Pan Tealight i Święcownik…

„No wiadomo, taki czas, więc no… musiał się spojawić.

Podobno nie po raz pierwszy, ale, kto go tam wie, Wiedźma Wrona Pożarta Przez Ksiażki Pomordowane całkowicie nie mogła go sobie umiejscowić ni w myśli ni pamięci ni… innych miejscach.

Choć, może to i lepiej, wiecie, ekhm…

No co? Czasem składanie pewnych myśli z osobą Wiedźmy Wrony raczej nie wychodziło nikomu na zdrowie… wiecie, psychiczne. I te wizualizacje. Kurde no, przecież to można naprawdę się skrzywdzić. I to na zawsze. Co się zobaczy, to się nie odzobaczy i tyle… zuo i demony. Albo i coś milszego. W końcu różowe, ćwierkające aniołki mogą doprowadzić do sraczki permanentnej.

Naprawdę…

… więc się spojawił on, bo i Grudzień i te tam choinki, świecidełka, prezenty, a tutaj ona… wiecie, w tych czarnych ciuchach z permanentnymi rogami i wszelaką olewalnością dat. Kompletnie niereformowalna, niechcąca sprzątać, piec pierniczków, wszelako zdobić… choć nie, przecież porąbała te gałązki, przywiązała i piknie było, wszelako zimowo, ale jeśli chodzi o krochmalenie i inne sprawy, to nie. Ona nie będzie się spotykać i piać w chórkach. Nie. I nie będzie się uśmiechać…

Nawet myślał przez pewien czas, czy może nie ma zębów, albo coś…

Ale miała.

Znaczy ma.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

No więc…

Znowu wieje.

Wieje, pizga i wszelako przegina powietrznie, ale co tam… był śnieg, trochę, ale fajno było, znowu ma sę ochłodzić, potem ocieplić, zaćmienie, nów, kurna chata się dzieje. Wam powiem, że spać się nie da, szaleństwo. Coś puka, coś stuka, a ty człowieku co robisz, no jedziesz do miasta…

Znaczy do Szwecji…

Znaczy nie jedziesz… no ekhm, jedziesz, potem płyniesz, jedziesz, znowu jedziesz, a potem kurde znowu płyniesz, jedziesz… no i ono płyniesz to zwyczajne szaleństwo. W tym okresie raczej nadzieję mieć możesz na bezfalowość, ale ona nadzieją płonną, ulotną, wszelako mocno często nieosiągalną… nie oszukujmy się, czas sztormowy i tyle. Już. Tak po prostu jest.. a ono bujanie…

Ale chcesz światełek, chcesz świątezności…

No pewno, że tu u nas to tego mało, niewiele i w ogóle o różnorodności pomarzyć można, ale jednak… dlatego się męczysz, plyniesz do Szwecji… czyli tak jakbyś wsiadał w tramwaj i po półtorej godziny był w wielkim świecie. Albo tym tam, no wiecie, onym świecie większym… lekko… mocno…

Okay.

No i zaplanowaliśmy to na drugiego, coby było tak akurat.

I chyba po raz pierwszy taka kupa!!!?

Wyobraźcie sobie, że włazicie do IKEA w Malmo, a tam po świętach…

No ale, dopiero was wybujało na promie, więc kurde, nie ma co, już człek przeczuwał, że raczej cudnie nie będzie, ale… na szczęście jest ICA i info o tym, że będzie bujać jeszcze bardziej za kilka godzin, więc człek już wie, że serio tę granicę przekroczył ino na kilka godzin, a wymęczy się za epoki. Jak najszybciej przebookowujesz bilet powrotny z 20stej na 16:30 i… teraz zaczyna się wyścig z czasem. Na pewno nie załatwimy wszystkiego, więc co najważneijsze…

Uszka w polskim sklepie.

Kurna, słońce, a potem pada i wieje, cudnie, dobrze że ten bilet się dało booknąć, bo już po chwili info, że rejs jest full i nie przyjmują innych, ale ci co lubią być bujani wszelako i tak dalej niech się trzymają, znaczy, promy będą pływać, ale… ech… no nie zazdraszczam. Naprawdę… już w tę stronę mi mózg pod kopułką latał. Koszmarne uczucie. Jakby coś było nie tak… bo jest.

Dobra, to teraz IKEA.

Durny człek myślał, że wielka taka, więc może i przeceny, czy coś… a tam kurna nic. Już miesiąc temu jak tylko wprowadzili rzeczy, to większość była opisana jako ostatnie sztuki, ale teraz, tes pustki…

Serio?

I braki w asortymencie świeczkowym?

ZUO!!!

Oczywiście jest jeszcze względnie jasno, więc światełek nie ma… nie no, porażka na całego, Christmas is cancelled na pewno. No weźcie… i potem, w Ystad człek znajduje żeliwnego julebuka i już jest…

… inaczej…

I krasnal co ma z pół metra… przecież kurna w drugą stronę też pobuja… i wiecie co, nagle cud, w drugą stronę ino na początku telepie, a potem… cisza… znaczy względna, no wiecie… czuje człek, że pogoda się zmienia, wszystko szaleje, wszystko zaczyna się burzyć i narastać, prom pełen ludzi, no po prostu szaleństwo!!! Co tam pandemie, znowu przecież mamy czas pieluch na ryj…

Bleee…

… więc, IKEA ssie i to tak mocno!!!

Światelek nie było… wszelako ten rok to bleeeeeeeeeeeee… a może szczęściem jest to, że w całości człek do domu wrócił? Może to czasem ino o to chodzi? Bo jak piszę, że do Szwecji jadę, to dla mnie taka codzienność… a może powinnam znowu uzmysłowić sobie, że to takie niesamowite?

Może?

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.