„Nie, nikt go nie widział… nie wiedzieli jak wyglądał, jak mówił, jakie lubił potrawy i co pił, gdy smutek ogarniał go tak szczelnie, że nawet w najziemniejszy dziej wszystko wydawało się być miękkie i miłe… bezpieczne. Jak się ubierał i jakich tkanin nie lubił, może był jednak jakimś skrytym faszionistą, a może też i influenserkę uprawiał, wiecie, samotny to on mógł być, wolał między drzewa leźć i w krzakach sikać, ale jednak, jakoś tak, lubił innym pokazywać dzicz.
Wielką dzicz.
Może to był ten ktoś, kogo właśnie polubiłeś tylko dlatego, że widziałeś jego piękne dłonie, poorane od jeżyn i malin, ale jednak, jakoś tak, pianistyczne. Długie palce, dziwna bladość, chociaż… powinien być bardziej opalony? Z drugiej strony samotność nie oznacza przecież tylko dziczy i skrytości, można mieć i dom i cały ten szajs, ale zwyczajnie nikogo nie spraszać, jak Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki Pomordowane… może i był to jej jakiś krewny, czy pokrewny…
Nie wiedzieli, bo nie widzieli, ale jednak…
Ktoś kiedyś słyszał dziwny szept, żeby nie sikać pod tą sosną, bo wiewiórki na górze szaleją i szyszką można oberwać, a to bolesne. Kiedyś też ktoś dostał kwiaty, gdy miał bardzo zły dzień a i Wiedźma Wrona korespondowała z jednym takim, który w rzeczywistości, nie wiadomo gdzie żył, ale nie tolerował ludzi… może… jednak tylko ją, chociaż, wciąż wątpliwości wzbudza ono jej „człowieczeństwo”.
Ale… tak…
…
… w ogóle, czy naprawdę istniał…”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Straszą…
Oczywiście, że media Wyspę straszą, że Putin by zrobił to i tamto, i że tak, jak najbardziej posiada akowe możliwości, i że ten podpisany pakt z zeszłego wieku wciąż jest wyciągany na zewnątrz, ale… zawsze żurnalisty potem dodają, że to jednak mało prawdopodobne. I wiecie co?
Uznaję to za najwyższe skurwysyństwo.
Po pierwsze ludzie, którzy tutaj mieszkają i tak mają mocno przesrane, będąc użytecznymi dla państwa tylko jak trzeba w ekologię robić, światu coś pokazać, czy na przykład na wakacje gdzieś wyjechać, a poza tym, to po co komu ta Wyspa? Poza tymi zakochanymi w niej, tym, którzy poczuli, że tutaj dom… prawdziwy… chociaż. Czasem mi się wydaje, iż wielu z nich poczuło to więcej niż raz. Zwątpili też raz, a potem może i drugi, a potem, znowu wsio się zmieniło.
Podobno wiele osób schodząc na ląd odczuwa to coś… ono dziwne uczucie, że oto jest dom. Ale w niewielu ono uczucie się rozwija. Może to jakiś syndrom podróżnika, wiecie, wytelepanie na wodzie i potem widok onej linii brzegowie, że aż chce sie wdrapać na bocianie gniazdo, co na promie będzie raczej trudne i mocno zapewne zakazane i na pewno nie będzie to ten maszt…
Ale jednak…
Czy tchnie w nas, bije wciąż ono pożądanie lądu? Może bycie na łodzi/statku i tak dalej, jednak mąci nasze zmysły? Bardziej, niż nam mówią?
Może…
Dom…
I gdy mówią, że z ni stąd ni owąd ktoś może ci bombkę spuścić, to wiesz, że trzeba przygotować się na najgorsze. A tutaj kurna ino jedna jaskinia na wszystkich. Może dlatego onej Turyścizny tak niewiele? Nie dlatego, że zimnawo, temperatura ma wciąż naście, nie dwadzieścia coś stopni i jeszcze… jeszcze wszelako to zamknęli i tamto, a ci co się pootwierali, to chociaż siły i wszystko tam mają na miejscu, to jednak, jakoś tak… wiecie, ten pandemiczny szał tutaj nie był tak ciężki, ale jednak…
Jakoś coś w powietrzu wisi i nie tylko havgus czy pył znad Sahary.
Czy ten Merkury co to się znowu cofa, pozornie…
Szaleniec no!!!
Ale… oto połowa maja już prawie, własciwie no już i co z tego? Czas zapierdziela i jakoś tak nie wiadomo za co się złapać. Czy chwasty czy sadzenie, kalafiorek może, czy jednak zacząć biznes olejowy jakiś bo i u nas się zaczynają te gadki o tym, że kto gdzieś przetrzymuje nie wiadomo ile oleju… i to wszystko przez niego… więc, w tym miejscu przyznam się do czegoś… nie lubię oleju. Oliwy też nie. Nie używam od… eee… wieku? Jakoś nigdy z olejem nie było mi po drodze.
… więc nie mam.
Takie czasy, że nikomu już zaufać nie można. Znaczy, lepiej nie ufać. Może utrzymywać stosunki wszelakie, ale jednak…
Ech, cóż ta pandemia z ludźmi zrobiła?
A może to ludzie ludziom?