„One jeszcze nieużyte.
One wszelako zapomniane lub one zmienione ostatnio, które znowu chcą być wypowiadane i wyśpiewywane… ale już nie są sobą, tak naprawdę i nie wiedzą, nie są pewne czy w ogóle wiedzieć chcą… słowa, które dopiero miały się narodzić, nazwy, imiona, wszelakie określenia na rzeczy i sprawy, których jeszcze nie ma, lub też zostały zapomniane, dziwnie teraz niepotrzebne.
Nie ich to czas.
Nie ich moment…
One niewymyślone jeszcze.
Bo zwyczajnie nikt nie miał odwagi, by określić coś, co było, drżało, spoglądało na wszystko i wszystkich i domagało się nazwania. Jakiegoś określenia, imienia może nawet… a jednak, odmawiano mu tego, określano IT, co było i tak samo w sobie słowem dość niezdecydowanym, pełnym depresji i napadów bulimicznych… no weźcie no, jak tak można traktować słowa…
One…
One wszystkie zebrały się pod domeme Wiedźmy Wrony Pożartej Przez Książki Pomordowane i domagały się azylu. Schowania gdzieś na stronach, między zasusznymi kwiatami i liśćmi, gdzieś w książkach, do których nie zagląda tak często, pomiędzy listami i papierami, nawet rachunkami za wspomnienia… kartkami z czyichś wypraw, które się odbyły i nikt już o nich nie wspominał… onych wybrmiałych radościach, smutkach, marzeniach… może i spełnionych?
Chciały schronienia.
Bo miały dość bycia używanymi, istnienia w świecie, gdzie ludzie nimi sobie ryje wycierali i dupy zarazem, czasem jednocześnie i w łej kolejności!”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
No dobrze…
Tak naprawdę, to wciąż susza.
Tak naprawdę, dla wielu wciąż lato, ale dla Skandynawii to już jesień. Od pierwszego września wsio daje się zamierać. Mocno. Jakoś tak zwalnia, krzyczy REA! Znaczy tam, wiecie, wszędzie wyprzedaże… znaczy, nie podniecajcie się tak, nie u nas, bardziej tak na przykład na wybrzeżu Skandynawii.
Oj, tam to dopiero wyprzedaże, a wiem, bo właśnie wróciłam.
Wróciłam ze świata be internetu… bosko było.
Ale…
Oczywiście powrót do codzienności był dość dużym szokiem. Wróć, wciąż jest. Przecież dla nas Wyspa to codzienność. Praca, życie, podatki, podwyższone podatki, brak dopłat, ceny idą w niebo, kurna no!
Co się dzieje?
Czasem myślę, że zdałoby się jakoś tak zatrzymać, zamknąć się w domu, nie używać prądu, nie zużywać wody… ale czy się da? No nie da się. Lodówka być musi, woda w zlewie też, coś pić trzeba. No dobra, to tylko ta lodówka i jeszcze woda… ale książki. Książki być muszą, no weźcie no. Jak ja mam tak bez książek? Przecież to się nie da. Przecież to wszelako jest już zdechł pies!!!
Albo i KOTEK!
Kto wie skąd KOTEK?!
Ludzi mniej…
Prom dziwnie puściejszy.
Dałoby się zwolnić, tutaj można, ale jakoś tak, ta ciągła susza, nie, to dobija. Za oknem czyste niebo, wieczór, ciemność się w końcu zjawia o jakiejś bardziej sensownej porze… paznokieć przybywającego księżyca… ten nów miał moc, ale chyba jakoś się rozmyła między Gudhjem a Gudhem…
A tak, jest i Gudhem na tym świecie, ale o tym póżniej.
Na razie… no cóż, codzienność.
Chwasty do wyplewienia, krzaki do przycięcia, dojrzewające śliwki, no niektóre właściwie dojrzałe, ale kurna każda z lokatorem, nosz kurna, ile można no. Ja za mięskiem naprawdę nie… od wielu lat. Zwyczajnie mi nie podchodzi, smak nie taki, źle się czuję, dziwne to wszystko, bo jako młody dorosły byłam pewna, że bez mięsa to nie życie… no i jakoś tak, patrząc na one wszelkie rzeczy, to mam rację. Ale też jednocześnie jej nie mam… no przecież żyję, czyż nie?
A może nie?
Czy u nas jest wegetariańsko? Jak się dobrze poszuka pewno jest. Wiem tylko tyle, gdzie kupiś dobre warzywka, nie jadam na zewnątrz. Szczeczerze, mnie nie stać i tyle. Taka prawda. Właściwie, to Tubylcy jadają na zewnątrz, ale częściej cuć podsmażaną cebulkę z prawie każdego okna i tyle…
Grillowy czas?
Czy ja wiem…
Czasem zawieje jakąś podpałką, może w takich miejscach bardzo wszelako rozrywkowych i turystycznych to więcej ich, mamy też kilka burgerowni sezonowych, świnia w całości… zaraz, nie miało być o braku mięsa? Zawsze można pójść do Lidla. No, nie bądźmy snobami, zróbmy sobie warzywne mielone!!!
LOL