Pan Tealight i Paranoid…

Paranoid był naprawdę mocno osobnikiem…

… zdiagnozowanym.

Miał wszelakie określenia w literkach i cyferkach zaznaczone, na papierkach różnokolorowych… decyzje, wszelkie diagnozy… opisy zaburzeń, wszelakich stanów zmiennych i niezmiennych, powtarzanych… Miał wytyczne i rady wszelakie, miał leki, proszki, płyny, wcierki i nacierki…

I jeszcze zalecenia…

Tia, a przede wszystkim jedno, żadnej teraźniejszości.

Miał je, wiedział jak je wykorzystać, ale jednak, ono uczucie, to pchanie w kierunku tych wszelakich modułów, metali i ich łączeń, przesyłania danych… nie mógł, musiał to rzucić, więc zaczął zbierać liście, problem w tym, iż i one zawierały w sobie tak wiele wiadomości, tak wiele szeptów, słów, wierszy, poezji wszelakich lotów, opadających, jesiennych i wiosennych, rześko wibrujących, rymujących… mało nostalgicznych… nie białych, ale jednak…też i plotek.

Bo drzewa wiedziały i liście wiedziały, a już korzenie, sczególne te, które pozostały w ziemi i okrywały młode sadzonki, wtłaczały w nie one wszelkie wiadomości… mądrości prawdziwe, mądrości wieczne… one wiedziały najwięcej. A liście, niczym zapisane dyski, jesienią się pchające w codzienności każdego…

… więc wiedział… więcej niż inni…

Ale i wiedział inaczej.

Tu, na Wyspie mógł wiedzieć.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Göteborg i droga na Wyspę.

Wstanie rano, no bo wiecie, chcieliśmy zajrzeć do wielkiego miasta… no co, mam w sobie jakąś taką sentymentalność w kierunku tramwajów i nawet na początku zaplanowaliśmy dzień w Göteborgu, ale jednak, doszliśmy do wniosku, że lepsze są lasy, łosie i jeszcze skały… dzic rządzi!!! Ale… po drodze, na chwilę, tylko by zobaczyć tak niesmowicie opisywaną Hagę…

Musowo.

Da się, na pół godzinki, tam akurat parking pod onym wielkim okrągłym czymś na kształt eeee… no wiecie, Skansen Kronan, czyli właściwie obronne fortecowe coś, co jest, jak na mój gust nazbyt młode, no ale… wiecie, w końcu jednak wciąż skały, wcią stare zabudowania, więc…

… nie dotarłam tam.

Spojler alert.

Znaczy wróć, widziałam go od dołu, ale jednak zajęta nadmiernie byłam pędzeniem w kierunku samochodu, bo nam się czas parkingowy kończył, więc pełne słońce, trucht, za godzinę będzie zimno, no ale… na razie poć się człowieku, na czuja lecisz, chociaż Chowaniec kurcze zawsze z tym telefonem, ja wolę na czuja… dziwna jestem? A może zwyczajnie inna?

Ale… najpierw droga, wiadomo, to autostrada, więc znajome widoczki, skały i te tam, jakieś drzewa, ale jednak, stacje benzynowe po drugiej stronie świata się zmieniły i to nie na lepsze. Znaczy okay, rozumiem, ino żarcie widać się liczy, ale kiedyś sprzedawali tutaj łosie… i magnesy i kartki…

Ale…

Ech, nie wiem…

No więc dojechaliśmy do miasta, i to miasta miasta, widzieliśmy i to i tamto, jak na przykład słynną Szminkę, która wrażenia na mnie nie zrobiła. Muszę przyznać, iż z drogi miasto wygląa lepiej. Jest bardziej dzikie, naturalne, a potem, środem, to wiecie, no miasto, Wrocław taki…

LOL

Ale…

Ale jednak postanowiliśmy popodziwiać oną Hagę. Uliczkę – dzielnicę – która składa się podobno, ze stworzonych w połowie XVII wieku podwalin, a potem, rozebrana w połowie – ech ci Duńczycy, straszyli wszystkich… odnowiona i z budynkami drewnianymi z połowy XIX wieku miała być piękna, powolna i kolorowa, a tak naprawę była wielkim zawodem. Znaczy okay, tak, są kolorowe domki, ale nie cały czas, wprost przeciwnie, to tylko kawałeczek…

Dobra, są tutaj takie słit sklepiki.

Są i knajpy, ale też i ludzi masa, więc… jaka przyjemność?

Może poza sezonem, ale byliśmy tam specjalnie wcześniej – dzięki temu parking nam się trafił – już była masa ludzi. Początek września, a jak widać, okay, można się utopić w tłumach, które zdawały się napływać, poszerzać i tak dalej… ale, może jakby było zimniej, może jakby było deszczowo, wiecie…

Be ludzi mogłoby być lepiej?

No ale… zaliczyliśmy kilka miejsc, ceny zwalają z nóg i rzęs. Ale w reczywistości chyba nie rozumiem fenomenu, bo Fjällbacka jest taka właściwie cała, czy na przykład Grebbestad. Okay, pewno, nie kady dom z XIX wieku, ale stylistyka i tak dalej… a można znaleźć uliczki cichsze. Można…

… tutaj też, wystarczy zejść z onej głównej uliczki i jest pusto.

Ale… no właśnie, pusto.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.