Pan Tealight i Wyprzedaż…

„Zmiany…

Niby nikt ich nie lubił, ale jakoś czasem każdy potrzebował, a nawet jeśli nie potrzebował, to może tylko nei zdawał sobie z tego sprawy lub… zwyczajnie, inaczej spoglądał na świat. Albo… było jeszcze inaczej. Zmiany miały to do siebie, iż uwielbiały się wszędzie panoszyć i naprawdę szaleć, a to oznaczało, że szczerze nikt ich nie lubił, ale też nie umiał bez nich żyć, jakby były tym tłem, bez którego nie byłoby was widać… Lub było coś w tym jeszcze innego?

Kompletnie innego…

Nie wiadomo.

Albo zwyczajnie ni nie chcieli o tym mówić ni nie chcieli myśleć… lub istniały takie rzeczy i sprawy, które wypowiedziane nabierały zbyt wiele ciała i wymagała diety? No kto to nadąży za oną współczesnością?

Kto?

… więc nie nadążali, ale Sklepik z Niepotrzebnymi trzeba było odgruzować.

Choć troszeczkę.

Szykowali szmatki i płyny, szczotki i mopy byli tacy, którzy uwielbiali pożerać śmieci, inni znowu kurzem się odżywiali, więc i to jakoś tak grało. I to w jakiś taki, pokrętny może i wielu obrzydzający, sposób, no po prostu… nie oszukujmy się, wszyscy, każdy jest inny. Naprawdę się nie oceniali, zwyczajnie, uznawali że się uzupełniają. Oczywiście, że się kłócili, czasem była i bójka, czasem ktoś znikał, czasem i na zawsze, wiecie jak to jest… ale zachowywali stabilność.

Czy czystość jej nie naruszy?

Onej cudownej intymności…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Przez przypadek trafiłam na youtubowe rozgawory Amerykanów, którzy przenieśli się do Danii, ale oczywiście jak mówimy o Danii, to w amerykańskim lengłydżu znaczy to oczywiście Kopenhagę, więc…

Czego się można dowiedzieć?

Że nie rozumieją, dlaczego urodzone tu dzieci nie dostają od razu obywatelstwa, że jest ciągle jasno i to tak mocno jasno jasno jest wiosną i latem, a potem robi się ta straszna zima, ale nie ma śniegu, a podobno były… no przecież ta jakowaś pani minister czy inne coś, co to pomieszkało w stolycy chwilę i było nawet ambasadorem czy czymś, nagle pomawia Duńczyków o biedę… no i co z tego? To już biednym nie można być i rowerem do roboty jeździć? Sorry, ale w stolycy to można. Na Wyspie to się tak nie da, ale tam, oczywiście, że tak, ale nerwy trzeba mieć.

Rowerzyści bywają brutalni.

Poza tym podatki, są dziwne i wysokie, dodatkowo wszędzie wszystko jest po duńsku… i sorry, ale już w tym miejscu mnie to rozwaliło. Akurat para, którą oglądałam była spoko i naprawdę fajnie tłumaczyli to Amerykanom na ichnie dlaczego i co, no i jak i w ogóle co prawdą jest, a które idiotyzmem.

I hygge im za to!!!

Za to ubawiłam się z laski, która opieprzyła w swoim vlogu Duńczyków za swe nieszczęście, a bo przyjechała tutaj do pracy, a tu nie dość, że po Duńsku wszystko, nawet napisy na szyldach, to jeszcze ludzi nie można łapać na ulicy i się z nimi zaprzyjaźniać… nie wiem, do mnie ludzie zawsze podchodzą i mnie o zawał ubogacają, i ciągle chcą gadać i tacy zainteresowani, a ja co…

A ja nie chcę!!!

Covid Hygge!

A wiecie dokąd wróciła biedna laska jęcząca że ludzie nietowarzyscy, no i pogoda się jej nie podobała, bo wciąż pada… no więc ona wróciła do Londynu.

Kurtyna!!! LOL

Chyba nie wiem, tudzież nie zdaję sobie z tego sprawy, a i więcej, w rovhulu to mam jak Danię postrzegają, bo co mi do cudzej głupoty. Ale z drugiej strony przeraża mnie jak bardzo, w szczególności Amerykanie są głupi.

Jak zapoceni są, maksymalnie, zapatrzeni i ogłupieni wprost są w onych swych wielkich samochodach, ogromnych sklepach, tej wielości wszystkiego… oni tam nie chodzą… jak tak można? Ino auto?

Szaleństwo…

A może to tylko różnica między Europą a resztą świata?

Może?

Wyruszam w świat świadoma tego, że każdy może być inny, wierzyć w inne, mniemać inaczej, mieć inne etyki, moralności nawet… no wiecie, szacunek, oczywiście, jestem gościem, ale już nie ma plucia w twarz. Jak to robią, wybywam z takiej obyczajności, problem się pojawia, gdy ona obyczajność zaczyna zawładywać światem, który był mój. I co teraz? Jak walczyć?

Jak nie zmieniać tego, co było spokojne i jakieś takie…

Moje?

Wyspa wciąż się zmienia i nie są to zmiany na lepsze… tylko, że tego nie da się zatrzymać, bo nazwą to ekologią, i choć wiesz, że kłamią, to nie ruszysz ekologii. Wielkie maszyny w porcie budują kolejne wiatraki, ale ty już wiesz, że to tylko biznes… zaśmiecone morze łka, a ty… tylko mozesz łkać z nim, jak stać cię na łzy…

Bo sól wyżera rany w skórze…

A woda już nie taka jak kiedyś.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.