Pan Tealight i Witaminka Niepewności…

„… do wynajęcia była.

Ogłoszenie lansnęła w każdym dostępnym miejscu, na gałęzi, na niebie, na piasku patykiem wypisała… wiecie… dotrzeć chciała do wszystkich. I każdego i wszystkiego i wszelakiego też. I tu karteczka z numerem jakimś była i tam coś się telepało, gumka od majtek? Ale ktoś jeszcze ma je na tak oldfaszjonowej gumce? Serio? Nie lepiej coś mniej wżynającego się po obiedzie, deserze i trzech dokładkach? Nie no, na gumowej podkładce… czy to woreczek…

Nie, to nie był woreczek.

Rąbana ekomaniaczka… na wszystkim już pisze, a potem dziwota, że śmietnik w okolicy, a nie porządek jak należy, ale kto jej zabroni? Chciała zarobić, nawet w pewnym sensie chciała być przydatna, albo nie, nie oszukujmy się, ona ino chciała zarobić, a że była kim była, lecz z drugiej strony one przesycone tym całym kołczingiem mózgi, czyż jej nie potrzebowały? Delikatnej suplementacji? Może nawet nie jednej dzienniej, ale pięć w tygodniu? A może…

Pół chociaż?

No bo przecież tak, jak najbardziej, ona się poświęcała, przecież naprawdę, mocno, do końca, a że reaktywowała właściwie od razu, no cóż… to nie było tak, że chodziła nadgryziona, czy coś…

Nie.

… więc dlaczego nikt nie dzwonił?

Przecież wciąż ten telefon w łapie trzymała.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Z cyklu przeczytane: „Dziewczynka z Widow Hills” – … opowieść. Życie. Przeszłość… w rzeczywistości bardzo często nasza pamięć to nie do końca to, co się wydarzyło… wiecie, jak ze słoniem i tymi mędrcami. Widzieliśmy to, czuliśmy, to dla nas jest prawdą. Ale przecież byli też inni…

Czy widzieli i czuli to samo?

Czy w ogóle tam byli?

Mówią, że nie powinno się powracać do niektórych miejsc. Do tych, w których czuliśmy się szczęśliwi, do miejsc z dzieciństwa, do przeszłości wszelakich, bo nagle wspomnienia się rozmyją, dobre uczucia znikną… właśnie, może i nawet pojawią się nowe wiadomości, nowe tropy. Nowe prawdy…

Nasza bohaterka zyskała ono przekleństwo bycia sławnym dzieckiem. Dzięki temu jej dzieciństwo było koszmarem, ale tak naprawdę, to nie tylko dziecińśtwo. Cała jej przeszłość sprawiła, że jest teraz tu, gdzie jest. Jest tym, kim jest i musi się zmierzyć z czymś, w co trudno uwierzyć. Czego nie pamięta, a przecież… pamięta co się wydarzyło tego deszczowego dnia…

Pamięta, prawda?

Ale czy na pewno?

Może nie wybitna, miejscami przewidywalna, ale na pewno zaskakująca powieść. Może trochę kuleje miejscami w rejonach słownictwa, mogłaby być głębsza, bardziej psychologiczna, ale… ona prostatota też i wybrzusza zaskoczenie jakiego… możecie doznać. Ekhm. No co, spojler, będzie zaskoczenie. Albo nie, bo przecież można się domyślić wiele, można, czyż nie?

Warto.

Szczególnie na morze abrać jak prom się zepsuje.

Ta daaam!!!

Jakoś tak wyszło. Oto i niebieski cud, który mam. Ha! Pewno, że z Hygge to jak drewno do lasu, ale zawsze chciałam prawdzić o co w tej książce chodzi… z samego hyggowania to mam ocenę celującą!!! I tak, notes też niebieski… mój ukochany rodzaj, ale dziwnie cienki, co to, coś zmienili?

Wojna…

Tia… trudno powiedzieć coś takiego komuś, kto nie ogląda i nie czyta wiadomości. Wiecie, po prostu trudno… więc, nie wypowiem się w tym temacie, ale w zamian wypowiem się w sprawie sptrachu, który tutaj, w szczególności u tych naprawę wyspiarzy, nawet takich, co to Wyspy nie opuścili raz, albo tylko kilka razy… i nie potrzebują niczego innego… widzę w nich strach. Czuję go. Przybiera dziwne formy, jest, staje się, niemal namacalny, niczym havgus gęstnieje i porusza się między domami…

Puka do drzwi.

Strach przed Rosjanami.

On nie odszedł wraz z tymi ostatnimi opuszczającymi Wyspę. Nie. Tuta ludie wciąż pamiętają i nie świętują 4 maja… nie tak jak reszta kraju. Nie, dla nich to był czas kłamstwa, bólu, oszukaństwo i zapomnienie. Opuszczenie… zdrada. Tak, to chyba najbardziej odpowiednie słowo.

Zdrada.

Tak się poczuli.

Reszta się bawiła, a oni cierpieli, ich rodzice, dziadkowie… to coś wciąż w nich tkwi, więc opowieści o ruchach Rosji i Ukrainy uderza w Wyspę bardzo. Boleśnie. Bo jeśli coś… cokolwiek, to Dania nie oberwie.

Nie.

Oberwie Wyspa.

Problem?

Cóż, wiadomo, morze. Najbardziej wysunięty obszar na wschód, miejsce wypadowe i tak dalej, a w lato można poimprezować. Chociaż wróć, lepiej nie za mocno bo z morza znowu coś wypłynie, albo Polska coś rzuci w Wisłę i będzie… czy tam ta elektorwnia czy co to ma być…

Kuźwa, co się z tymi ludźmi dzieje?

Gdzie rozum, gdzie logika?

Retoryczne. Oczywiście, że retoryczne pytanie, no weźcie no, kurde, kto by się w ogóle podjął odpowiedzi na takie pytanie? Czy w ogóle mogłaby jedna, jakaś istnieć? Naprawdę? Jedna? Chociaż?

… więc strach… jest. do tego za dużo wiatru i deszcz i naprawdę męcząca psychicznie pogoda. Spać się nie da, potem człowiek od razu jakiś małorobotny, a tutaj już i przebiśniegi i ranniki powyłaziły. I żółto i biało i wsio już, widać, że już wsio chce tej tam wiosny, poza mną, ale wiecie, ja taka mało imprezowa. Po tej połowie roku, to już naprawdę, ale w końcu… cóż, zobaczymy ostatniego marca czy naprawdę, ale podobno tak… wtedy będę mogła wam opowiedzieć pewną historię. O małej wiedźmie, która się ludzi bała…

I wciąż boi.

Mi tam wiadomości ze świata niepotrzebne. Prognoza pogody wystarcza, już się boję, że znowu coś podmyje, coś zawieje, coś…

Wiecie… życie.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.