Pan Tealight i Serce Biegacza…

„… co wyskoczyło, bo przecież co mogło zrobić innego?

Co mogło?

Ono spacerować kochało. Nasączać się onymi aromatami powietrza, spoglądać przez mikrodziurkę w klacie i bluzie na morze, szumiące morze, albo ono stojące i czasem cuchnące, ale mu to nie przeszkadzało i podobnie jak Ojeblika – małą, uciętą główka, jakoś tak wolało być…

Samo.

Bez kadłubka.

Bez człowieka, a jednak bijące. Bez nóg i żył, bez tętnic i ramion, jakoś tak… wciął biło. Bez mózgu i onego człowieczeństwa całego, bez myśli i marzeń, zwyczajnie, po prostu… biło, żyło, ino poruszało się tak, wiecie, ciaplato jakoś, więc zrobili mu wózeczek i dali małego yorka i tak jeździli sobie po nabrzeżu. Czasem z płozami, czasem z kołami, czasem zaś, z wózka wychodziły dziwne małe stópki i pomagały, albo macki… wiecie, no co tam było widać do wyboru.

Wiele opcji.

I wtedy… pojawił się człowiek.

Ta, ten od serca… i nie, wcale nie zażądał jego powrotu, ale przyszedł podziękować, że w końcu mu nie tętni, że w uszach nie ma szmerów, że jakoś się nie męczy… Przez cały czas nogi mu chodziły, dziura w koszulce była zaszyta dość nierówno i jeszcze, miał jakąś mniejszą bluzę, kaptur… może i był bladawy, ale wyglądał dziarsko, zresztą, po swoim wywodzie, jakoś tak…

Pobiegł.

Szybko…

A Serce? Cóż, nie było go… spacerowało w swoim wózku, czasem z niego wychodząc i taplając się w rzece, wąchając zawilce, które pachniały i jeszcze ostatnie żonkile i narcyzy. I po prostu… biło.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

No i się człek dowiedział.

Nagle klapki opadły z oczu i tak dalej… ale ugodziła mnie ona wieść w serce, że aż nie mogę… bo mi się tak cni za tymi czasami, gdy to poczta była duńska i z koroną i w ogóle, jakaś taka, znajoma, ale nie, musieli sprzedać pocztę. Kurde, szczerze, w Danii wsio jest na sprzedaż i już. Akceptuję to i będę korzystać, ale cknienie pozostało… bo ja kocham listy. No i nie oszukujmy się, to wyspa, więc rzeczy niewiele, poza sezonem ogólnie brak, no chyba że się wam uda któregoś z artystów dorwać… wtedy może coś wam ulepią, ale jednak, no weźcie…

No więc chodzi o pocztę.

Czekamy na coś, pisze jak byk, że jest w Danii od dni 3 co najmniej, wiecie, to co oni piszą, a jak jest naprawdę, to ino Mistrz Niedopowiedzeń wie. W końcu co nie napisane, wklikane w intenety, to nie istnieje, Czyż nie? Widać jak najbardziej tak, więc… chodzi o przesyłkę, ze Szwecji, wiecie, kraj jakiś taki ta Szwecja, daleki strasznie, wszelako nie wiem, nigdy nie byłam #sarkazm…

Ekhm, no więc ona przesyłka w Danii se leży, a dokładniej zaraz obok promu, którego odbicia od brzegu pewnie widuje codziennie i się zastanawia dlaczego jej nie zabrali, jak ma napisane na opakowaniu BORNHOLM.

No jak byk.

BYK!

Może nawet łka po onych zalepieniach, wiecie, chce być tam, gdzie jej przeznaczenie, a oni, że nie, bo raz w tygodniu i tyle. Nie ma bata, a może… kurde, teraz tak sobie myślą, że może oni tam maltretują te moje przesyłki, biją je, głodzą i wszelako nie chcą ich wypuścić, bo kogo by bili?

No co?

Ale… o co chodzi?

Otoż, i to chyba jest jakiś najnowszy zapis, poczta przetrzymuje do 5 dni paczki po ich przybyciu do Danii. Bo tak, bo może. Bo właściwie są ich i co im zrobisz, co? Wsiądziesz na prom? Pierun wie, czy w ogóle dziś płynął, przy tych wszystkich problemach, a i bilet, nie stać mnie by walczyć o przesyłkę…

Ale pół godziny na czacie Chowaniec z jakimś sztucznym bytem spędził i się dowiedział, że będzie jak kurna będzie. Czyli pewno jutro, ale może pojutrze i jeszcze, w ogóle, czasu zabieranie, no nie no…

Jak tak można?

Okay, rozumiem. Jestem uzależniona od poczty, od onych kartek i listów, od wszelakich kontaktów papierowych, kartek na święta, urodziny i inne tam okazje, albo bez okazji, onych pocztówek z podróży jak we Fragelsach. Ech… znaczek, pieczątka, kraje dziwne… cóż, obecnie i tak można od razu sobie kraj taki obejrzeć, nawet niektórzy łażą po nich i pokazują wsio… nie wiem, czy ja chciałam wiedzieć, że w Wenecji śpiewają wam, że dosolą w mijo, ale jednak… balasek se płynie obok łajby i szczerzy się radośnie na one pragnące instagramowej przejażdżki osobniki…

No kupcia no!

A! Jak pływa to mięsna chyba… jak to było?

Bezmięsna tonie, co nie?

Podsumowanie tej opowieści jest takie, iż lepiej kurierem, ale nie FedExem! Tego nie polecamy!!! Szczerze!!! Ze Szwecji szło przez jebany Paryż, no serio, czy ja się na to zgadzałam? Nie!!! Ale UPS jest super. Tfu tfu, cobym nie zapeszyła jakby co, wiecie, lepiej nie jednak…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.