Pan Tealight i Kasjer…

„Pół kilo mąki, a on, że niezdrowe toto i może lepiej zamiast pszennej kokosową, albo i gryczaną, czy też w ogóle, no serio… po co to tak, że i lukier ma być? Nie. A w ogóle, to lepiej banana zjeść, ale ino połowę, bo patrząc na sylwetkę, to lepiej może kiwi albo grejpfrut jakowyś czy cytrynki lub pomarańcze może… nie nie nie, to nie, to za dużo glutenu, a tamto to w ogóle już powinno być wycofane ze sklepu, tak mówią w pokoju, gdzie kawę piją i sikają.

Znaczy, nie że sikają w pokoju, łazienkę mają obok.

Ale dżem?

Po co?

I chleb? No niby dobrze, bo na zakwasie, ale czy on wegański na pewno jest, bo jak to tak zwierzątki męczyć, jak to tak… I jeszcze te owocki, czy na pewno bio są? Bo jak nie są, to odradza, nie, nawet nie zważy, nie, to by było jak narażenie kogoś na śmierć? Że bombonierka na prezent, a i kartka… nie, no w to nie uwierzy. A zresztą, kartka w folijce, no jak tak można, przecież to nawet w recyclingu nie przejdzie… a i sama kartka, szczerze, nie lepiej na papierze toaletowym komuś poemacik walnąć? I ekologicznie i użytkowe. No wiadomo!!! Jeszcze teraz. Po prostu towar, który powinna wziąć, właściwie, to może by dobrała jeszcze trzy worki…

Promocja jest…

Cukier?

Biały?

Ale jak to? Przecież tego to juz naprawdę, no czuje się obrażony, jak może to w ogóle na jego ladę wykładać, zaraz sanitizerem popsika, no zaraz będzie się mścił, bo przecież wiedziała, że on jest uczulony… no dobrze, nie do końca, że tak z worka go ten cukier zaatakuje, ale jednak nie może jeść, bo on przecież jest na diecie. Powinna o tym wiedzieć, powinna… widzi ją przynajmniej raz w miesiącu!

Jak może nie wiedzieć…

Tak, Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki Pomordowane raz w miesiącu do sklepu wchodziła…

Na szczęście nie rozumiała go, ni słowa…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Na promie…

Okay, to jest tak, że człowiek słyszy pewne rzeczy… niektórych nawet doświadcza. Jak te pierwsze fale, dziwne, majtające na boki, coś stuka, puka, coś nagle trzasnęło, coś się przesunęło, już widzisz oczyma wyobraźni, że auto własne, może i wiekowe, ale jedyne, że już nie istnieje… zmiażdżone innymi, może i nawet ona scena z koniami się tam odbywa, no ta z Kręgu… film taki…

Straszny.

The Ring.

Albo te inne fale, ja piernicze, ale to był sztorm. Już nie mówimy o wymiotach, bo część po prostu od razu się położyła, widać, że tacy, co to wiedzą jak się zachować. Problem w tym, że Chowaniec stwierdził, że jednak zje tę kanapkę… o rany julek, on nie żyga, serio, nie… ale wtedy, po raz pierwszy był zielony. Jak tylko zjechaliśmy z promu musiałam zatrzymać się i dotknać ziemi.

Nie ruszała się.

Mój mózg mimo na pewno niedozwolonej ilości aviomarinu wciąż czuł luzy w mózgu… serio, pewne fale, te takie jak na boki buja a nie góra – dół, góra – dół, góra – dół… no wiecie, nie tak jak na filmach one maszyny z tych fal wyskakują, nie, bardziej jak kaczuszka w kapięli, na boczki, szarpie, niby nie tobą, siedzisz, zastanawiasz się znowu czemu nie ma pasów przy tych fotelach i dlaczego do cholery znowu ktoś nie poukładał naczyń, bo się coś potłukło i nie masz siły być Grekiem i zakrzyknąć: OPA!

Ale…

Są takie rzeczy, o których czyta się. Że na promie wydarzyło się tak i tak. Zgasło światło… przeżycie na pełnym morzu, koszmar…

Pustka…

A potem patrzysz jak prom nagle, miał już się pojawić… a on się oddala…

Bez sterów, dryfuje gdzieś tam…

Oczywiście, że są apki do promów, podobnie jak do smaolotów, możecie sobie sprawdzić kto nad wami lata. Podobnie popatrzeć gdzie jest prom, co to się ewidentnie spóźnia, a na tablicy jak byk wisi, że uż boarding…

Nu!

Tia, ja wam dam „nu”. Takie to nu, jak, że no teraz to ja na pewno muszę siku, ale nie mogę bo przecież to kawałek od auta, a prom może się pojawić, lepiej nie latać tak, jeszcze mnie zostawią tutaj… a może Google się myli? Ale nie… więc lecisz na Twittera, nie wiadomo nic. Wredni ci pasażerowie, nic nie napisali?

Kurde, z drugiej strony za nic nie chciałabym być na ich miejcu. Dowiedzieć się, gdy już widzicie brzeg, że są problemy techniczne i przez pół godziny unosicie się na falach. Na szczęście niewielkich… no wiecie… choć to dobre. W końcu my zamarznięci na parkingu przed wylotem w morze, oni tam na morzu, spotkanie człowiek ma rano, noc tutaj, kurde, co robić?

Wpław?

No nic… skończyło się tym, że w onych ostatnich dniach retrogradacji Merkurego prom oszalał. A tak naprawdę serio jakaś wtyczka coś tam nie załapała. prom opóźniny, potem stwierdzili, że odwołują rejs z Wyspy do Ystad, a nas umieścili na kilka godzin na promie i włączyli grzanie na plus… no i wielce dostaliśmy te no, bony na żarcie na promie… znaczy mogliśmy wykorzystać je chyba i na zewnątrz bo lista knajp w Ystad wymieniona, ale jednak już ludzie raczej w domach, wsio pozamykane, a po kolejne bilecik stepmlowany ino na 1.02… nic więcej.

… więc siedzisz te godziny na promie.

Siedzisz i czujesz jak prochy na bujanie się idą bujać.

I nie wiesz czy śmiać się czy płakać, że choć tak starałeś się zdążyć na ten wcześniejszy odpływ, to i tak będziesz – może, miejmy nadzieję, spojler alert tak – wypłyniesz już nocą. By w domu być już w oną magiczną datę. Umęczony… by bać się przez te wszystkie godziny, że może jednak prom nie popłynie, bo przecież, nic nie mówią, może znowu na środku morza stanie, a bujać zaczęło…

Strach.

Straszna sprawa.

Uświadamiasz sobie wtedy ja to dobrze mieć drogi!!! Wiele ich! a co do onych nonów, to śmiech na sali bo w koronach ale szwedzkich, co to tańsze niż nasze i jeszcze… ekhm… jakieś 85SEK.

… stykło na kawę, bułkę i wodę.

PS. Ogrzewanie na drogę chyba wyłączyli, znaczy jak już płynęliśmy, bo zmarzłam na… no wiecie.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.