„Ojapierdziu!
Nosz wszystkie się zleciały… I Księżniczki i Królewny Po Best Before i Wiedźmy z Pieca i Smok z Komina, bo wiecie, mogły wszystkie, nawet wszelakie parzystokopytne i inne dziwne twory, Nimfowice i Bagniczyce… nawet te Panny z Wanny. Wiecie, te nowe no.
Też się spojawiły, lekko skrycie, ale tak.
Nawet Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki Pomordowane się spojawiła, niby że przypadkiem, bo przecież i tak miała przyjść dzisiaj i wcale wielkiej łaski nie robiła, ale jednak, no wiecie… stała za mostkiem i wlepiała gały, ale czy na pewno tam gdzie trzeba było? Na ten mieczyk zdobiony kamykami rąbiącymi skry, na onego konia okutego i wszelako jego wielkie skrzydła i ogon pleciony w warkoczyki… znaczy u konia, nie że u gościa w onej zbroi rzezanej i odbijającej całą okoliczność tak mocno, że zdawało się, iż przez nią przenikał…
Jakby był samym sobą i jednocześnie.
Nie było go w ogóle.
I ta jego twarz… niby była przyłbica, ale jakby jej nie było, każdy rys twarzy, nawet ona cieniutka zmarszczka i te ukośniki przy ustach, nawet kolor oczu i skóra nie do końca alabastrowa, z lekkim zarostem, włoskami półkrótkimi, lekko kręconymi, może na wilgoć tak reagował… bo lać zaczęło nagle, wiać, więc się baby zwinęły, cała reszta, która patrzyła, ale nie chciała być widzianą wystawiła skopki i wiaderka na deszczówkę i też odsunęły się od okien, drzwi, dziur i innych tam…
No wiecie…
Tylko Wiedźma Wrona została, bo deszczówka na włosy dobra i on, dziwnie nagle zagubiony. Taki podziwiany, a teraz nagle niczym ona zapomniana figurka w ogródku, figurka z wapienia, którą by z chęcią wrony zeżarły, bo jak im brakuje, to uwielbiają, no po prostu… i jakoś tak…
Się roztopił.
Może i deszcz jakiś kwaśny był… może to ona… wyminęła kałużę i weszła do Sklepiku i dostała swoją herbatę i jak zwykle nie zjadła ciasteczka. I jak zwykle każdy zapomniał o tym, co się wydarzyło, bo tyle tego było, że jak tu ze wszystkim być na bieżąco, no jak? Nie da się. Za wiele tego.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Coś, o czym zapomniałam…
… tak w obliczu tego wszystkiego, co działo się u mnie, to nasza niesamowita Królowa wspominała w orędziu noworocznym o tym, by pamiętać o tych, co są chorzy, ale wiecie, tego tak nie widać na pierwszy rzut oka. I tak, to ja. Dzięki temu też wiem, że prawo dotyczące chorób psychicznych oraz rent z tym związanych się bardzo zmienił. Wychodzi na to, że Dania zaczyna, przynajmniej wiecie tak prawnie, widzieć chorych psychicznie. Nadal są zaskoczeni tym, że równości, jeśli o płeć chodzi, u nich nie ma i jest molestowanie seksualne, ale widać jeden problem na raz. Prawa zmieniły się w ciągu ostatnich kilku lat, więc podejrzewam, że pandemia miała na to jakiś wpływ. Wiecie… Dania to może już nie najszczęśliwszy kraj według badań wszelakich, ale książka „Hygge” nie do końca się przeterminowała.
Na pewno większość w niej to taki pijar, że szok, ale jeśli chodzi o świeczki…
Ech, dobra, zaczęli trąbić o tym, że CO2 i tak dalej… ale na chwilę chyba przestali, bo ludzie już wariują.
Nawet nie chodzi już o te włamania na dzielni…
… wszystko jakoś tak przeraża.
No ale, wiosna idzie do przodu, ludzie szaleją, ja staram się cieszyć jakimikolwiek gloomy dniami i tyle. Każdy orze jak może, wołem czy nie wołem, wiecie, w dzisiejszych czasach jakby ktoś pokazał orkę z koniem, to chyba by go obwiesili za ono wstrętne, no wiecie, ziobro poślednie.
Albo i inne ziobra.
50 urodziny Mary i 46 Marie… więc imprezka na całego. Znaczy nie, ale podobno diuszesa angielska przyjeżdża, a ona 40 świętuje, więc se babki może pogadają. Znaczy Marie pewnie nie, bo przecież nasz drugi książę – jej mąż, wiecie, taki Harry, ale poziom wyżej, to we Francji siedzi. Widać tam mu lepiej. Nie wiem. Żona stamtąd ojciec też był, więc może… trochę dziwnie to brzmi, no ale.
Następca tronu siedzi w stolicy.
Co do wszystkiego innego, to wiecie, jak wszędzie.
Świat się kręci i tyle.
Podobno Szwecja też znosi wszelakie obostrzenia, więc widać, że sezon się zaczyna. Czy to jeszcze dla tych szukających śnieżnych zabaw, czy tych szykujących się na późną wiosnę i lato, kto to wie… w rzeczywistości chyba, w końcu można się przyznać, że nikt nie wie niczego, a dokładniej wszyscy wiedzą coś, ale tak naprawdę w onych, wymiarach prawdziwości, jakoś tak…
No sami rozumiecie.
Prąd szaleje.
W znaczeniu ceny. Podobno to nie prąd jako prąd, ale jego dostarczanie? Czyli co, za mało płacą tym krasnalom w ścianach? A może jednak to one strajkują? Może to one tak nas cisną, wiecie, przecież w tym politycznie poprawnym świecie można oszaleć, więc dlaczego i nie mogło wydarzyć się coś… coś takiego, coby, nie, nie tak – co raczej sprawiło, że poczuły się urażone i podniosły ceny.
A może i tam sprzedają jakieś Tesle, czy coś? I każdy chce jedną? No co… świat w rzeczywistości jest nudnie powtarzalny. Może i o to chodzi? Może i naprawdę one światy w światach istnieją i…
Nie, dość filozofowania.
Trza popracować w ogródku!