„Nikt nie wiedział, że się wprowadził.
Właściie, to jakoś tak, no wiecie, można było przeoczyć coś w tym wszystkim co się ostatnio tutaj działo. Nie należy nikogo oceniać, czy obarczać wszystkim jednak. Nie można tak… Oną wiedzą, obserwowaniem, wiedzeniem, wszelakim… no wiecie, wielością codzienności swojej i innych i jeszcze wymyślaniem, i jeszcze…
… byciem…
Byciem sobą, byciem jakimś i wszelako interesująco intrygującym, no wiecie, elementem onego tła, na którym inni może błyszczeli bardziej. Może innym udawało się wypełniać większą ilość onego obrazu, może i mnie zasłaniali… nie, nie mnie, nigdy mnie, mnie nie wolno było.
Nie.
Nawet ten Smokomuch, wszelaka potwora, co to rozrzucała dookoła jajeczka, a z nich wychodziły jego mniejsza, ale lustrzane wprost odbicia i walczyły. Podobno. Jednak nikt nie wiedział o co i dlaczego. Czego chcieli, jak ich wygnać, no i przecież ono ich walczenie nie bolało, nikogo nie raniło, ino ten Smok z Komina, stara raszpla, wiadomo, nie pasował jej inny gatunkoow zbieżny na tym samym terenie, więc tylko przez jej krzyki zwrócili uwagę, ale potem szybko wrócili do swojej pracy.
Do onego bycia sobą.
Jeśli to pracą zwać można?
I dobrze, bo przecież jestem ja… choć wciąż o mnie nie wiedzą. Dziwnie wciąż udaje mi się znikać im sprzed oczu…
Dziwnie.
Sama byłam tym wtedy zaskoczona, z czasem dopiero zrozumiałam, że wcale nie byłam taka ważna, ale wtedy, oj wtedy byłam pewna, iż posiadam takie moce, które sprawiają, że wszyscy przede mną klękną i oddadzą mi cześć. Cześć mi należną i dary wysypią i potoczą się kamienie szlachetne i klejnoty…”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Druga połowa czerwca…
Temperatury w nocy lekko ponad 10 stopni. Ciekawe… nie narzekam, wprost przeciwnie, do tego w ciągu dnia na razie chłodny wietrzyk, w słońcu oczywiście pali, a słońce mamy prawie codziennie, znaczy bardziej codziennie i tak dalej, ale… wszystko to wciąż nie przypomina początku lata. A może zwyczajnie wszystko nas tak przyzwyczaiło do tego zbyt ciepłego klimatu?
Może?
Może w końcu to chłodniejsze, o wiele łatwiejsze do wytrzymania codziennie jest nam przeznaczone? Ja bym była bardzo za, bo szczerze mam dość żaru i takich tam. Ostatnie lata były palące, zresztą, co ja tam kłamię, susza w końcu ma się bardzo dobrze. Kupiła kolejną willę i to z basenem, ale wiecie, nie dzieli się wodą z innymi, w końcu ona to susza, czyż nie?
Folkemodet też był…
Znaczy nagle na Wyspie pojawiła się masa ludzi, potem nie do końca zniknęli, bo wiadomo, przecież Turyścizna, niektórzy już mają wakacje i takie tam. Ja mam robotę w ogrodzie i innych miejscach. Zawirowania wszelakie i oczekiwania, a oni wyjeżdżają. Ciekawe jak to jest tak spontanicznie sobie pojechać? Jak to jest tak spakować się w dzień i po prostu… zniknąć…
I pojawić się gdzieś indziej?
Nie wiem.
Słońce szaleje…
Roślinki mają to gdzieś i znikają pożarte przez wszelakie żerte twory. Narobisz się, a potem wychodzi na to, że wsio czego nie zeżarły to kurna chwastowie… więc może chwastów mam się trzymać? W końcu tak patrząc dookoła, wszystko to jest chwast. Wsio. Chwast to i tamto i jeszcze to…
Weekend to czas kosiarek do trawy.
W ogródkach uwijają się i panie i panowie… wszelako każdy chce jakoś tak upiekszyć swój dookolny świat, bo przecież żyjemy nie tylko w domach, ale i w ogrodach i lasach, obok pól i rzek, w morzu i jeziorach i jeszcze… może na plażach, ale to jak tam komu pasuje. Wiecie, dla każdego coś miłego. Ten woli posiedzieć na skałach, tamten znowu czeka na ono oberwanie chmury, którym straszą zawiadomienia z DMI. I zgadnijcie… znowu nie padało. Podobno gdzieś tam pokropiło…
Ale nie tu.
Czasem człek myśli, że deszcz, to coś, co przytrafia się innym.
Czasem… ech… czasem człek myśli, że jak już to będzie trzeba pluć na drzewka, żeby one śliwki i jabłka dojrzały. Bo jeżeli nie będzie padać, to wiadomo jak to się skończy. Zeschnie, opadnie i tyle. Dziwny jest ten strach, który się czasem pojawia, taki atawistyczny mocno. Pierwotne siły wnikają w człowieka i nagle czujesz, że przecież to wszystko wciąż jest takie jak kiedyś.
Możesz mieć najnowszy wypasiony telefon, ale jak nie będzie co jeść… cóż, telefonu nie zjesz. Możesz próbować, podobno są osłonki z materiałów jadalnych, ale jednak, no cóż, takie toto już zużyte.
Przeżute.
Ale… oto już po wiośnie…
Szybko poszło.