Pan Tealight i Szopa na narzędzia…

„Rosła powoli… ale już wiadomo było co to będzie.

Jakoś tak, pachniała trocinami i smarem i jeszcze resztkami farb, które to miały być na zapas, albo do czegoś, ale wiecie, nic z tego nie wyszło… ktoś zapomniał, że tam jest, ktoś zapomniał jakie są kolory, ktoś po prostu kupił kolejne puszki i odstawił je do tej samej szopy, ale nie wyrzucił starych… i jeszcze były tak aż cztery drabiny, pięć wideł w czerwonawym kolorze i oczywiście miotły i szpadle, i grabie. O rany, jakie one miały zębiska, no niektóre to nawet bez ubytków.

Ani nie zardzewiałe, co było dość dziwne, bo przecież…

Z ziemi wyłaziły.

Ale, czy one tak naprawdę rosły, czy jednak przenosiły się z innego świata, gdzie tam ktoś wypełnił je drewnem na opał, może i na wiosnę, na jesień już… i ziołami, które nigdy nie zostaną wysiane…

I jeszcze tymi workami parcianymi, czy jakimiś takimi, z napisami, chyba i cyrylicą… w których kiedyś chyba były ziemniaki, a obecnie kotłowały się wszechświaty nowe, gotowe by się wyprysnąć z nich, wypuścić w dal wszelaką i jeszcze zaszaleć… już nie być onymi uwięzionymi, już nie być ściśniętymi razem, już po prostu żyć i pozwolić sobie na rozwój wszelaki, psychiczny i fizyczny.

… i aromatyczny…

Nazbytnio.

Ale na razie… ona wciąż rosła.

I wiadomo już było, że raczej urośnie, zostanie i nikt jej w tym nie przeszkodzi, no bo jak miałby, jak mógłby tak zwyczajnie… powiedzieć nie?”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Z cyklu przeczytane: „Gaiman. Wybór” – … okay, więc oto jest produkcja lekko problematyczna… no bo wiecie, jak macie wszystkie pozycje tego autora, to po co wam to? No szczerze?

Dla okładki? Czy „Ja, Cthulhu”? No bo kto tam ma ten numer NF?

Większość pozycji to fragmenty książek lub zbiorów opowiadań… i tyle. Znajdziecie tutaj fragenty „Amerykańskich bogów”, „Chłopaków Anansiego” czy „Nigdziebądź”. Są opowiadania z „Rzeczy ulotnych”, „Drażliwe tematy” i „Dym i lustra”. I tak naprawdę pozycja to cegła… pięknie wygląda na półce i może… może kogoś by zachęciła do zagłębienia się w pisanie Gaimana, ale…

Dla wielbicieli to raczej, wiecie, coś kolekcjonerskiego?

A może jednak nie? Może tomiszcze, które mieć warto bo a nóż widelec zawiera akurat te opowieści, które kochacie najbardziej?

Może?

Po pierwsze prom…

Nie popłynął… znaczy wróć, popłynął, zaczął płynąć i GPS nie działał. Znaczy… nie no, żeby nie było, ale zauważyli, że coś nie pika już przycumowani, jednak wiecie, jak to bywa pomyśleli, że jak ruszą, to i GPSowe ustrojstwo zacznie działać, że może to coś w powietrzu, tudzież od lądu…

No nic… nie upłynęli daleko, bo bez GPSa płynąć nie można.

I teraz co?

Dzwoni się do różnych tam i oni albo pozwalają na rejs na innym sprzęcie albo nie i tutaj przypomnę, że nie wiem, nie było mnie tam, nie kumam do końca, za to wiem jak to być na promie i że jak już coś mijamy to z daleka i sporadycznie, choć to taki obłożony teraz rejon. Możecie sobie zwykłą apkę ściągnąć i jak flyingradar poooglądać jaki tłok na morzu. Że na przykład dziwne rzeczy się robią na północy Danii. Onej morskiej. Wiecie, gdzie to dziwnie się przeciąga paliwko z ruskich na inne…

No co?

Nie ma mnie tam, nie wiem, ale o tym akurat pisali… i obejrzałam stronkę… mój eko radar pipczy jak szalony, bo przecież ci ludzie szczerze mają wsio w dupie. Nie oszukujmy się… płukanie ładowni, sranie i pjukanie…

Norma…

Ale… czy prom wypłynął?

Już przy tej rampie, która nie działa jak prądu nie ma, jak się okazało po naszej ostatnio awarii z kabelkiem, uświadomiłam sobie, że Dania upadnie bez prądu, bo tutaj się nie rozumuje fizyczniepracowo. Moje wyrywanie chwastów ręcznie zamiast stosowania przerażających produktów lub idiotycznego wypalania, które nie działa, albo działa i dom idzie z ogniem wek… no wiecie… ale toto z zagranicy, więc pewno przyzwyczajone do pracy ręcznej. A przyzwyczajone, magistra ze szpadla mam.

A i doktorat się machnie!

Ale… po tym jak się dowiedziałam, że rampy ręcznie się nie opuści, to opowieść o GPSie mnie rozbawiła. Wiem, nie do śmiechu było tym na promie, no ale jednak… weźcie no ludzie… a radar?

No cóż, widać nie…

Tosz z gwiazd nie każę im czytać. Zresztą, to poranny prom, więc już jasno u nas o szóstej jest. Prom wrócił do portu i dawaj dzwinić dalej, w końcu ktoś mądry, pewno z doświadczeniem ktoś powiedział, by sprawdzić czy ktoś nie ma zagłuszacza… i poszło głośnikami, że kto ma to niech się zgłosi.

Śmiech na sali.

Zagłuszaczy ciężarowcy… znaczy kierowcy ciężarówek zagłuszaczy swoich używają by nie spać tyle ile trzeba, wiemy jak to się kończy. Nikt się nie przyzna, no weźcie. Widać, że coś za mocne, bo przecież zawsze coś nie tak. Ale… wywalili ciężarówki z promu i w końcu GPS się obudził. Oczywiście z Europy, erm południowej ciężarówka została na lądzie, a reszta w końcu popłynęła.

… więc wyłączajcie zagłuszacze.

Nie tylko na promach.

A druga sprawa, to jeżeli już tak przyjdzie, że akurat tutaj się wam zachce prawko robić i to na niemanuala… znowu jestem niekompetenta, bo nie prowadzę żadnych pojazdów, chyba, że wózek pociągnę, ale to wiecie, bardziej jakiś koń ze mnie, czy muł… no coś w ten deseń, albo i gorzej. No ale, oczywiście za przyjemność taką, jak wszędzie, trzeba zapłacić. He he he… wiem ile…

Okrągłe mniej lub bardziej 14 tysięcy…

Ale wiecie, to dopiero początek.

Bo za każdą jazdę i egzamin i w ogóle nakładkę na kibel… no dobra, przesadzam. Ale serio, płaci się słono i zielono. Płaci się właściwie jak zwykle i jak zawsze, tutaj po prostu trzeba pamiętać, że wstępna opłata, to ino to… wstępna opłata. Po niej zawsze będzie coś jeszcze. Bardzo jeszcze…

Bardzo.

Ktoś chętny?

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.