Pan Tealight i Los Płaczki Cmentarnej…

„Problem był prosty, zwyczajnie tutaj jakoś tak, sporadycznie kogokolwiek chowali, a jak już to najczęściej w proszku, albo wiecie, ktoś se na kominku zezwłok układał, tudzież dziadkowie w zamrażarkach… kiedyś dorwała takiego i zaczęła zawodzić, to policja ją potem na psa tropiącego wzięła, ale nie dała się. Uciekła im wymigując się też prawnie, że wariatka, że nie, nie ma wcale legitnej firmy na szlochy pogrzbowe. Nie, to nie ona, no gdzieżby, patrzcie no…

Nie ona.

„Szlochy Pogrzebowe” ostatnimi czasy nie miały się dobrze. Wiecie, te wszelakie pandemie i tak dalej. No poszło z tym interesem niezbyt, ale też zakładała zaraz przed pandemią, myśląc, że się opłaci. No przecież ofiary będą, ale wprowadzili ograniczenia, i miast szczerego łkania każdy wolał brać wujka Cześka czy ciotkę Hankę, chociaż nie płakali, a ino na żarcie stypowe chcieli…

Wiecie, w końcu tyż oszczędność.

A teraz ten kryzys…

… więc zaczęła się wynajmywać depresantom i tym co PMSa właśnie chciały sobie opłakać. Dokładnie to popłakać, no wiecie, się poużalać nad sobą, nie że im brakowało onego wszelkiego sie hormonowania czy coś, zwyczajnie tak… płaczliwe były i jakoś tak wychodziło, że no… w towarzystwie fajniej.

I ktoś chusteczkę poda czy rolkę ręcznika…

A one takie przyjazne i za darmo…

Chociaż, czy na pewno, przecież we wszystkim jest interes. Wilgoć znikająca, dziwne fiolki soli w zakładzie, podobno himalajska, ale kto to udowodni…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Z cyklu przeczytane: „Księga cmentarna” – … zbiór opowiadań.

Jak tytuł głosi, opowiadań mało żywych, aczkolwiek jest przecież Nik. Żyjący, właściwie chłopiec, którego wychowuje cmentarz, a dokładniej ci, który wciąż jeszcze jakoś zachowali związek z tym życiem. To oni go bronią, oni go strzegą, ale i uczą… tylko, czy miejsce takowe jest dobre dla dziecka?

Młodego chłopca?

I co zrobi dorosły?

Opowiadania łączy osoba Nika, ale to wciąż opowiadania, nie ciągła powieść. Drobinka literacka, która jednak sprawia, iż budzą się w nas i wspomnienia i zapomniane na dobre przygody w takich miejscach. One uczucia, że ktoś patrzy, ktoś prowadzi… rzeczy i sprawy, na które byliśy bardziej wyczuleni, gdy byliśy dziećmi… i jeszcze, jeszcze coś takiego domowego, choć to cmentarz, wiecie, nie do końca miejsce dla żywego, chyba że odwiedza, chyba że już…

Rozmyśla zbyt wiele.

Książka przeciekawa, madra i warta zainteresowania.

Pada…

Znowu mnie to zadziwia, ona normalność. Wiecie, deszcz… deszcz tak sporadyczny, że ciężko jest przypomnieć sobie jak to jest, jak pada. Niegdyś parny dzień oznaczał burze straszliwe, chowanie się pod kołdrą i… dobra, raz zostawiłam magnesy w oknie, ja piernicze, jaki był wrzask, że przywołam pioruny, nosz przecież… hmmm, czy naprawdę by się tak stało.

Teraz tylko się zastanawiam.

Nie jestem już tamtym dzieciakiem… mam w sobie nazbytnią ostrożność, chociaż, nie do końca oną dorosłość… ale deszcz. Kiedyś był tak normalny, teraz susza jest normą. Czy to się zmieni, nie wiem, wiem jedno, iż tutaj nie ma burz. No tak, u nas można usłyszeć jakiś grzmot w oddali, czasem, raz w roku gdzieś pierdyknie i człek znowu nie rozpoznaje ntury, ino myśli, że manewry czy coś…

Chłopcy i dziewczynki bawiący się w wojnę…

A to grzmot, coś tak normalnego, a jednak tutaj zaskakującego… i znowu, nie żebym narzekała, zwyczajnie zaznaczam odmienność przyrodniczą. Dziwność, bo przecież dookoła woda, ale też i wytłumaczalność, one opowieści z dzieciństwa, gdy dorośli mówili, że nic się nie stanie, że tak, wszystkie dzieciaki mogą spać w jednym łóżku – AKA bać się, bo piorun jak już to do wody pędzi…

Może tak jest?

No ale… najważniejsze.

22;22 i mam jakieś 10C.

Serio… jest zimno.

I ponownie nie narzekam, oj nie… ale ludziska z Folkemodeta to raczej nie byli zaintrygowani disiejszą pogodą. Bo… padało. W końcu padało. Żeby nie było, należy zaznaczyć ten cudowny dzień, czyli 19 czerwca.

Urra!

Podlało.

Nie żeby to było coś spektakularnego, ale dziś nie trzeba podlewać i może jeszcze jutro też nie. Deszczu na najbliższy tydzień się więcej nie przewiduje, więc powrót do suszy zapewniony, co ze Świętojańskością? Nie wiem. Czy będą one ogniska, one pochody i tak dalej, nie wiem… wiem jedno, rok temu już pływałam, bo tak paliło. A w tym roku mnie wcale nie ciągnie do wody.

Albo raczej, wróć.

Ciągnie mnie, ale nie do tej?

Marzy mi się ona północ wciąż. Reniferów karmienie, psie zaprzęgi, ale też dziwnie ciągnie mnie na południe, znowu do Egiptu, zobaczyć to, czego nie widziałam, jakoś tak… ino na pewno nie teraz, no weźcie, troszku ukropicznie. Tam to najlepiej w marcu czy jakoś tak. Chociaż? Może i u nich teraz wiekuista gorącość?

Nie wiem…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.