Pan Tealight i Izba Zbytków…

Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki Pomordowane to od razu powiedziała, że co jak co, ale ona tego nie chce, brać udziału nie będzie i nie, nie udostępni żadnej ze swoich Szop. Że co jak co, ale sprzątać po tym nie chce, a i wrażliwa zbyt na dźwięki jest, więc… no szczerze…

Nie będzie w budowie Izby Zbytków brała udziału…

Na początku w ogóle nie rozumieli dlaczego, no ale. Przecież każdy może, każdy ma prawo do własnego zdania, każdy… ale jednak ona, ona przecież powinna zrozumieć, czyż nie? No pradawna dziwnie jest. Antyczna i mocno odkształcona w stronę przeszłości nie swojej, a jednak nie chce?

Ale jak to?

Przecież taka jest ekologiczna…

I wtedy chyba Pan Tealight zrozumiał o co chodzi, jak ona to zrozumiała, usłyszała… zrozumiał, ale nazbyt wstydził się by wrócić i wyjaśnić, by opowiedzieć jej wszystko… zresztą wciąż czuł na sobie to dziwne spojrzenie tych zielonych oczu z bursztynowymi plamkami. Jakoś tak…

Nie mógł.

Zwyczajnie nie mógł się przyznać do tego, co mieli zamiar tam robić. A dokładniej do tego, czego zamiaru robić nie miał… tudzież, no wiecie… naprawdę chodziło wyłącznie o recycling. Nic więcej. Żadnych lin, żadnych kajdan, biczy czy patyczków od sufitu do podłogi, lekko… oślinionych krzeełek dookoła, sceny jakiejś, na pewno w czerwieni i różach… kurcze… może jak i tak myśli, że wie co oni chcą tam robić, to może jednak rzucić te ekologię całą?

Może…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Wrzątek był zaskoczeniem, no ale, lato…

Czyż nie?

Czy my teraz jesteśmy jak UKej, że będziemy mieli fale upałów? No nie wiem, ale jakoś tak… trza przetrwać. Bo przecież zima w końcu nadejdzie, chociaż, czy warto czekać… czy warto?

Siedząc tak w cieniu, w kompletnym ukryciu i obserwując ludzi dochodzę do jednego wniosku, rzeczywiście te zombie z telefonami istnieją… rodzina, dwoje nastolatków, rodzice, wszyscy z telefonami, wpatrzeni w nie, nie w lizane lody, pierun wie co tam skrolują, aż mnie korci by podejść i się zapytać, ale wiatr zawiał, piernicznęło parasolem ogrodowym i omal nie dostałam w łeb.

Po drugim tkim wyskoku parasola niestety musiałam zmienić miejscówkę, więc wiecie, po prostu znikneli mi z oczu, ale nim zniknęli, zobaczyłam, że dziewczyna wyciąga książkę i zaczyna czytać, więc…

Kurde.

Co się dzieje z tym światem?

O co chodzi?

Czytają książki?

I to papierowe.

Ja pierdziu, czy w ciągu onego pandemicznego okresu, który się wcale nie skończył, więc nie wiem, co się te ludzie tak gromadzą, no ale… więc, czy podczas onego okresu książki do łask wróciły? A może jednak coś innego, te szczepionki tak zadziałały, czy coś innego… ludzie biorą więcej witamin?

A może…

Nie wiem, trafiłam na oną jedną, jedyną osobę?

Poza mną?

Przecież to jest możliwe. Nawet tutaj… nie jest jak naście lat temu, gdy człek dookoła widział na przykład Harry’ego Pottera w różnych językach, na statku, promie, w lesie, na plaży… wszyscy czytali, wtedy jeszcze papierowo. Oj, to były czasy, ludzie zjednoczeni przez manię czytania.

A potem wszystko się skończyło…

Ale… może nie?

No mniejsza, siedzę i robię notatki wyglądając podejrzanie. Wiecie, te kartki, ten ołówek, no kto tak robi, ludzi zaczynają się dziwnie patrzeć, ale nikt jeszcze nie splunął na mój widok, więc jakoś tak, zwyczajnie dalej oną obserwację antropologiczną, kulturlną i psychologiczną ciągnę…

I dochodzę do wniosku, że ptaki są bardziej intrygujące!!!

Zawsze.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.