Pan Tealight i Niepiśmienny…

„No i… ale przecież szlaczki robił.

I to jakie śliczne!!!

Ale ponieważ to nie był żaden ze znanych alfabetów, to w końcu znalazł się w Sklepiku z Niepotrzebnymi, bo wiecie, jak inaczej? Na pewnej Wyspie, tam, gdzie Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki Pomordowane… nie stoi, siedzi w kucki, lekko unosząc się nad krzesłem, dziwnie…

… telepocąc się…

Coś z nią nie tak?

Zapewne coś z nią nie tak, ale nie żeby na pewno obecnie było nie tak, znaczy jakoś inaczej, no ona tak zawsze miała, że wyglądała inaczej niż cała reszta świata, ale dla niego to była jednak czymś intrygującym. Czymś naprawdę niesamowitym, bo w tych jej ruchach, braku kontaktu ocznego, wszelakiej niespójności była jakaś właśnie szlaczkowość, więc usiadł tak za kotarką, no wiecie Kuchenną Kotarką, no i za jej przyzwoleniem po prostu sobie ją opisywał szlaczkami swoimi.

Zeszyt za zeszytem.

Notes za notesem.

A ona… przychodziła i siadała, najczęściej jak nikogo nie było, albo tylko ten dziwny filcowy szary, który popatrzył na niego, chyba, bo przecież oczu nie ma, więc raczej było to uczucie jakieś, jakaś… no forma przyzwolenia może, no i wpuścił. Jakoś tak, dał mu się poczuć  chcianym.

Wolnym.

Ale jednak od razu wiedział, że Wiedźmy Wrony nie wolno ruszać.

W ogóle.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Znoszenie i znoszenie…

Znowu nie ma pandemii, znowu wszystko pięknie i cudownie, przyzwyczajcie się ludzie. Ja pierdziele, a mówią że to ja jestem schozolem. Sorry, ale jeśli ktokolwiek w cokolwiek jeszcze wierzy, to sam niech idzie od razu po jakieś leki. Bo szczerze, nie wiem jak zdrowi na umyśle mogli przetrwać te ostatnie dwa lata…

Ja nie byłam zdrowa i nie jestem, dlatego chodźmy na plażę, bo szczerze, jak wpadają mi jakieś wieści, a niestety niektóre muszą mnie rąbnąć, bo dajmy na to raz w miesiącu wejdę do sklepu i muszę wiedzieć czy mam mieć pieluchę na ryju czy nie… więc… no może już nie, może tak, na plaży nie muszę.

Na plaży są fale i śpiewają swoje pieśni, które są dziwnie smutniejsze niż zwykle. Które dziwnie cichsze są, chociaż i wiatr i fale i wszystko to robi bardzo wiele hałasu, ale jednak, jednak dziwnie natura ona cicha. Jakby już naprawdę miała dość. Zarzucona rękawiczkami, maseczkami, wacikami, kij wie czym jeszcze, cały czas na procentach jakichś, te pojemniczki po sanitizerach…

Ja pierdziele.

Dość mam.

Zapewne jak większość świata mam dość, ale też i jak ona bidna większość zrobić mogę nic. Na szczęście ja mogę jeszcze pójść na plażę. Do lasu to już ciężej, bo tak tną, że niedługo nie będzie gdzie, no i oczywiście są masy ludzi. Nie wiem skąd to wsio się bierze. Produkują się jakoś, czy co?

Ekhm… nie, nie… nie potrzebuję opowieści o tym jak się ludzi robi.

Dziękuję za zainteresowanie poziomem mej wiedzy.

No ale…

W tym dziwnym czasie, kiedy to właściwie nikt nie wie o co innemu chodzi, wiecie, czas między sezonami to dla wielu koszmar, część zwykle była na jakiejś Majorce czy coś… teraz wciąż nieprzystosowani do nowej codzienności jakoś tak się wszyscy miotają. Ale będzie dobrze, jak zwykle późną wiosną odrosną, zakwitną, listki wypuszczą, niczym one magnolie długo nagie, potem anny młode…

A potem.

Zwyczajne.

Ale plaża, piaszczysta taka, dziwnie słoneczna i ciepła i zimna jednocześnie. Niby 5 na plusie, a jednk jakoś tak, dziwnie, chłodno, pokręcenie… Jakoś tak… że nawet wykąpać się nie chcesz, chociaż woda czysta. Jakoś tak nawet rzeka dziwnie płytka i smętna, chociaż chyba nie powinno być…

Przecież padało?

A może jednak już doświadczamy jakiejś suszy?

Przez to powietrze, takie uszczypliwie suche. Nie żebym narzekała, bo jakoś mocno mi wilgoć przez lata dopiekła, więc nie, nie marudzę, wolę oną suszę, ale jednak jakoś mnie to przeraża. A może li i tylko fascynuje?

Może?

Dobrze, że choć morze jest na swoim miejscu… uspokajające trochę to.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.