Pan Tealight i Duch Nietychświąt…

„… ale właściwie?

Właściwie, to o które chodziło?

No wiecie, świąt na świecie wiele. Religie je mają, zbiorowiska ludzkie je mają, miejsca je mają, pojedyncze osoby też i wszyscy uznają je za swoje i dla siebie najważniejsze, więc… od jakich świąt on był? I czy Dickensowsko przeszłych, przyszłych czy teraźniejszych… może właśnie coś trwa…

Czy on przyczepi się do każdych?

Będzie chciał prezentów?

Na razie siedział w kącie przebrany za Kacpra Duszka i ino mrugał tymi oczami za prześcieradłem. Prześcieradłem, które pożyczył od jakiegoś sąsiada, i który nie chciał go widać z powrotem, bo się nie rzucał, a może i szczęśliwy był, że problem mu z głowy, czy raczej spod tyłka, zdjął? A może zwyczajnie to olał? Wiecie… w końcu to tylko prześcieradło, nie święty całun…

Chociać…

Teraz?

Może już się stał?

Właściwie… to jakoś tak mocno nikogo nie obchodził ten duch, straszny nie był wcale, wszelako dziwnie mało widzialny i jeszcze… nie wydawał dźwięków. Wiecie, ni jęków ni skrzypnięć, ni dziwnych kroków, zresztą te już tutaj mieszkały, ni kajdanów żelaznych nie było słychać…

… właściwie, nie wiadomo, czy on tam wciąż…

Czy tylko to prześcieradło?”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Wczorajszy wieczór był… dziwny.

Najgorętszy chyba dzień w roku – 22.07 – w okolicach 40 C, wiadomo, zdarza się, ale wcześniej te kilka dni dziwnie męczących. Okay, lato, wiadomo, zdarza się… jednak nie chodzi o ciepło, na szczęście dzień później już było o połowę mniej stopni i podobno padało, ale wiecie…

Kropla w morzu.

Nocą grzmiało, a pioruny były tak wielkie, że kurde, można by było na plaży postać i niezłe zdjęcia zrobić, ale… ale o tej porze ja już chowałam się w domu z powodu… światła. Czegoś, co pojawiło się na niebie, niczym scena z Independence Day. Dziwne chmury, jeszcze jakoś wytłumaczalne, pomarańcze, różowości, a pod nimi dziwna jasność. Światło prawie oślepiające, dziwnaczne, wynaturzone, odmienione…

A przecież słońce już zaszło…

Więc…

Skąd to?

No dobra, wiadomo, że kwestie lustrzanego odbicia, woda w chmurach i tak dalej, wsio da się wytłumaczyć, ale uczucie, takie pierwotne, wiecie, coś w stylu: gniewu bogów, apokalipsa nadchodzi, wszelaka radosność z odejścia i spotkania zmarłych bliskich lub też nagłe poczucie ku kajaniu się i tak dalej…

W takich momentach postawić konfesjonałek i można kasę zbijać.

LOL

Ale…

Ostatnio całkiem sporo onych wydarzeń niebiańskich, już nawet te pioruny, zwykle nie są takie wielkie, zwykle to wszystko rozgrywa się tak daleko, że widać ino poświatę, czasem coś na horyzoncie, a one, takie białe, aż wymazujące wzrok, walące znienacka, potem to czekanie na grom, a jego nie ma…

Jakieś dudnienie na skraju słuchowej mobilności…

Pioruny, niczym rąbane niebiańskie drzewa domgające się… no właśnie…

Czego?

Niebo krzyczy, morze ino lekko pośmiardowuje, ale to raczej norma o tej porze, bo chociaż u nas tych ukropów nie było tak wiele, to jednak morze to morze, jeden pojemnik, naczynia połączone, wszystko się miesza… jak było gdzieś ciepło, to i zakwit przyniesie do nas. Na razie czuć tylko intensywny aromat wodorostów. Wodorostów, które wciąż nie niezmiennie polecam jako nawóz czy środek do rozpalania ogniska czy też palenia w piecu. Naprawdę… co prawda iskrzy, bo takie mocno tłuste, ale jak się fajnie wsio hajcuje!!! Mniam!!! Ciekawe czy na grilla by się nadało?

Nie wiem.

Takam niegrillowa.

Ale… mamy już sierpień. YAY dotrwaliśmy. Turyścizna się zmienia, wszystko jakoś tak okrzepło w onej letniości. Idioci robią sobie wyścigi na drodze, RIP jeże i inne zwierzątki. Ale zapewne, znaczy mam nadzieję, że jak zwykle przynajmniej policja się obłowi. Wiecie, bogatych można doić za szaleństwo na drodze. A doi się u nas nieziemsko… tia, to też takie wiecie, cud na nieboskłonie jak co poniektóry zobaczy one zera na papierku. Czy też raczej dostanie toto pocztą…

Kurde… nie wiem jak to jest z mandatami!

Wiem ino, że mnie na nie nie stać.

Motywujące!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.