Pan Tealight i Nicsięniedzieje…

„Wbrew wszystkiemu, jakoś tak, wszyscy to wiedzieli…

Wbrew jakiemukolwiek pomyślunkowi, możliwe iż, że zgodnie z naturą odkrywania wpojonemu każdemu z bytów, i tak dalej, jakoś tak… wiedzieli, ale jednak, też chcieli, by szalało, by się działo, by jednak coś było i…

Najlepszy był Bóg Od Tego, Że Nicsięniedzieje.

Zgodnie z nazwą zapewne na pierwszy rzut oka, każdy myślał o nim… nie, każdy o nim w ogóle nie myślał. Był wszelako i niezauważalny, i jakoś tak mocno wtapiający się w tło i jeszcze, oczywiście iż był, oczywiście, że istniał i miał swoich wielbicieli oraz wyznawców. W szczególności takich, którzy już się jakoś odkuli w tym świecie, napodróżowali się, chcieli naprawdę po prostu być… ale by nic się nie działo. By nie trzeba było czegokolwiek zmieniać, by było jak jest…

Bez ciągłych ulepszeń i jeszcze…

… i jeszcze cisza i spokój.

Bo tak naprawdę wszyscy marzyli o onym wielkimsiędzianiu, o tych wszelakich wyprawach i przygodach, ale jak już doznają tego i tamtego, to w końcu nagle rozumieją, że za dużo, to jednak niezdrowo i męcząco i jeszcze jakoś tak, czasem lenistwo serio popłaca. Na przykład nie zainwestowałeś w coś i to coś upadło, więc jakoś tak, wygrałeś. Nie straciłeś kasy, nikt cię nie obwinia, nie ma cię…

I uświadamiasz sobie, iż ona dziwna niewidzialność jest pierdzielenie dojrzała, wrażliwa i wszelako ci pasuje. Jakoś tak jest ci z nią dobrze, do twarzy i wszelako, masz nagle czas, który mozesz zmarnować.

Albo nie…

Masz wybór.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Pełnia i poczta…

Gdy to piszę, na przeciwko mnie wisi nad drzewami księżyc… wróć, kłamię, wisiał wczoraj, a ja miałam co innego do napisania, teraz jest prawie czwarta, słońce napiernicza, więc, wiecie… oto obraz z innej chwili, ale całkiem możliwy za kilka godzin, wielka rąbana kula. Wyglądająca właściwie jak słońce, bo przecież jasno prawie do północy. No dobra, do 23ciej, ale jednak…

… więc wii toto i się gapi na człowieka.

Gapi się.

Widzę to i czuję, że się na mnie gapi, ogromna kula, której niczego nie możesz zrobić, a która miesza ci w głowie i sprawia, że jesteś do niczego, na dodatek robiłam sesję i jednocześnie mnie przewiało i nazbytnio oświetliło, więc moja radość i zatkane zatoki po prostu pulsują bólem, chcicą uwolnienia się z mej głowy oraz wszelakimi pragnieniami, o których naprawdę nie chcę wiedziać, bo… bo mam już dość. No weźcie no, ile można tak… połowa czerwca taka cudownie chłodna, ale wiadomo, że w końcu gorąc nadejdzie. Na razie chłodne noce, dni maks 20 stopni, więc…

Da się żyć.

Ale ten księżyc…

Nie macie wrażenia, iż onych ciągłych pełni kiedyś było mniej. Ogromny księżyc, czy widoczną Mleczną Drogę pamiętam z przeszłości, a teraz to raczej ciągle deszcze meteorytów, nadmierna aktywność słońca…  a co z tymi dziurami w powłoce ozonowej? Jedna mi kiedyś na wykopie nogę sfajczyła, do dziś mam blizny. Gdzie się podziały inne strachy, inne pełnie, mocniej normalne…

Gdzie?

Pogoda szaleje.

Winorośl na przeciwko już powoli zmienia się w winnicę… nic ino czekać aż te kobiety będą stopami ubijać winne grona i tak dalej… Kolejna nowa wizja. A może tylko pełnia księżyca? Może to jej wina? Bo przecież to, iż pole zamienili na winnicę, to nic dziwnego. Stok nasłoneczniony, winno się udać…

Winno. LOL

Ale zboża nie będzie… i tylko ta pełnia. Oszaleć można, a może już wszystkim nam trochę odbiło, tylko o tym nie wiemy, a jak nie wiemy, to… tylko pełnia? Mniejsza, pełnia jak pełnia, do tego znowu dziwny, mroxny wiatr, to uczucie zimy w powietrzu, dziwnie tak, kwiaty jarzębiny przekwitły podobnie i bzy, ale już pojawiają się piwonie i przypominają mi o Babci.

A poczta?

No tak…

Otóż weszły jakieś nowe prawa i obowiązki, co oznacza jedno, że wszystko to naprawdę już zdechło. Zwykła przesyłka zza morza idzie tygodniami, z USA czy UK w ciągu tygodnia? Przecież to szaleństwo. Polecone obecnie koniecznie trzeba podpisać, a przecież człek kiedyś podpisywał świstek, że nie trzeba, więc… komiczne me sterczenie w drzwiach, gdy osobnik, wiecie, oni teraz elektrycznymi jeżdżą, niebieskimi, więc w kij dupe zadek wieloryba ich nie słychać, ale żwirek chrzęści na podjeździe, więc jakoś tak, no, nie oszukujmy się, ale to jakby ciężki duch przemykał za ścianą… i nagle już nie ma dzień dobry i paczka… nie ma uśmiechu, jest osobnik, który odstawia moją paczkę do pudła obok mnie, gdy ja stoję za drzwiami…

Widoczna za szybką.

No przecież mnie widział.

Widział mnie, otwierałam drzwi, zawsze byli mili i tak dalej… ale nie, nie ma już tych listonoszy, są jakieś rąbane roboty…

Nieludzie…

I nie, to nie wina pełni.

Mam się podobno cieszyć, bo pamiętam, czy też doświadczyłam świata, jakim był, już z kibelkami i techniką, ale też i tym, że klient był ważniejszy, program miał być idiotoodporny i wszelako… przyjazny użytkownikowi, a nie co sezon nowe gówna, których masz się uczyć tylko po to by pogadać z kimś, kogo znasz tylko dzięki internetowi, a teraz… nawet nie wiesz jak go wywołać do rozmowy.

Może to pełnia… jak to piszę słońce już się przesuwa robiąc miejsce innej kulce… błękit nieba lekko ciemnieje, chmurki… wrony…

Dziwny ten świat.

Niemiły…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.