Pan Tealight i Dziewictwo Porobione…

„Wiadomo, Grudzień, czas… ekhm, dawania.

Wszyscy o tym wiedzieli, ale też świadomili byli swoich wielkich finansowych braków, więc wiecie, próbowali co roku, co sezon, co miesiąc, co… no dobra, co tydzień pojawiał się jakiś pomysł, pokręcony i czasem wprost chory, ale nie oceniajmy tak wiecie, szybko, od razu, no zawczasu.

Przecież…

W każdym momencie coś się mogło zmienić, coś zawalić, coś zwalić, coś jeszcze pomieszać, pogmerać, wszelako zawieruszyć, odnaleźć, zapomnieć i przypomnieć i jeszcze… no właśnie, te wszelakie listy zakupowe. A co, jeśli nagle się okaże, że w całym tym zamieszaniu wziąłeś cudzą i właśnie nieświadomie całkiem, myślami zagoniony pod choinkę i czy nie zrzuciła igieł, bo odkurzanie tego to koszmar wszelaki i tak dalej… no wiecie, szukasz szezlonga, a to niezgodne z twoimi poglądami religijnymi dotyczącymi wystroju mieszkania…

No co?

To dziwny czas, więc i pomysły dziwne. Ale dawanie to wiecie, każdy by chciał, tak, dasz coś i czujesz się lepiej, ale co, jak dałeś, a chcesz to odzyskać? Wiecie, niektózy mogą żałować, albo też dali przez pomyłkę, nieszczęśliwą, może i szczęśliwą, ale obecnie wszelako wstydliwą, albo…

No różnie jest, więc Królewny i Księżniczki Po Best Before, tia, one to się dopiero na tym znały, ci koniuszowie, stajenni, pomoce kuchenne i chłopcy na posyłki, ech, to były takie czasy, że szok… ale, oczywiście z przeżytych spraw biorą się rozwiązania, więc czemu nie wydusić z nich finansowej korzyści?

… ale to?

… więc tak, też można było…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

No dobra, powtarzam się może…

Ale wieje.

I jest zimno.

Znaczy… zawsze pamiętajmy, że zimno w onej wyspowej skali, czyli jak już spadnie poniżej zera, to oznacza, że koniec świata i apokalipsy i takie tam. Ta cała specyficzna geograficzność tutaj oferuje ów mityczny wprost klimat, który ostatnio szczerze szaleje. Po prostu nie wiesz co będzie, jak, czy znowu śliwki szlag trafi, a może teraz czas na jabłka, no i znowu łeb mnie boli, co oznacza, że kolejny sztorm wieczorem i jakoś tak… z jednej strony super, że człek nigdzie płynąć nie musi, a z drugiej, one niezobaczone światełka, ta cała komercja świąta i tak dalej…

No sorry, ale przez kompa to tak się nie odczuwa.

I tak znowu się zatanawiam, nad onymi wszystkimi jęczącymi, że tyle tego, co byście zrobili, gdybyście tego nie mieli. Długo, coraz dłużej, a nwet tego niewiele co byście mieli, by ubywało… jak byście się czuli? Bo tak wiele się gada o pierniczonym minimaliźmie i takich tam, ale jednak…

Bo…

Bez urazy, rozumiem nie topienie się w onym komercjaliźmie, nie stawianie drzewek, niestrojenie domów i tym podobne, ale jednak, jakoś tak, na chwilę, wstąpienie w ten świat… którego tutaj nie ma, potrzebuję tego, a w tym roku się nie udało. I spoglądając pandemicznym okiem na wszystko…

I na Wyspie nie będzie gromadnie świątecznie.

Podobno śnieg ma padać…

Biorąc pod uwagę, że już padało, to jakoś tak, wierzę w to.

Chociaż wciąż ze mnie taki niewiernus… no ale… świat pędzi do przodu, kolejny miesiąc, rok za progiem, kolejne obietnice, a ja jak zwykle olewam one postanowienia, mam gdzieś wsio… po prostu pcham się do przodu. I ten przód mam wymarzony, opisany, zwizuwalizowany… no właśnie, jeśli chodzi o one wizualizacje, to wiecie co… robiłam je nim były modne. LOL

Jak wiele rzeczy.

Ale wracajmy tutaj, gdzie fale już rosną, wiatr się wzmaga, ptaki ucichły, choć jakoś ostatnio dziwacznie wpierdzielały wszystko na siłę prawie, ćwierkały jak szalone, jakby… jakby chciały coś powiedzieć głupim człowiekom i może i chciały, ale na razie kolejny sztorm, kolejne szaleństwo, szarość…

Ciemność.

Gloominessowatość.

Nasz minister zdrowia złapał Sami Wiecie Kogo, znaczy dosłownie go wchłonął i wiadomo co teraz będzie… wszystkim się oberwie. Ale to chyba dość kiepska reklama dla kraju, co nie? Ekhm… i służby zdrowia. Znaczy, bez urazy, u nas naprawdę to wszystko wygląda dziwnie, wiadomo, Wyspa i tak dalej… ale jednak, chorujemy jak inni, choć może wymiana zarazków mniejsza, szczególnie w przypadku takich jak ja, unikających przyjezdnych, a drzewa mi się mało ruszają, więc sami rozumiecie. Jak szyszka mnie nie zarazi, to…

Ekhm.

To jak… God Jul już prawie?

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.