Pan Tealight i Niemagia…

„Istniała.

Miała nawet swój wózeczek i osiołka spętanego niezaklęciem i jeszcze spódniczkę z jeansu i pasek, u którego majtały się przedziwne woreczki pełne wszelakich odmian kompletnego i całkowitego niczego. Nizioła, nikwiatu i jeszcze… niewolników miała. Wiecie, malutkich, co to podlani robili się więksi, a już po nasikaniu… oj, no może to i było dość mocno niezbyt intrygujące, można by nawet użyć słów takich, jak: spektakularnie wątpliwe, ale jednak spokojnie, szamańskie praktyki to nic nowego…

… można i golema se zrobić i z papierowym zaklęciem i ino z takim przecież napiskiem na ramieniu…

I można mieć dyndających u paska krzykaczy.

Golutkich.

Ale jeżeli oni chcą tam być i tak dyndać sobie niczym one małpiątki na linach, nosz kto im zabroni. Może jednak chcą? Może jednak to nie chodzi o to, że przymuszeni, może jednak już się przyzwyczaili i jakoś tak im to odpowiada, no i opieka zdrowotna jest za darmo i dentystyczna też.

Wiecie, każdemu pasuje co innego tak naprawdę.

Ale kto by się tam przyznawał do co niektórych odchyłów…

No dobrze, niektórzy uwielbiają o sobie mówić godzinami i dniami, nocami szeptać, o świcie trelować, joiki składać, haiku śpiewne inaczej, czy nawet, no jakoś tak… operę skleić. A co się będą ograniczać. Niektórzy tak mają, iż uznają siebie za cud wszechświata, o którym każdy lubi słyszeć nawet jeśli tylko chodzi o poranną kupkę. A jak już kupka, to zazdraszczamy takiego codziennego i regularnego wypróżniania. Jednak dobra kupa potrafi zmienić życie.

Dzień ustawić poprawnie…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Masy ludzi…

Myślę, że jakoś tak poprzez oną pandemię ten ogrom człowiekowatości jest bardziej odczuwalny. Wrzeszczące bachory w Lidlu, biegające bez nadzoru, one bakcyle w powietrzu rajcujące, nagle nie ma już żadnych odstępów, nic nie ma, jakby kurcze stał się cud i nikt nie chorował, a przecież… jest inaczej. W telewizji podobno krzyczą, iż maseczki może, na pewno w Niemczech wrócą w okresie zimniejszym, ale jeśli chodzi o lockdowny, to już nie będą…

Ot, dobrzy panowie dla głupkowatych ludzi.

Kto w to jeszcze wierzy?

Pamiętam, że zastanawiałam się co się dzieje z Tubylcami latem… i już wiem, wiem to od wielu lat, a jednak wciąż jakoś to mnie zaskakuje. Ona intensywność odrzucenia, ta ucieczka, chęć odstąpienia od społeczeństwa, chowanie się… wszystko to, co sprawia, że naprawdę nie jest się pomiędzy innymi. Spierniczanie, krycie się za ścianami, w pracy, potem tylko niczym duchy, przemykanie w sklepach, unoszenie prawie ponad półkami i jeszcze… jeszcze drogi…

… ja pierdzielę!!!

Jak oni jeżdżą?

Kto im dał prawka?

Strach jeździć. Jak nie ci z samochodami, to dzieci na rowerkach niebezpiecznie balansujące podobno po rowerowej stronie, albo idioci, co to jednak muszą jechać obok siebie na głownej trasie…

Serio tumany?

Dobrze, że chociaż pada…

Pada i chłodno.

Zaskakująco chłodno, właściwie, jak na termin LATO, to chyba aż zimno? Takie 17 stopni, to raczej naprawdę zimno i pomyśleć, że rok temu przez miesiąc człowiek nie mógł oddychać. Teraz niby też nie może, smarczy jak opętany ektopazmatycznym glutem, ale jednak wie, albo się domyśla, iż to zatoki i chyba anginka jakaś, ale… lekarze mają wolne, wiecie… wakacje, więc też se termin glutowaty znalazł.

Lepiej zresztą tam nie chodzić.

Jeszcze przywalą z jakiegoś nowoczesnego strzykawka i będzie. Z drugiej strony, tak odstawać od onych tłumów? Ile to jest ozdrowieńców? Ile zaszczepionych, ile pokłutych ino przez jeżyny?

No ile?

Ale naprawdę?

Z drugiej strony, czy w ogóle to ma znaczenie? Jak człowiek czymś oberwie, zarazkiem, bakcylem, pochodną, wszelakim wirusem, to oberwie. Nie schowa się. Nie ma ucieczki, a izolacja wyspowa działa niestety na naszą i korzyść i niekorzyść. Po prawdzie bylibyśmy niezłą grupą do testowania, ale może nie podrzucać im pomysłów? I tak testują nas psychicznie, to mi wystarczy…

Znowu straszenie Rosją…

Ile można?

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.