Pan Tealight i Jedna nóżka…

„Zwykle pojmowało się je jako parę.

Czasem ktoś narzekał, że jedna dłuższa, ale to i tak w związku z oną drugą, która jakoś jej nie dorastała, albo jakoś tak ta pierwsza zmalała czy coś, więc tak, były jednością, jak uszy czy dłonie… wszystko, co parami występowało. Wszystko, co zwyczajnie miało się razem, co chciało występować podwójnie…

Ale nie do końca widać wszystko…

Bo ona chyba nie.

Tak stała koło wideł z czerwoną rączką, wiecie, tych Wideł Wiedźmy… wideł, które wiele widziały i w wielu miejscach były, wszelako wszystko słyszały i wszystko zapamiętywały, a co więcej, no właśnie, same potrafiły też puszczać w eter różnorakie informacje i skomlikowane opowieści. Ale czy z tego towarzystwa były zadowolone, Pan Tealight nie był pewien. Wprost chyba przeciwnie, ale jakoś wolał nie podchodzić, tam, pod śliwkę… gdzie coś się zaczynało kłębić…

Coś, nie ktoś.

Ktoś stał obok niego i podobnie się dziwiło ono ktoś.

Tak, Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki Pomordowane miała zagwozdkę i wcale nie paliła się o jej rozwiązania. Z jednej strony taka noga, to wiecie, oj tam, może się przydać, do wymiany, czy coś, ale z trzeciej strony, pomijając drugą, o której lepiej nie mówić… no mogła zacząć wonieć.

Mogła…

Albo co gorsza, kogoś przywołać, bo niektórzy lecieli na nóżki, a już na stópki to leciało ich tak wielu ostatnio… podobno, Pan Tealight w końcu zajmował się ludźmi wyłącznie hobbystycznie, więc… nie wiedział wszystkiego.

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Wieje…

Kurcze, chyba już dawno tak nie było żeby nawet promy się pochowały. W końcu jest Anker, wielki i ciężki, wiecie tam z żelaza i stali, a nie jakieś auminiumy, znaczy, nie żebym się znała, ale jest takiej starszej formy i prezencji, więc… to on zwykle w stormy wypływa, ale tym razem zatrzymali go dłużej, no i… wynik tego taki, iż i tak będie bujało, ale wiecie, jakby ścisną dwa kursy w jeden, znaczy cztery w dwa, jakoś tak, czy inaczej. No będzie się im opłacało, chyba… ale to dziwne, że nawet on został zatrzymany w porcie na te kilka godzin, przecież…

No mniejsza, miejmy nadzieję, że znają się na tym, co robią?!

Miejmy?

Promy kursujące między Wyspą, a resztą świata, czyli Koge i Ystad, to katamarany. Lekkie, szybkie, wiecie, siadasz i ma być po prostu ino o kawce i dotarciu z punktu A do B, a jednak… ech, wciąż te sny o Pomeranii… wiem, wiem, wiem, jest już w formie żyletek, ale jednak… jakoś tak.

Ech… sentymenta!

Fale jednak będą wyższe niż zapowiadali, wszystko na zewnątrz lata, dziwne dźwieki, trzaski, stuknięcia, pukania… nie moja bajka, a jednak, moja jakoś. Tylko ta inna. Innej mniej, która… wie, że trzeba wiąć leki i po prostu to przeczekać. I już. Nie da się inaczej, chyba, że wiecie: na Dorotkę?

No co?

Ino gdzie mój Toto?

Byliście kieyś na promie, tudzież na różnych promach podczas sztormu?

No więc byłam.

Ja we własnej, dziwnej osobie, durna taka, na początku myślałam, że przecież duży, wielki właściwie statek, to mnie nie wybuja, ale leki miałam i ocywiście… bardzo szybko zmieniłam zdanie na takie, by brać je zawsze przed wyruszeniem w morze. Po prostu. Z czasem/wiekiem wcale mi się nie polepsza stan błędnikowy, więc…

Przeżyjemy to jakoś.

Ale utoksykowani!!!

Bez urazy, ale nie będę się męczyć, bać idiotycznie, miotać się niczym w grypowej gorączce, pocić, próbować wydalić z siebie wnętrzności, nie, to nie dla mnie, a tak… popatrzy se człek na zielonych ludzi, pewno że widok niezbyt miły, ale jednak, jakoś tak, no szkoda mi ich, ale wybrali tak. Pamiętam, że za pierwszym sztormowym razem, na Pomeranii, co to jest już żyletkami, a była taka piękna i pływała między Polską a Bornholmem, więc wtedy, onego czasu, dnia, sztormu… wiecie, mieliśmy kajutę, ot szalone doświadczenie, prom płynął wtedy kilka – 6? godzin, więc można się było i wykąpać i coś zjeść i przespać… no więc raz bujało, a sala jadalniana była na czubie, gdzie wielkie okna ukazywały one fale i dziób w dół i górę, górę i dół i znowu góra dół…

I wiecie…

A ja tutaj te frytki.

Wtedy to nauczyłam się, że woda tak, ale nic poza tym nawet jak jesteś na lekach w przypadku pożądnego sztormu. No sorry!!! Na szczęście człowiek jadł tuż przed wysiadką, więc… jakoś przetrwałam.

YAY!!!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.