Pan Tealight i Czas Szarości…

„Nadszedł Czas Szarości i było jakoś spokojniej…

Ciszej.

Wiedźmy Wrony Pożartej Przez Książki Pomordowane w końcu nikt nie niepokoił i chociaż myślami wciąż była gdzieś indziej, bo jakoś znowu im zniknęła na kilka dni, i w panice najpierw, szaleńczo i bez planu całą Wyspę przeczesali, by w końcu internetem ją wyśledzić… tam, gdzie jej być nie miało, nie teraz, nie gdy śnieg jest… no ale, w końcu jakoś wróciła, węc przestali szaleć z niepokoju i najzwyczajniej w świecie, jakoś takoś… zaczęli odpoczywać.

Bo to w końcu i zimno cudownie i szaro za oknem, głębookie i szerokie, ciężkie i puchate chmury zakryły słonća wszelakie i jakoś tak, zwyczajnie całkowicie, po prostu mogli tylko jeść, pić, sikać i spać. I czasem kupę zrobić. No bo wiadomo, jak coś włazi, to i wyleźć musi. Konieczność i tyle. To łączyło ich wszystkich, niezależnie od tego w jakiej sferze magiczności przebywali…

… kim byli…

A Mikołajowie ponownie odmówili pracy.

Za to na pewno coś kombinowali w swojej Mikołajskiej Destylarnii, która to już uzyskała nie tylko pomieszczenie i nazwę, ale jakieś dziwne, połyskujące na ścianach kamiennych certyfikaty i przyklepania łapą czy macką… no naprawdę, w tej jaskini, która chyba gdzieś pod dnem morskim się znajdowała, bo ściany na słono ociekały, ale spod Domostwa Białego dojść ino można było…

Chociaż… to dziwne studniane dziurastwo pośrdoku?

Cóż…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Z cyklu przeczytane: „Grzeszne rozkosze” – … Anita Blake… Ech, wielu o niej zapomniało czytając one najnowsze czytadła YA… Wielu nie pamięta o tych bohaterkach, które stworzył, scenach, pomysłach… No po prostu… Laurell K. Hamilton to jedna z prekursorek, jedna z tych, które pisały, a potem nazywano jej pisanie zboczonym, seksualnym, nadmiernie rozbuchaną…

Wiecie jak to jest.

Wciąż jeszcze pokutuje przekonanie, iż kobiety nie potrafią uzyskać seksualnej przyjemności… od razu przed oczami mam ten film o psychiatrii i szaleństwie kobiet. O onych maszynach wspomagających… No, ale nie o tym ta seria, bo wiecie, to pierwszy tom. I wciąż jeszcze można go wyłowić w sieci… w znaczeniu kupna, no weźcie no! Przecież chodzi o papier. O opowieść w pełni fantastyczną. O wampirach, Egzekutorce, tej, która potrafi przywołać zmarłych i świecie, gdzie tacy jak ona są zwyczajnie, wiecie, do wynajęcia. Ale nie tanio…

Anita to, omijając one najwcześniejsze opowieści, jedna z pierwszych takich bohaterek. Na nich bazowało wiele… dlatego warto ją poznać. Niską, ale jednak… no tak, wiele nie mogę powiedzieć, bo seria trochę tomów ma, a warto przeczytać je wszystkie. Dla odmódżenia, wyjścia z teraźniejszości i czasem…

… no wiecie, dla uśmiechu.

To nie tylko przygoda, akcja, ale też czasem trochę humoru… a przede wszystkim historia kobiety, która dla przyjaciół zrobi wszystko.

No więc zadekował się człowiek na innej wyspie, ale tak naprawdę tylko dla spania i tego morza… innego tak bardzo. Chciał ją zobaczyć, ale o tej porze roku wymiar godzin, w których w ogóle coś widać jest bardzo, hmmm, limitowany. Bardzo i przeraźliwie limitowany. A jeszcze trafiła nam się besłoneczność, która wzmocniła niewidoczność, ale jednak… jednak i tak było niesamowicie…

Usiąść ponad wodą, na pomoście, pod skałami…

Okay, pizga, ale klimat jest.

Najpierw jednak Göteborg, który był pierwszy na naszej drodze. Zależało mi na jarmarku w Hadze, dzielnicy miasta znanej ze starych, drewnianych domów. Co do klimatu i drewnianości, to wiecie, lekko nazbytnio powiedziane, ale one kawiarenki, choineczki, wiecie, stoiska z żarciem…

I tłum!

Ja pierdziele, myślałam że będą mnie wywozić stamtąd jak w którymś momencie utkneęliśmy na uliczce w grupie ludzi, którzy się nie ruszali. No kurna stali tak… nie wiem co z nimi nie tak było, ale przerazili mnie… uciekłam stamtąd, chociaż orkiestra była milusia. Taka… oficjalnie poprawna.

Młoda…

No i te przeceny! LOL

Mają tutaj takie sklepiki, w których, no wiecie, są takie rzecy, których człowiek nawet nie wiedział, że pragnie. Oj mają ich wiele, a że korony swedzki są tańsze, to Swecja zdaje się miejscami rajem dla Duńczyków. Mówi się o tym, że najlepiej pracować w Danii, ale mieszkać i wydawać w Szwecji.

Serio.

… ale jednak osiągnęłam swoje, dostałam oną świąteczność.

A raczej nią między oczy.

Mocno.

Soboty to miejsca, które naprawdę tłumnie zapychają miasto. Nawet jak człek stara się dotrzeć tam wcześnie. A market jest tylko w grudniowe weekendy, więc… rozumiem to, ale dla mnie to zbyt wiele ludzi. Dlatego uciekliśmy na wyspę i chociaż w mieszkaniu było ciepło, człek był wdzięczny, to już po chwili nie mógł oddychać, okna się nie otwierały, no po prostu wpadłam w panikę.

Ale… wytrzymał człowiek.

Poza tym czysto i naprawdę miło, ale jednak, mieszkanie w czymś w rodzaju garażu z oknami i widokiem, fajną łazienką, maciupką szafeczką i sypialnią… kurcze, niby wystarczające, ale jednak, ja muszę mieć otwierające się okna, a nie ciągły szum jakiejś dmuchawy i to ciepło!

Ich stać w Szwecji na ogrzewanie?

A może to nas nie stać i już przywykliśmy?

Mniejsza, właściciele mieszkają nad onym apartamentem, obok zaraz garaż, więc nie wiem… w maciupkiej szafce – składziku drzwi prowadzące najprawdopobniej do reszty domu. Takie… trochę to przerażające… nie wiem, jakieś takie niefajne. Ale przecież nic nie zaszło. Poza tym momentem jak koleś zapukał w drzwi wejściowe – zewnętrzne – w mundurze. O rany! Przez ułamek sekundy zastanawiałam się nad tym, czy od razu więzienie i czy gaci mi starczy…

No co?

Ale okazało się, iż to marynarka, w znaczeniu wodne siły… a raczej nie pływałam. LOL Tak w ogóle facet bardzo miły i dostaliśmy w prezencie flaszkę. Cóż, wiem, że dorośli tak robią, ale ja nie piję. Będzie prezent dla kogoś…

Chętni? Wystrzałowa jest. LOL

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.