziś mnie to jakoś… no wiecie, może jedzą, może są w stanie trawić one sczapki, wolą takie z kleszczami w żywicy czy bez?

A może bez wolą, ale nie kwitnie jeszcze…

Nadal mało co kwitnie.

Wracając do sąsiada, to w końcu się uciszył…

Ech, wiem, marudzę, ale szczerze jakś tak… moe to one planety, a może ta aurora… no wiecie, ludzie poszaleli, siedzą po ćmoku dookoła linii brzegowej i zwyczajnie fotki cykają. Jak jacyś nawiedzeni, a przecież to ino poświata, nie ma się nijak ijak do prawdziwej aurory, ale… cóż…

Kiruna pokazała swoje światła, wiecie, tak w haśle narodowym: „hold my lakrids”, co nie… bo beer tu jakoś nie pasuje. To jednak Szwecja, może hold my fika? Jakkolwiek, więc rąbnęli tym obrazkiem zieleni na górze i bieli na dole i wiecie, jakoś te nasze, dziwnie południowe odpryski światła są skromniutkie, ale są… tylko, jakoś nikt nie myśli, nie pisze o tym, co to znaczy… wiecie, zwiększona aktywność słoneczna i tak dalej… już to poranne słońce tak rani oczy, że nie można wytrzymać…

Potem jest tylko gorzej.

W ciągu dnia ona siła narasta, a przecież to wciąż zima!

Jak to?

I kolejny dzień mija, mrok dopiero nadejdzie, pewnie jak zwykle nagle, pewnie jak zwykle  z nienacka, podnosisz głowę znad książki, czy gorzej, wyciągasz ją z laptopa, jakoś tam utkwiła i widzisz co? Ciemność…

I świeczki u sąsiadów.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.