„Seryjni mordercy nie pojawiali się często…
Znaczy, tak uważano, w końcu ilu tam morderców łapano od razu, ilu w ogóle łapano, a ilu kończyło, jak już ich złapali, z łagodnymi onymi wyrokami, z pobytami w szpitalach i placówkach o takim standardzie, że niektórzy z chęcią by się zapisali… tam właśnie, wiecie, na wywczas jakiś, na ono dbanie, dokarmianie, jakiś fitness, książki, TV, inne rozrywki… by pobyć sobie, by w końcu może i odpocząć, no bo może choć i tam towarzystwo szemrane, ale jednak, cała reszta, w takim porównaniu… no wiecie, no tam, ekhm, jakoś dawało się to przetrwać.
Ale jak się robiło imprezę, szczególnie taką teraz, w oną jesienność, gdy welon opadał, zmarli przychodzili bardziej bezczelnie… chociaż, tak bardziej myśląc, przecież zawsze przychodzili, nawet nie proszeni… ale teraz jakoś, no to był ten czas. Ten czas dotykania się światów.
Ten świat i tamten, który miał być zarazem przeszłością, jak i przyszłością i ten teraz, na chwilę stawały się jednością… a może nie? Może to wszystko bujdy? A może jednak po prostu tak się jakoś nie składało? Innym się znaczy. Wiecie, może im te światy stykały się tylko raz w roku…
Chociaż…
Może nie?
A może wszystko było jednością, tylko jakoś tak nie widzieli tego, abiegani, zapatrzeni w one ekraniki, w siebie samych… może chodziło o oną zombiczną ślepotę? A może jednak o coś więcej? Może nie chcieli być widzianymi?
Ale jedni, cy drudzy?
A może wszyscy?”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Szczerze, ale ciągle coś się dzieje… jak nie myszy, to szczury, a jak nie zwierzaki, to szaleńcy, a jak nie to, to płonie dach na Kvickly… nie no, naprawdę, gdzie ta spokojna i cicha Wyspa… tak znana.
Teraz jest dziwnie obca.
Obcy ludzie w sklepie, to już nie te znajome twarze, ciągle te same, wiecie, kiedyś może i znaliście mieszkańców, ale ostatnimi czasy, jakoś tak, nikogo. Jakoś tak dziwnie, sami obcy. Jedny kupili domy, inni znowu raczej próbują sprzedać to, co kupili, bo już im się tutaj nie podoba, bo to, co stworzyli nie wypaliło, no więc chcą to zmienić… jakoś taką Duńczycy mają mentalność, że jak nie ma z czegoś miliardów od razu, to należy to rzucić iść na kurs i zostać neurochirurgiem, a że się rączki trzęsą, no weźcie, nie wolno nikogo dyskryminować!!!
Jakby…
Ludzie nie mają jednej pasji… w moim przypadku archeologia, antropologia kulturowa, książki… to wszystko ciągnie się za mną od zawsze. Przeszłość, kopanie, trupy, pozostałości po cywilizacjach, które były nami… To zawsze byłam ja. Pewno, że próbowałam nowych rzeczy, ale jakoś szybko człowiek ustalił czego na pewno nie lubi i co mu no… mówiąc ładnie: nie pasuje.
A tutaj, codziennie coś innego.
Intrygujące…
Wyspa znowu się zmienia i nie wiem, czy uda nam się oną zmianę przetrwać… bo niektóre zmiany są ciężkie, a tu jak zachodzą, to łupią w łeb, a po kilku latach przechodzą… tak było na początku tego wieku, gdy wszystko stawało się bardziej turystyczne i sprzedajne. A teraz… niszczą plaże, bo postęp.
Te obecne zmiany są… bolesne.
Niszczenie środowiska, nagły przeskok od ekologii w śmietnik… a właśnie, jeśli chodzi o śmietniki, to pamiętacie jak mówiłam, pisałam, że będą nam robić śmietniki jak w Szwecji… no więc… też jak zwykle trochę, znaczy się, pieniądze wzięli, ale śmietników na razie nie będzie. Nagrody zgarnęli, poklepanie po pleckach było, ale co do reszty, to jakoś tak… nie. Nie ma, nie będzie…
Czy uważam, to wciąż za poroniony pomysł, no tak.
Dlaczego?
Bo po pierwsze plastiki i szkło wywalamy przy sklepie, i tak człek do niego podchodzi, podjeżdża, więc… część jest zresztą z kaucją, człek chce swoich marnych koronek, a co do reszty, resztek nie ma. A nawet jak się zdarzają, to jakoś tak, ptaki zjedzą, roślinki się poywią. Nie marnuje się takich ilości jedzenia… i nie kupuje się ich też. No wiem, ci co przyjeżdają pewno ich stać, choć ostatnio, jakoś tak, no nie wiem, ale jakoś tak patrząc na to wszystko, to wygląda to żałośnie…
Mocno.
Smutno.
Kiedyś, to chociaż były pozory, a teraz… ile jeszcze drzew, ile jeszcze ludzi odejdzie, ile onego ducha umknie…