„Czasem sprawa na Wyspie była…
… specyficzna.
Czasem urastała nawet do rangi niewielkiej wojny, czy też może li jedynie mocniejszej, krwawej i śluzowej, przepychanki, która jednak, no wiecie, jednak zawsze mogło się wydarzyć jakieś zadrapanie, czy coś, ale wciąż to tylko przepychanka. Tylko i wyłącznie przepychanka, nie że jakieś manewry czy coś, nie, wcale a wcale, zresztą, planów też nikt nie robił, po prostu i zwyczajnie, jakoś tak… no wiecie, jednemu z plaskacza, a że pazury były, no cóż, no zdarza się i tyle. Pewne sprawy tak muszą się kończyć… a pewne, być niedokończonymi i tyle…
Zdarzało się…
Jakieś takie dziwne, nazbyt mocne popchnięcie… ot ktoś włożył zbyt wiele ekspresji w swoje ruchy i już. Po prostu. Zwyczajnie. Bam bam, łup łup i tyle. Nikt nazbytnio o tym nie myślał, zwyczajnie…
Emocje.
Po prostu.
A już Jeziorne Panny, cóż, daleko im było do Amazonek. Nie miały onych ubranek i problemów z cyckami w przypadku strzelania z łuku, niczego sobie nie krępowały, siebie nie krępowały, wzajemnie się też nie, więc jakby… no może i były egoistkami i nie znosiły jakiegokolwiek sprzeciwu, przez co zawsze coś się działo między Jeziorami Wyspy, ale jednak… no wiecie…
Częściej działo się coś…
Coś dookoła nich poprzez… nich.
Panów Wszelakich.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
No tak… wieje… znowu.
Człowiek przyzwyczaja się do wiatru, ale jednak, ostatnio to wszystko jest inne i dziwne. Inne i szalone. Jakieś takie, pokrętnie popierniczone. Ale… wiatr oznacza też, jak zwykle, oczywiście problemy z dotarciem na Wyspę. Wielkie problemy. Nie oszukujmy się, wieje, czyli jesteśmy odcięci od świata, jakby jeszcze znowu prąd wyłączyli, albo kabelek pójdzie… wiecie… kabelek ostatnio wymienili na bardzo długim odcinku i wciąż mnie intryguje ten kabelek. No wiecie… Podobno leży na dnie, podobno to przecież takie cudne miejsce i tunel by rozwiązał wszystkie problemy, wiadomo, wystarczy lekko poczytać, porozglądać się, by zrozumieć, że to durny pomysł, ale…
Głosy nie cichną.
I trudno im się dziwić, gdy prom znowu odwołany. Wiadomo, Express wciąż w remoncie, a Max to łupinka przerażająca. W końcu nim popłynęłam. Przyznaję, że wnętrze przypomniało mi Pomeranię, ale wiecie, jakby ktoś zrobił miniaturkę dla dziecka, do zabawy. Te schody, ona jasność… i niestety brak widoku od frontu… dziwaczne… gapisz się na ścianę, nie na dziób statku…
Pokręcone…
… ale, przynajmniej fotele nie rozorały mi nogi, jak to zwykle się dzieje. No i jeszcze, ciekawe kibelki… nie dość że wspólne, co niby noł problem, bo to kabinki, ale jednak, wiecie, buja, faceci sikają trochę inaczej, baby zajmują te kabinki nazbytnio długo i jeszcze… wspólny zlew. Znaczy taki moderny wielce, długi, biały i płytki i myj się w tym… dziwnie… i nie ma maseczek, a jednak…
Uczucie wciąż jest.
Ale… przede wszystkim to coś jest takie MALUTKIE! Rany, przestrzeń dla samochodów – znaczy załadunkowa – niska jak… no niska!
Aż człek czuje się jak w prawdziwej puszce.
A może tak naprawdę jest w puszce?
Ale wiecie, woli o tym nie myśleć, ma trochę bujać, ale może nie będzie za bardzo, więc może się uda. Może jednak… kurde ale oni tutaj mają kuchnię, wielkie kadzie z kiełbaskami i bekonem. Rany Mamony, no nic ino wpierdniczać! Serio! Jak w takiej polowej kuchni, czy coś… aż ślina człeka zalewa i może by się skusił, gdyby nie jego mięsny problem, no boli mnie mięsko.
Każdy ma jakiś problem…
Ale, poza kuchnią i brakiem widoków, to przyznaję, że malutki to prom i mocno klaustrofobiczny, a jednocześnie lekko nostalgiczny. Jakoś tak, fajno, nie bujało za mocno, człowiek na miejsce dotarł!
I nawet słońce było…
YAY!
I jeszcze tłok! O tym zapomniałam… widzicie, ponieważ Max to prom mały, więc i powołali do roboty Ankera i Hammershus. Na tym pierwszym mamy wracać… podobno go odnowili, ale nie wiem jak i co… pamiętam, że płynęliśmy nim kilka lat temu i frytki były. I zasnęłam tak mocno… bardzo mocno.
To pamiętam…
Ogólnie mówiąc, z chorobą morską, komunikacyjną, czy jak chcecie ją zwać, jedzenie na wodzie, czy w ogóle w podróży, nie dal mnie. Ogólnie mówiąc wolę jedzenie przeprowadzać na nieruchliwej powierzchni.
Ha ha ha!