Pan Tealight i Zakręcony Pan…

„No przez te wiatery.

Jednym odbijało i więcej pili. Innym odbijało i więcej jedli. Innym jeszcze odbijało i ćpali, a on, to no z nim było inaczej i tak jakoś go nie tyle odbiło, co raczej pokręciło. A nawet i zakręciło. I omotało, zamotało i jeszcze, w pewnym momencie coś mu z ręką się stało i się pętelka taka sama z siebie zrobiła.

Niczym na Miecz Damoklesa czekająca…

Ale jak to tak, w rękę… chociaż, jeśli to ta ręka, co do grzechu, ech, naprawdę te wiatry to sprawiają, iż człowiek czy też i inne zwierzęcenie, czy lekko ludzkościenie, no wiecie, jak ma mózg, to odczuwa i może mu odbić, więc należy jednak uważać na wszystkich i ono wszystko i jeszcze…

A wiało.

Najpierw jeszcze nadawali imiona tym wiatrom, a teraz, teraz już nawet o to nie dbali, już mieli to gdzieś, wiatr i już. Wszelakie zawłaszczenie myśli i marzeń, duszy podduszenie, mocne zagubienie… No i jak widać pokręcenie. Ale co teraz z tym? Niby mówi, że go nie boli, ale jednak… aż ból patrzeć, no!!!

Może jednak uciąć łeb i ukrócić umęczenie?

Ale z drugiej strony kilka Królewien po Best Before się nim zainteresowało, nawet rzuciły mu tam jakieś reklamy, wypchały ziarnem ciuchy, coby coś tam zaciągnęło go do domu, znaczy do nich, nie no, jak już znalazły chłopa, to tak łatwo nie puszczą, toż to wszyscy wiedzieli… wszyscy. On chyba też, bo choć taki, wiecie, lekko skąplikowany i skręcony, to zaczął się od wróblinek i sikorynek obganiać i krzyczeć zaczął, że on może by bardziej ten łeb by chciał stracić…

Problem w tym, że one zaczęły od razu pytać dla której najpierw chce stracić, bo mogą wielokrotnie i w końcu…

Pojawiła się Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki Pomordowane.

Na szczęście?”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Tia.

… wiem…

Powtarzam się, ale znowu wieje. I to przychodzą kolejne ostrzeżenia, że będzie gorzej i w ogóle i na szczęście Królową wypuścili z izolacji, więc przynajmniej to fajne, ale ten wiatr. Te dziwne powiewy przynoszące allergeny, o których moje zatoki nawet nie myślały, albo szczęśliwie zapomniały, no to wiecie… tak serio, nagle człek sobie uświadamia prawdę niezbywalną, że jak napierdziela powietrze, to się wyjść nie da. Autem miota i mota i jeszcze… jeszcze…

… już nie myślę nawet o chodzeniu…

Był człek na spacerze i tyle…

Wywiało go, teraz kicha i tyle. Ale wiecie, żeby nie było, nałykał się tego obcego powietrza i… tia, wiem jak to brzmi, ale po tym jak się pomieszka tutaj dłużej, to człek odróżnia rzeczy, które należą do tego świata i te, które do niego nie należą. Po prostu. Dziwne to? Nie, bo przecież Wyspa to jednak specyficzny ekosystem i należy o tym pamiętać. Też i o tym, że ludzie do niego należą…

Niektórzy tylko przez chwilę… w odwiedzinach…

Inni znowu… na zawsze.

Wiecie, taki to czas. Świat taki. Zwyczajny bardzo… skały tu są i woda i resztki po drzewach i nazbytnuo wiele domów i ona Pustka… którą już chyba należy właśnie z dużej litery pisać, bo staje się w pewnym czasie dziwnie przejmująca. Taka dominująca… szczególnie jak się słyszy o kolejnych osobach, co to się tłumnie i szunie sprowadziły tutaj w czasie pandemii, a teraz…

Uciekają.

Wracają…

Wracają do siebie.

Nigdy tutaj sobą widać nie byli i tyle…

Ale ten wiatr, skaczący z nagłej ciszy w okropne powiewy, ono słońce niczym stroboskop albo zrąbana lampa… no ta no, jarzeniówka. Słońce, ciemność, ciemność, słońce, po prostu czyste szaleństwo. Człowiek nie wie co ma ze sobą zrobić. Nagle się okazuje, iż jest coś gorszego od onej wyłącznie jasności…

Popierniczona, nieleguralna zmienność.

Zasłonić okno czy odsłonić… spali roślinki czy nie… co z tym słońcem, a może to jednak jakaś taka dziwaczność, roślinne samobójstwo czy coś? No weźcie no. Spalone liście, oklapłe, niby wszystko okay, przecież roślinka winna kochać słonko, pisze tak na karteczce, a jednak… jakby krzyczała gdy ono tylko wyłazi. Hmmm… czy w sklepie się pomylili, czy jednak to ono słońce już nienasze?

Kto to wie?

Ale mniejsza, o kolejna osoba się wynosi… wam powiem, że jeśli ktoś chce kupić domek na Wyspie to teraz nagle znowu jest dobry czas. Serio. Nawet ludzi do roboty szukają bo się u nas bezrobocie nawróciło na inną stronę? Nie wiem  jak to się wydarzyło, ale jakoś się wydarzyło… cud? Pojechali ludzie do Gdańska błagać młodych o to, by przyjechali na lato do roboty. I tak się zapytałam z głupia frant, czemu to się do Niemiec nie udali? Aaaaa? Nie no, pewno… a może do Ukrainy?

Tia, wiem, głupi żart chyba?

Chyba?

No zobaczymy co z tych ich eksperymentów wyjdzie…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.