„Nie, nie chodziło o owoce…
A przynajmniej nie o te naziemne… znaczy, nie że jak grzyby po deszczu rosły na twarzy, nie nie nie, to nie taka opowieść… Taka opowieść byłaby azaliż wżdy smutną jednakowoż. Bo znaczyłoby że ona, albo i on, że któreś z nich zdradziło, albo też i prowadziło uprzednio ono życie nazbytnio seksualnie wybujałe i kaszaki i pomidory i jeszcze zapewne borowiki, wiecie, wszystko można dostać…
Czasem.
Z miłości.
Ale… nie, tu nie chodziło o owoce, ani też li o nich dwoje. Ich dwoje zakochanych, ich dwoje pragnących więcej, ich dwoje pierwszych, ich dwoje ostatnich i podejrzewam, że Newton też pod tą jabłonką to sam nie siedział. Co jak co, ale jabłonki przyzywają do siebie wszystkich, anwet teraz, gdy zalewdiwe pąki na onych nagich gałązkach. I tych krępych dziwnie i wyrośniętych, lekko ujarzmionych i tych całkowicie dzikich i jeszcze… tych zakazanych, mądrość noszących.
Wiele rodzajów jabłonek jest.
Z jednych coś zjecie, z innych
Inne… zjedzą cię!
Życie jest fascynujace.
To jadalne.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Szwecja…
No co?
Tosz zdarza mi się, na szczęście i jak ono szczęście jest… tak co drugi miesiąc. Czasem częściej, a może jednak, chciałbym częściej, ale może? Nie wiem… dla nas w końcu to tak jak, no wiecie, wyprawa na Bielany, czy też inne tam sklepowe oazy. No nie oszukujmy się, dostać tutaj pewne rzeczy oznacza najczęściej wyłącznie przesyłkę, a jak o to chodzi, to qkrada się ona pokrętna niepewność…
Niepewność, która naprawdę mnie czasem szokuje…
Bo wyjdźmy ze strefy komfort i wróćmy do przeszłości, pustych półek, jednego rodzaju mleka, sera i tak dalej. Tak jest. Trochę wsio rozprasza ostatnio Normal, ale coraz częściej półki puścieją, rzeczy niegdyś popularne i codzienne znikają. To dlatego mam zestaw dezodorantów na rok. Dla mnie zmiana zapachu, produktu, dla osoby z moim porąbanym mózgiem to koszmar. Potrzebuję onego bezpieczeńśtwa, zabezpieczenia, że jest, że ten tydzień może będzie bezzmienny…
Może…
Dlatego człowiek wypływa.
Najczęściej to półtorej godzinki siedzenia w promie, jak szczęście masz, to bezproblemowe i niebujające albo przespanie się w niewygodności, albo poczytanie, też w niewygodności, albo, no wiecie… tylko niewygodność, ale jednak ono morze dookoła, ta pustka… dobra, walcie to, strach… to jest pewne.
Zawsze.
A jak było „tą razą”?
Poza problemami promowymi…
No więc było chłodno, ale raczej słonecznie…
Pustki na półkach, nie wiem, w jednych rejonach te półki pewne, ale w niektórych przerażajaco puste, jakby produkty znikały i nikt ich nie uzupełniał, a przecież, to Szwecja, więc… o co chodzi? Nie wiem, wiem jedno, ich ogórki i pomidory pachną jak prawdziwe. A u nas tego nie ma. Warzywa szwedzkie są w Szwecji dostępne i raczej nie trafiłam jeszcze na kakę… co do nas, pisałam o tym kiedyś… groszek mrożony możecie dostać z Chin, podobnie z dżemami, więc…
Wchodzi człowiek do takiego molochu jak Emporia w Malmo i go to oszałamia. Nie wiem, nie widzę w zakupach, w onym ciągłym przeglądaniu rzeczy, żadnej radochy. No nic, poza stresem. Na dodatek nie ma tego, tu dorzucili więcej poliestru, tam elastanu, gdzie moja bawełna… Aaaaa!!! Ale… zrobiłam eksperyment i wlazłam do Chanel… ehm, poczułam się niegodna i naprwdę bałam się, że mnie wywalą. Uciekłam stamtąd, chociaż nikt niczego nie robił… torebek nie było, to chyba wyłącznie miejsce, gdzie sprzedają kosmetyki, ale jednak… poczułam się nazbyt niegodna.
Wręcz przerażona.
A przecież nikt mi nic nie zrobił, wprost przeciwnie, uśmiechnęli się i tyle… zapytali, czy pomóc, podziękowałam i popatrzyłam na te flaszki i… nagle zrozumiałam, że zapach, który tam się unosi mnie dusi…
I tyle.
Zwiałam.
Spierniczyłam przed czymś, co dla wielu jest wykwitem onej wszelakiej, może i nadmiernej, luksusowości. Czy to kompleks mniejszości, czy jednak mieszkanie na Wyspie sprawia, że nie jestem już człowiekiem, tylko jakimś przetrwańcem. Kimś, kto żyje bo są drzewa, skały, lasy i plaże, morze i rzeki, wyobraźnia i papier, długopis… książki i zapachy i jeszcze… nie wiem… nie to.
Może to brak skażenia mediami społecznosciowymi? Oczywiście, że je mam, ale zaglądam raz, dwa w ciągu dnia, by wkleić to co mam i wyłączam. Boję się tego… dlatego potem na kilka godzin zwiałam do lasu, może i wietrznego, pachnacego morskimi falami, brzozami i sosnami, piaskiem białym tak… no dobra, są tam bunkry i źle na mnie działają, ale te drzewa i wydmy… dzikość i brak ludzi.
Lepiej tak…
Spędziliśmy tam kilka godzin by zrzucić siebie miasto… a potem prom i dom… powroty zawsze są takie wyczerpujące.