„Pojawił się na niebie…
… no wiecie, na onym zwykłym, zwyczajowym, nudnym nawet, ten idealny błękit, ten perfekcyjny, bez żadnej chmurki, skazy ptaszkowej nawet, wszelakiego zaciemnienia na bokach, wszelakiego…
… na początku myśleli, że się przewidziało jednemu czy drugiemu. Ptaki z zadziwieniem unosiły łebki obudzone dziwnym blaskiem. Nie chciały już pleść gniazd ni wysiadywać jajek, nie… unosiły się w onym nocnym blasku, fałszywym i prawdziwym jednocześnie… gdzieś tam, w górę, gdzieś w oną stronę, której, jak dotąd tylko, leciutko nader, dotykał, muskał skrzydłami.
Myślami…
… o robakach.
Albo o onych błyszczących kulkach. Onych czarach i obietnicach w nich zaklętych, ale dziwnie niedostępnych, chociaż, przecież by mogły. Gdyby tak się zebrały całym stadem, napadły na te człowieki, no dałoby się dobrać do onych kulek. Do onej dziwności, tak bardzo nęcącej… w legendach lśniącej. Onej potrzebie zrobienia czegoś takiego, choć przecież tyle padliny było dookoła…
Też i ocznej, ale jednak… ludzie…
Ptaki.
I to coś na niebie dziennym.
Nie nocnym, chociaż, przecież noc zapadnie za kilka godzin… a może jednak nie… ale na razie, wpatrywali się w ten lśniący bardziej niż słońce, inaczej, zimno i mrocznie, ale też i słodko, nęcąco… ułożone w wóz. Wóz wprost idealny, z taką nadbudową, bardziej jak wędrowni kuglarze, którzy chcą schować coś, ale i coś pokazać… przespać się pod dachem, pod wozem, nad wozem i w wozie.
I ten pyłek…”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Boomboxy i Turyścizna…
Cały problem z tak zwaną naturą na Wyspie jest taki, że ludzie jej nie chcą, choć mówią inaczej. Z jednej strony wielce zachwyceni, z drugiej, tutaj błoto im na ścieżce przeszkadza, czemu ścieżki nie wybetownowane… ale przecież oczywiście, wszyscy znają się na ekologii, wiedzą co to różnorodność i tak dalej… naprawdę wykształceni. Niektórzy nawet po kursach, a inni znowu z certyfikatami, a jednak…
Jest jak jest.
Boję się iść do Almindingen, ponieważ mimo wcześniejszych deklaracji, tną na potęgę. I sorry, ale to nie sa przecinki, tam juz jest goło!!! Ludzie no! Właściwie powinnam zacząć od miast, gdzie tną wsio i czyszczą do gleby. Potem cement… ale zawsze jest opowieść o tym, że przecież tak było ileś lat temu, więc to na pamiątkę. I tak nagle krzyczy we mnie ino jedno pytanie: czy im się z oną gołością betonu żyło dobrze? Nie było cienia, prażenie i pylistość… zero wilgotności…
Serio?
Pieprzycie jak potłuczeni!!!
Ale… nie możesz się odezwać. Zresztą, jedyne co możesz, to w doniczce pielęgnować swoje sadzonki. One zapomniane brzózki i świerki znalezione w rynnach i na podjeździe. A potem iść znowu w las i łkać nad gołymi pniami… łkać i przepraszać, bo w końcu jakoś tak to i twoja wina. Człowieku. Dziwie nad dziwami. Obrazie onej okrutności natury najlepszy. Najdoskonalszy…
Śmieciu.
Czasem się zastanawiam, w jaki sposób, w dobie onych wszystkich Youtubów i innych platform, ludzie wciąż wierzą w polityczne bajki? Jak im to przechodzi tak, normalnie przez życie? Jak oni…
Trwają?
Raju nie ma nigdzie, jest tylko świat, w którym można trwać.
A przynajmniej spróbować. Albo… mieć tyle pieniędzy, by wykupić masę ziemi i obsadzić ją drzewami i jakoś tak, cieszyć się z tego, chociaż, oj gwarantuję wam, że innym by się to nie spodobało. Ludzie jakoś nie lubią drzew, a ponieważ Wyspa wzbogaciła się o onych bogtych, ale wiecie, niemyślących, no to jesteśmy w tyłku. I są łkania, że koty się zgubiły i niezrozumienie dla szczurzych utarczek i jeszcze… a tak, wciąż mamy na Wyspie szczury. Jak zawsze…
Ale betonowanie ścieżek?
Serio?
Dobre buty, laska, kijek, weźcie przemyślcie sprawy spacerowania. Naprawdę to nie jest wyższa nauka mocy nabywania wszelakich. To natura. Budzące się w końcu zawilce. Powoli, bo powoli, ale jednak. Ciekawe czy będą trwały tylko chwilę jak rok temu? Czy znikną nagle czy…
Nie rozumiem tego świata.
Żadnych światów już nie rozumiem.
Czy to miał być raj? Nie, ale gdy tutaj się przenieśliśmy było inaczej, teraz… wiecie, jest jak w innych miejscach, ale wciąż, to to miejsce, tylko boli ona deradacja i ludzka głupota. Sprawy załatwiane nocą… niknąca zieloność.