„Jak maciupkie pudełko na buty, ale nie takie zwyczajne, z napisem, raczej coś więcej, ze złotymi okuciami, kłódeczką i takim zamykaniem rzezanym w laurowe liście, uformowanym w wielce burżujskim kształcie…
I nie, wcale nie lekkie… tak naprawdę..
Serio, można było nią ogóry okładać.
Albo coś innego, no co kto lubi… bo wiecie, to nie było pudełko, choć tak wyglądało, niby metalowe, niby wyglądające na filigranowe właściwie, może skrywające jakieś tajemnice, no dobra, oczywiście, że skrywało tajemnice, a raczej samo było, ono pudełko tajemnicą, dla siebie i świata.
Maszyna… było maszyną, a uruchamianie jej było aż nazbyt proste. Przekręcało się tylko w kłódeczce kluczyk, potem zdejmowało ostrożnie ją z haczyka i podnosiło to winezyjne coś by otworzyć… no tak, nigdy nie doszli do tego momentu. Że się otwierało… to pudełko, ta maszyna. Nie, na to jeszcze nie byli gotowi, ale przez maleńką, niby przerdzewiałą szparkę w dolnej części, tej dłuższej, prawej chyba, no zależy jak się patrzy, wiadomo, każdy ma inne te spojrzenia… i strony… no więc przez ten niby otworek, tosz to nawet nie otworek był, niczym zacięcie się liściem, źdźbłem trawy, może i krwawiące, ale właściwie nieotwarte, zarysowane…
No ale tamtędy jadło.
I to tylko miażdżone z poziomkami rodzynki.
Tylko i wyłącznie.
To dlatego nazwali ją Maszyną do Wszystkiego. Bo przecież jeśli nie zrobiła niczego, jeśli nawet tam nie zajrzeli, to możliwości były nieograniczone… wiecie, jak ten durny kot w pudełku. Żyje czy nie żyje… chociaż, gdyby zdechł, byłoby czuć chyba? Jak najbardziej dali do powąchania Wielkiej Paszczy…
Nie skomentowała, ale też nie krzyczała, więc pozwolili jej zostać…
I Maszynce też.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
A w Szwecji obkradają na policjanta…
No co… po tym stresującym rejsie człowiek sobie przypomniał po co w ogóle w onej Szwecji był… i w ogóle. Tak sobie uświadamiam czasem, że jak mówię komuś, że płynę do Szwecji, to dla kogoś to jest niby coś wielkiego i się pytają, że czy na długo i po co i w ogóle… jakie to wielkie.. a dla mnie jak we Wrocławiu na Bielany… niby wyprawa, ale wiecie. Nic wielkiego.
Oh, od razu to napiszę, póki pamiętam… nie chodzi o to, że się wpieniam, iż prom się spsuł. To akurat, wiecie, no sprawa wyższa, ale brak informacji. Gdyby nie social media, no i te śledzenia, nosz moja wyobraźnia… Titanic i góra lodowa. W końcu jesteśmy na tej północy, czyż nie? A przed wjazdem na prom, znaczy na ten podest, to stoi taka tablica i przez prawie cały czas kałamała, że bording… a przecież jakby ktoś się rozpędził, to pierdyknąłby w wodę i w ogóle…
A jeszcze, widzieliście kiedyś wielki prom pchany przez dzielny mały stateczek? Nie? Ja też nie, znaczy nie do końca, bo ciemno było, ale trochę widziałam. I chyba najszybciej spierniczające z promu auta, więc…
Ciekawe czy też dostali bony na żarcie…
No ale, Szwecja.
Ech… ja piernicze. Pogodynka kłamała znowu, zimno, niby wschód słońca, pinknie, jasno nawet jak przyjechaliśmy, nie falowało, no wiecie, miodzio… ale kurna, jakoś tak nagle autem zarzuca raz, drugi, kolejny… wiatr – po wiatrakach widać, że nam w ryj wali, więc może to on, może koła odpadają… ale nie, ci za nami też jakoś tak, idiota, co próbował wyprzedzać miotnął się niczym pjana baletnica…
Wtedy skapneliśmy się, że zamiast drogi jest lodowisko idealne.
Tia… droga była przerażająca. Tak z godzinę milczenia i modlenia się do Śniących i Zapomnianych i w ogóle, wszystkie mitologie człek przeleciał… na szczęście inni nie szaleli. Dopiero później, ale co nas tam później, myśmy załatwili co miało być i do… no właśnie, potrzebuję świeczek.
Hygge you know!
… więc…
IKEA…
No właśnie…
Niech mnie ktoś oświeci, ale co się dzieje?
Po pierwsze półki puste. No dobra, nie sprawdziłam wszystkiego, ale jednak przebiegłam większość sklepu, więc weźcie no… nawet wiem, że fish and chips jest dostępne. Chowaniec jadł… nadal uważa, że najlepsze jest to z Fjallbacki! A co! Można mieć swoje ulubione, nawet jak je trochę przetłuszczą.
Ale…
Świeczki.
Włażę, a tam pustki. Po prostu białe, rąbane półki, no czyście poszaleli? I podobno już nie będzie tych dużych ciasteczkowych i tych owocowych czerwonych w większym rozmiarze, w szkiełku? No i jeszcze jedno, są jakieś nowe… prdukowane w Chinach? Serio? Przecież świeczki w Polsce robią…
Zawsze tak było!
I duże tealighty i w ogóle… znaczy co? Nie będzie świeczek? No weźcie no, wychodzi na to, że dobrze, iż człek w ogóle ma na czym siedzieć… może zajęło mu to kilka lat, ale jakoś nie wiem, ja tam mebli nie wymieniam, wolę taki dość industrialny, zmiękczony poduszkami styl i tyle. I podłogę… drewnianą.
Ale świeczki…
Wróćcie!!!
A wracając do początku… to w sklepie polskim dowiedzieliśmy się, że starsze panie wpuszczają policjantów do domów, a potem wiadomo… kasa z kont znika, co więcej, niczym z tym oszustem z Tindera, biorą pożyczki nawet? Nie wiem o co chodzi, ale panie się tam ostrzegały. Starsze uczyły, by telefonom nie wierzyć… serio, świat jest tak bardzo jezcze gorszy.
Ta pandemia udowodniła, że ludzie mogą być tylki gorsi.