Pan Tealight i Gracz…

„No po prostu to uwielbiał, wiecie, i chciał wciągnąć w to każdego.

Znaczy w nią.

Znaczy zaraz, nie że jakoś tak podejrzliwie i podejrzanie, znaczy w zakazanych formach, czy coś! Nie, żadnego zboczeństwa nie było, ni nagabywań, czy czegoś tam. Nie… nachalność może i mogłaby być mu zarzucona, ale jednak bez przesady, po prostu kilka razy mógł zadać to samo pytanie, ale w końcu… no weźcie no, przecież sklerozę miał, więc jak tu od niego wymagać, że będzie akurat tu i teraz taki jakim wam się on widzi, no i milczący na przykład…

Tak, dużo gadał.

Bardzo.

Jak zaczynał, to nie kończył, niezauważał nawet, że na przykład rozmówca mu uciekł, czy zmarł czy coś mało ruchawy i możnaby mu jeszcze pomóc i jeszcze mógłby być na dłużej, ale nie, on po prostu musiał gadać, przekonać na amen i alleluje wszelakie, a potem wyciągał talię kart…

Albo takie pchełki…

I bierki też miał.

No wiecie, jednak nie dla każdego szachy czy jakieś tam wymyślne chińskie ustawki, czy nawej majongi czy coś tam, to wymagało stołu, a w taką wojnę czy coś, Piotrusia Czarnego… czy innokolorowego, to przecież każdy rozumiał od razu reguły, nawet jeśli nie rozumieli się w innych tematach, to jednak udawało się dogadać w ramach zasad tej gry. Czy tamtej. Ale jednak ten osobnik musiał być ruchawy, a jak zaczynał gadać, to po prostu… no weźcie no…

… więc strasznie marnował przeciwników.

Ale był Graczem, wiedział, że grać musi.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Drzewa są mokre.

Mimo kilku niedeszczowych i słonecznych dni jakoś ona morska wilgoć zdaje się wnikać we wszystko.

W wielu miejscach pojawiły się niewielkie i bardziej wielkie jeziorka, stawy, po prostu wodne zbiorniki, jak kto chce nazywać. Co jak co, ale nimf szuwarkowo-bagiennych na pewno się namnoży teraz. Gorzej, jak potem będą wysychać, jak lato nadejdzie… no chyba że nie nadejdzie, albo wiecie, nadejdzie, ale będzie dziwne, albo nimfy się przyzwyczają, czy coś? Wiecie, nie wiadomo jak to jest z nimfami…

I ten wiatr…

Watr, który sprawia, że budzicie sie w nocy po 4 godzinach snu i raczej nie macie już nawet nadziei na to, że w ogóle zaśniecie. I macie rację. Cały dzień już w tym momencie zmienia się w popis zombiostwa. Niby się ruszacie, jakoś umyliście zęby nie dławiąc się szczoteczką i nie obżerając za bardzo pastą, ale… cała reszta raczej już nie działa. Na szczęście człowiek blogi zrobił na zapas, więc…

… więc może nie zawalił roboty, ale…

Cóż, jakoś tak, po prostu nie można myśleć. Wokół jest tylko i wyłącznie ten wiatr. Tylko i wyłącznie wiatr. Domem szarpie, zewnętrze nienadaje się do jakichkolwiek ekskursów, a ty człowieku co… jesteś poddanym naturze. Tutaj zawsze… i te migreny jeszcze, no weźcie no, ile można?!!!

Nie daje się oddychać, a jednocześnie wsio takie świeże…

I ciepło…

A przecież to zima?

No oczywiście, że rozumiem oną wszelaką zmienność pogodową, ale jednak, jednak moje ciało kijowo na to reaguje. Odłącza się od mózgu i chce leżeć. Ale cała reszta nie chce leżeć. Bo i dlaczego by miała? No przecież kurcze… przecież kurcze to świetny czas, zima, styczeń i te sprawy…

Ekhm.

Nic to… dokładnie dziś chyba 13sty, na jutro promy odwołane, czyli będzie wiać jeszcze bardziej, co szczerze mnie oszałamia już aż nazbytnio. Zasnęłabym, ale jakoś takoś, no przecież człek dąży do jakiejś regularności w życiu. Nie chcą po nocach pracować, a dni przesypiać, chociaż może… może jest w tym jakaś osobliwość dla mnie odpowiednia? Nie… no oczywiście, że wsio chodzi o tę sprawę, która się ciągnie od września, wiecie, wydębić coś od państwa, choć ci się należy, bo na ludzi reagujesz wrzaskiem, albo totalnym otępieniem, albo…

Ostatnio nie wiem co jeszcze być może.

Ale…

Nie, Dania to nie kraj, gdzie idziecie i wsio od razu załatwione. Nie… oni wam będą mydlić oczy, że wsio będzie okay, że szybko się załatwi, że szczerze będzie okay, a potem nie, po kolejnym tygodniu nie, potem co miesiąc jesteście u innego urzędnika i szaleństwo w was wzbiera, bo wyszliście z domu więcej razy niż w ciągu roku zwykle… a wariaci nie przyjmują tego dobrze, więc…

No tak…

Stres.

A kurde podobno życie na Wyspie miało mnie odstresować, że zieleń i tak dalej, spokojność morza, natura, mało ludzi… a tu destrukcja ekosystemu i ludzie znikający i jeszcze… no właśnie, i jeszcze szaleństwo nieruchomości. Kłamstwo na kłamstwie kłamstwem pogania, a najlepiej posmarować…

Ale nie mam czym.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.