Pan Tealight i Kompleks Kompleksowości…

Ten od Niższości, Ten od Wyższości… od Nóżek Krótkich, od Drapieżności. Kompleks Istnienia, gdy innym go zbyło, Kompleks Bycia i Miecia, chociaż Pan Miecio prosił, by przypomnieć, że jemu jest Mieczysław, znaczy sławny z powodu miecza posiadania i on nie chce by go tak targać.

Żaden Miecio.

Nawet Pan Miecio… plaskacz.

Nienazywać jak szmatę do podłogi, bo mu to ujmuje godności i w ogóle, a tak naprawdę, to ponieważ podobno Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki Pomordowane powróciła, więc on ją będzie bronił, bo Wyspa bez Wiedźmy to tak nie można. Zwyczajnie i po prostu, nie, no naprawdę…

… się nie godzi.

Ona nie może być sama.

Po prostu jakaś taka winna być ochrona, bodyguar i tak dalej, i mocna widoczność obrony. Że wiecie, zależy wszystkim i tak dalej, ale to wciąż nie znaczy, iż on będzie od miecia Mieciem. Co to to nie. On jest rycerzem z mieczem Wielkiej Niewidzialności Napierdzielającym Grzmotami… i nie, no, dlaczego wciąż się z tego inni śmieją, znaczy z imienia onego ostrza, najpiękniejszego, jednego z najstarszych, ino cztery takie wykute były, albo sześć…

Nie wiadomo dokładnie.

Legendy czasem się mieszają…

A że sam nie mógł tak warty pełnić, więc było ich kilku. Bo w końcu komuś takiemu obstawa się należy. I parady!

Za Wiedźmę!!!

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Wiosna…

Pączki zdają się w końcu decydować na wyjście. Wiecie, wciąż zamknięte, niby nawet niektóre ściśle, ale znowu w ogrodzie pojawiła się dziwna gałązka, kwaity żółte, niby forsycja, ale nie do końca… i teraz kurna myśl se człowieku coś ty wsadzal za patyki… bo wsadzałam co znalazłam no… byłam też na szaberze. Znaczy się, no wiecie, pomagałam sąsiadowi zza miedzy zbierać to co ściął z wierzb, co to serio puściło te tam, no wiecie korzonki, ale potem to chyba nic z tego.

No i może po prostu rok temu nic a teraz coś.

Następnie, obcinając oblegających mój czarny bez, który biało kwitnie, wiadomo, zaraz obok sirenów… wiecie, bez obok beza, no więc obcinam, bo go dusi coś, a tu mnie jakaś dzika róża, czy coś… naprawdę, co ja wsadzałam w tę glebę?! Rozumiem, że z biedy człek wsio weźmie, no ale to lekka przesada, no weźcie! Kolce rozrywające skórę, włażace jak drzagi… koszmaru!!!

Aaaaa!!!

A mówią, że przyroda tak uspokaja.

Uspokaja może, ale też i boli i tyle!!!

No ale, pączki się pączkują, słonko świeci, pizga nieźle, nie wiem jak tam one winne grona czy coś i co to za dziwne ludzie przyjeżdżają i mi widok auokarami zasłaniają. Bezczelnosć no, dobrze, że zoom w aparacie, bo człek ślepy.

He he he!!!

Wiosna…

Co prawda podobno zimno wraca, nie żebym narzekała, ale czy oną łąkę mogę se już zasiać, na tej mojej dziwnej spłachetce ziemi, co to na niej nic nie powinno rosnąć, a jednak dziwy się dzieją. Dowód na to, że nic nie powstrzyma natury. A już ludzkiej natury to w szczególności.

Oj tak.

Na zioła nie patrzę, one jakoś lubią te klimaty i mają gdzieś to, że na pudełeczku czy woreczku napisane było, że kwitną wiosną czy jesienią. Oj nie, one tutaj zimą, a co. Przecież kto im zabroni. No weźcie no… pełen bunt przeciwko systemowi. Tym razem pisanemu i narzucanym normom.

Boskie są.

A już ten rozmaryn… a tymianek z mackami…

Ech!

No co, u mnie te rośliny po prostu rosną, nikt ich nie bije poza deszczem, nikt nie tarmosi poza wiatrami, nikt też nazbytnio nie zżera poza podcinaniem czasowym, ale to już wiecie, lawendę głównie… no i wiadomo, ziemia jaka jest taka jest, więc raczej ino roślinki które lubią i sucho i raczej może słonecznie.

No chyba…

Chyba że lata nie będzie?

Nie bijcie!!! Tosz przecież było tak kiedyś, zimno było i lało, pamiętam, że pleśniało wszystko… cudne to lato było poza pleśnieniem. Ale poza tym chłodek niesamowity, woda jak to woda, wiadomo, ale żadnych przesadnych szaleństw temperaturowych i tak dalej. Dziwne to było… ale…

Było.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.