Pan Tealight i Odmęty…

„W morskich odmętach, innych niż wszystkie, żyły se wszelakiej maści byty. Byty wszelako nieznoszące ludzkiej bytności i obecności, jakoś nie do końca zajmujące się powierzchnią… Nie no, oczywiście, że od czasu do czasu coś wpadło, ale jak już uzgodnili, że nie, na pewno nie chcą zaśmiecać sobie środowiska, to zwyczajnie wypychali to wszystko na powierzchnię i mieli to gdzieś. Czasem może i jakiś cień czegoś narobił im stracha, ktoś stłukł filiżankę, inny źle zlepił spodek co to się nadłamał pod wpływem zbyt ciężkiej herbaty i ciasteczka, którego nie było, ale jednak…

Zwykle nic tutaj się nie działo.

Był Pan Rock i Pani Od Rocka i był jeszcze Karczmarz i BurmistrzKościół Pod Muszelką… tak, mieli i taką instytucję. No wiecie, jak w każdym miejscu mieli jakieś obyczajności, chyba tylko po to, by wyidealizować nieobyczajności, no ale, kto tam by się wtrącał, w końcu one Odmęty daleko były, a większość z tych z góry potrzebowała powietrza…

Ale…

No tak, nadszedł TEN CZAS.

Ech…

Nie pamiętali po wszystkim kto wpadł na ten pomysł jako pierwszy, zresztą, i tak nie byłoby kogo ganić, bo przecież wszyscy się zgodzili, były na początku jakieś protesty, jakieś tam sprzeciwy, ale jednak, podjęli tę decyzję. Niektórzy mocno wątpliwie inni znowu lękliwie, ale jednak… zrobili to.

Nie mogli kogoś tak wziąć, powiesić i już.

Albo spalić na stosie.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

No dobra, ostatni dzień wiosny zaskoczył wieczorowym deszczem.

Ona najdłuższa noc naprawdę świeciła się jak… ekhm, przysłowiowe jajca, nie pytajcie kto tam Faberge poleruje, ja nie. Nawet przez żaluzje i rolety było dziwnie jasno… ale z drugiej strony, przynejmniej chłodno, pierwszy dzień lata zaś umiarkowanie. Tak jak drzewiej bywało, niby ciepło, w cieniu chłodno, wieczorami sweterek… tak jak lubiłam, a jak już nie było od lat.

Wiecie…

Bryza morska i te sprawy.

Do tego w końcu popadało… ziemia nawet zaczyna przypominać ziemię, ale, pewno szybko się to zmieni, bo deszczu może coś będzie, ale za tydzień… chyba że znowu się prognozowacze pomylili i Płanetniki poszaleje z kanalizacją tam na górze. Wiecie, u nich pewno ceny też poszły w górę i tak dalej…

Wszędzie w końcu poszły.

Uwielbiam te opowieści rowerowców o Wyspie… że ojej, jakie ceny. Bez urazy, ale tak mówię jak mi znajomi z Polski opowiadają ile co kosztuje. W Lidlu będziecie mieli trochę normalniej. Nie ma boja. A cała reszta, cóż, to wyspa, tutaj rzeczy trza dowieść, a i sezon trwa tylko przez lato właściwie…

Niestety one ceny zostają dla nas przez cały rok.

Ale, wracając do opowieści letnich, to tak…

Nie, nie chcę widzieć kto co i gdzie napisał o Wyspie. Już mam dość podsuwanych mi tekstów. Jedne opłacone przez państwo, inne wymyślone przez pismaków, potem wsio leci i człowiekowi ciśnienie skacze. Naprawdę… tak, zdjęcia śliczne, no ba, bez urazy, ale każdy zrobi, co gorsza, to jakoś tak… one wszystkie takie same. Właściwie dopasujecie do większości nadbałtyckich miast.

Dziwnie tak…

Denerwuje mnie to, no całe postrzeganie nas jako pożywki dla Turyścizny. Zachowuj się, uśmiechaj, od dawna już rozumiem dlaczego te 20 lat temu tak mnie zaskoczyło, iż Tubylcy latem nie wychodzą, a jak już, to tylko w sobie znane miejsca. Znam te miejsca, czasem je pokazuję, ale nie piszę gdzie to… bo wiecie, nagle każdy, co roku, z przyjezdnych wie lepiej jak mamy się zająć naszym światem. Jakbyśmy nie walczyli… o te durnoty na rondach… to trzecie… ja pierdziele, ta wylewka gnojowa z betonu, bez urazy… sztuka to coś w czym się urodziłam, czym mnie męczono, co robię, ale nie, nie znam się, kompletnie. W ogóle. Nie pytajcie mnie…

Ja pierdziele jaki to koszmar… trzy rzeźby, tudzież raczej one krzyki artystyczne miały opowiadać o Wyspie i mamy rdzewiejące dwa niby pudła metalowe bez ścianek ze złotym czymś, domek dla Smerfów, który ma postać okrągłego kościoła i betonową dziurę z brzegiem w połowie się kończącym…

Kupy wszystko.

Czego potrzebujemy?

Drzew…

Mniej randapów, mniej tej szkodliwej chemii, mniej… gdyby obięto nas chociaż częściową ochroną środowiska, wiecie, stworzono coś na kształt parku, ale dla ludzi. Bez urazy, wciąż chcemy przecież żyć… ale mamy i ludzi i pola, i możliwości. Tylko… lepiej traktować to widać za głupotki niż… zamiast wspierać onych szaleńców hodujących warzywa to wciąż wsio z Hiszpanii czy Holandii. Krówki i świnki na zewnątrz prawie cały rok. Przecież to można zrobić, ale… po co…

Tak mówią.

Jak to po co?

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.