„Właściwie, to chodziło o Złamanego, ale tak naprawdę… wszystko wzięło w łeb, kolejny byt, kolejna opowieść, znowu rozmyślania, kolory i kształty, słowa i smaki, odcienie i cienie, tańce promieni… nadzieje i oczywistości, które doprawdy nie chciały ze sobą współżyć, jakoś tak jedno wystawiało kolce inne od razu ogniem zionęło, jakoś tak, naprawdę i wszelako…
Ale jednak były razem, były w jednym i pasowały do siebie pomimo onych kolorów, szalenie zróżnicowanych, puzzli, które nie miały dopasowywujących się końcówek, ale jednak, jakoś pasowały. Nowe historie już zaczynały się pisać, bo przecież gdy tylko coś się spojawiło, od razu wpływało na całe otoczenie, świadomie mniej, bardziej, a może i w ogóle w pewnym momencie nie dbając o ono otoczenie, pozwalając sobie na wszelaką niewinność zachwytu, ale i sikania gdzie popadnie…
No cóż.
Nowe…
Nowe jakoś ostatnimi czasy bardziej było w cenie. Jakoś tak się złożyło, a może jednak zawsze tak było, bo przecież jak inaczej? Jak inaczej miałoby powstawać, jak nie z marzeń i pragnień starego? A staremu na nim zależało, więc wkładał w nowe wszystko. Ile mogło i jeszcze więcej, więc… może to wina starych?
Może…
Ale ono nowe, takie błyszczące i inne. Takie niby wyzwolone, bo w dupę jeszcze nie dostało, działało wyzwalająco na stare, które nie gnuśniało tak szybko, a może przestawało się liczyć i też miało to gdzieś…
Po prostu było nowe i chciało wszystkiego, miało wszystko…
Ale też i stare było istotne. Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki Pomordowane powróciła. A przynajmniej takie słuchy chodziły, ale i… coś w powietrzu takie było, jękliwe bardziej ale i stanowcze. ”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Spacer?
Idziecie?
Oj, no chodźcie… co prawda zauważalne jest u nas ono opóźnienie w stosunku do innych części świata w podobnej szerokości geograficznej, ale jednak… wiecie, w las warto, zawsze. Szczególnie teraz, jak te wszelakie mendy jeszcze niedobudzone do końca. Chodźcie tam, gdzie niewielu chodzi, bo i się boją pobrudzenia i jakoś tak, wiecie, trochę to ukryte miejsce, no i możliwe, że nie da się przejść…
Że gdzieś po drodze zatoniemy.
Wyspa nas w końcu pochłonie i nic z tego nie będzie… zostaniecie tutaj na zawsze. Dziwnie związani, jak ja. Dziwnie niemogący oddychać w innych miejscach, zbyt długo… Dziwnie dziwny. Gdzieś indziej, a tutaj… gdzie w sklepach nagle nie ma roślin, a zawsze o tej porze były… Kurcze, czy u was też tak jest, że onych bratków i ziół małych sadzonek nie ma? Że nie dało się w święta w ogrodzie poszaleć?
Ziemia jest, to najaważniejsze…
I plany.
A te warto zawsze mieć.
Dlatego poszłam w las. Po drodze zabierając ino kilka lawend, dziwnie poturbowanych, jakby przyjście na świat i zobaczenie go sprawiło, iż bardzo chciałyby wrócić tam, gdzie były wcześniej, ale wiecie, to najczęściej bilet w jedną stronę. Niestety lub stety, bo przecież czas oznacza, iż rzeczy mogą się zmienić…
Mogą, ale nie muszą.
Coż…
Nie oszukujmy się, tutaj sytuacja shoppingowa to często loteria. Szybko człowiek się uczy, że jeżeli czegoś chce i to jest dostępne, to musi teraz od razu. Bo inaczej, po kolejnym zakręcie dookoła półek, alejki, już jej nie będzie… albo… macie gazetkę, a w niej obietnice, tylko obietnice, bo przecież nie gwarancje, iż one przedmioty będą dostępne do kupienia i to jeszcze w takiej cenie…
Jak na przykład masło, albo 6 albo prawie 30 koron.
I co jeśli nie masz czasu by podjechać na drugą stronę Wyspy po ono tańsze? No tak po spacerze? I jak tu spacerować spokojnie, jak nie wiadomo czy masło będzie, czy go nie będzie. Czy stać cię na nie jeszcze, czy już nie… nie stać, więc idę dalej w las, koło dziury w skale, w której woda jak zwykle prezentuje swój nieskazitelny look. Oną piękną jasność i odbijalność… ale nie prześwit. Bo przecież pewnych spraw się nie ujawnia. Jak zamrażarki z masłem… wiecie, pudełek z makaronem w kształcie łosiów… no zwyczajnie, lepiej nie, nie pokazywać, nie chwalić się, bo zabiorą.
Im dalej w las tym mokrzej.
Mimo suszy, która przerwała się ino na kilka deszczowych dni, wszystko dziwnie jednocześnie i suche i mokre. Strumień po lewej, skała po prawej, uważaj, wciąga. Wciąga mocno… ona refleksyjność podłoża, te pozginane gałęzie… taki to wszystko Tolkienowki look ma. Dizajn jak do jakiejś baśni czy filmu fantasy, a przecież to wszystko, to natura. Natura, której jeszcze nie zniszczyli.
Patrzcie na nią, oddychajcie nią póki jest.
Bo za chwilę… już widzę te obalone pnie i wiem, że Skandynawia to jedno wielkie ekologiczne kłamstwo.