„… no to sobie spał…
No co? To był czas spania w końcu.
Przynajmniej dla niego.
Chociaż, przecież i innym nikt nie bronił, nie zakazywał, czy coś. Przecież też i czas był taki, odpoczywalny, więc dlaczego tego nie robili, czemu wciąż gdzieś pędzili, a nawet jeśli zlegali na jakichś łożach czy sofach, to i tak wciąż jednak, nie odpoczywali. Te maszyny w dłoniach, wzrok błądzący po ekranach…
Jakby nie mogli się zdecydować czy to, czy jednak tamto?
No bo przecież zima, pewno, że te czasy pogodowe to jakieś takie nie do końca jak znał sprzed wieków, ale jednak, jest w kalendarzu, więc czemu nie? Dlaczego ma narzucać wzrastanie, gdy to czas spokojności, wytchnienia, szarości i spania, skarpet ciepłych i napitków wszelakich i tycia… no tycio tycia może? W końcu ludzie tacy dziwnie fit i tak dalej, ale…
Nie mógł powiedzieć nic.
Się nagle okazało, że polityczna poprawność nie miała na niego miejsca.
W ogóle, bo nagle okazało się, że jest restrykcyjny, że przecież pogoda nie może narzucać nastroju i jeszcze, jeszcze, że wszyscy są wolni, wszyscy są wszelako nieskrępowani onymi prawami natury, więc niech się wali…
Wzrost czuł się dziwnie.
Nie na miejscu.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
No więc… pogadajmy o reklamach.
I nie, nie mam na myśli telewizji, ale czegoś, co pokazuje mi się gdy puszczam coś na YouTube. Wiecie, przymusowe czekanie na znaczek „pomiń reklamę”. Najbardziej dobijające są te, które opowiadają o tym, że przy stole boicie się tego, że wypalicie się w pracy, no cóż, jak ktoś pracuje jako świeczka czy lampion, rozumiem… znaczy, wróć, wiem, że to nie jest zabawne, ale jako osoba chora uważam, że nie będę się dobijać i tak wyskakujące reklamy i ta grobowa muzyka jeszcze…
… to szczerze mnie dobija, więc…
Okay, pierwsza jest reklama z wypaleniem, strachem, że pracę zabiorą i dalej nie wiem, bo klikam „pomiń reklamę”. Z nerwową trzęsawką. Oczywiście chodzi o ubezpieczenie, ale… no co zrobić? Nie da się zapisać do tych bezreklamowych, a raczej, no wiecie… raczej się da, ale mnie nie stać a i serio, za to płacić. Nie, YouTube nie zasługuje… chociaż zauważyłam, że niektóre moje filmy mają wyświetlenia!!! I to po 700 nawet!!! Nie rozumiem tego… serio.
Kolejna reklama to ona mikołajkowa…
Ekhm.
Odbywa się też przy pisuarach!!!
Otóż wiecie, to coś nagłowne pandemiczne wróciło. I tak, u nas odwołano potem znowu i teraz ludzie wrzą, bo się okazało, że te szczepionki to jakoś nic nie zrobiły i ten cały rok, który miał być cudownym odrodzeniem był do dupy. No co? Jak mam to określić?
Dosłownie najlepiej.
Ale Mikołaj.
I jego mężczyzna…
A co?
No chodzi se w reklamie nadmiernie eksponowanej, po mieście jakimś facet z dmuchanym, wielkim. wyrośniętym…
… Mikołajem.
I se chodzi, no i w kolejkach stoi, wszelako bodzie nim dmuchanym może i, ale jednak bodzie innych, a potem zostawia go na mrozie i idzie się z babcią ściskać… co widać przez okno. Tak, to trochę dwuznaczne, ale ma być taki wymiar tego, że odległość zachować należy, aby z Babcią się… no nie wiem, nie wnikam, jak kto kurna lubi, można i z dmuchanym Mikołajem, co nie?
W dzisiejszych czasach poprawności wszelakiej, nie tylko politycznej, no przecież nie będę Mikołajowi w wentyl zaglądać… chociaż, czy Mikołaj wyraził zgodę? No wiecie, koleś na reklamie jeszcze względnie młody, jakąś laskę w pewnym momencie, na ławce Mikołajem bodzie… znaczy dmucha go i wtedy rączka mu się… i w dziewczynę, więc może Mikołaj wołał o pomoc…
Czy to brzmi dwuznacznie?
Kurde…
Ale… no chodzi o to, że ministerstwo zdrowia oraz wszelkie ubezpieczycielskie twory przesadzają z reklamami, które w odbiorcy mogą wzbudzić depresję, stany lękowe i tak dalej. I to już na poważnie, bez wsadzania Mikołaja. Szczególnie w kraju, który już odrzucić pandemiczności i szykował się na jebany God Jul i wszelakie merry i HO HO HO… nagle z grubej rury, że nic wam nie wolno.
Niezależnie od szczepienia.
Cóż… jak zwykle chujowe te święta, chociaż… co złego w byciu samemu ze sobą, albo jak ja, samemu ze swoimi osobowościami?