„Bo właściwie… było ciemno.
Nie no, nie żeby narzekali, ale jednak… było ciemniej niż kiedyś, ciemniej niż pamiętali, częściej, mocniej, dłużej, bardziej…
Jakby ciemność była na sterydach czy innych dopalaczach.
Albo co więcej, wynalazła sama jakiś niesamowity wpływacz na nastrój, moc i wszelaką zajebistość, no i nadmiernie tego używała i jeszcze, oczywiście nie miała co do tego żadnych, ale to szczerze żadnych wyrzutów sumienia. Naprawdę żadnych. Bo dlaczego miała je mieć? Dlaczego i po co jej takie obciażenie sumienia, czy wątroby? Kto tam wie? Co ona miała i na czym jej leżało?
No co?
Przecież nie zrobili jej jakiejś dajsekcji, czy czegoś.
Szczerze… nie no, oczywiście, że mieli ochotę, ale wiecie, ciemno było, ona ciemna, się tak wszystko jakoś zlewało nawet tym bytom wyposażonym w cudowne wzroki i spojrzenia… a może tylko kłamali? Wiecie, przecież mogli kłamać. O to w tym wszystkim chodziło. Żeby naprawdę poszaleć. Myślą, mową, uczynkiem, wszelakim o nic niedbaniem i jeszcze na dodatek… nie no, żadnej religijności w tym nie było. Chociaż, z ciemnością, to kto to wie? No wiecie, kto…
Tylko że…
Właściwie nie do końca byli pewni tego, że była to li ino cieność. A nie coś, co światło pokazywało, jak miało focha. Mocnego focha, takiego, który bardzo estetycznie mógł komuś przypierdolić. Ale estetycznie, ładnie, artystycznie nawet, z rozbryzgiem krwi, który mógł robić na kanwach za najnowszą abstrakcję za wiele simoleonów. Albo i ich więcej, dlatego tylko ją obserwowali.
Tylko…
Na razie.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
A w młynie…
No właśnie… bo widzicie, przy Slusegaardzie jest coś na kształt gaardu i plantacja choinek. Oczywiście młyn i cał zabudowania z nim związane są otwarte przez cały czas, znaczy nie do końca otwarte, no możecie sobie zajrzeć do środka, przemyśleć jak to było, a jak akurat jest sucho to i nawet przejść się nad morze… bo jak lało od wielu dni, to raczej droga może być nazbyt…
… wtapiająca.
Ale… w okresie świąteznym rok temu, się okazało, że w stodole zabudowań jest genialnie urządzony sklepik z tym, co świąteczne i tak dalej… niestety dusza, która to prowadziła się rozchorowała i zamiast sklepiku i słodkiej knajpki mamy teraz resztki i niby knajpkę, którą prowadzą ludzie od czekolady.
No co…
Nie, nie rośnie u nas, pewno, że mamy i figi i winogrona, ale bez przesady. Czekoladę robią w Afryce, znaczy ziarna, a resztą tutaj. Problem w tym, że… zrobili z knajpki dziwny rainforest, może i pod imię onę firmy, w końcu to Rainfoest Chocolate… ale jednak, nie wiem, uczucie… smak cudowny ale ceny…
Nie przekonuje mnie.
Smuci.
Ale choinki nadal można kupić… i w stodole resztki z onych sklepowych cudów, więc wiecie, mam krasnali… więcej.
Wiecie…
Ostatnimi czasy widać jak bardzo wszystko się tutaj sypie. Nawet ludzie z genialnymi pomysłami, a może raczej oni w szczególności, jakoś tak znikają, chorują, odchodzą, a może uciekają… coś się dzieje i to nic dobrego. Całe to morze, skały, drzewa, coraz mniej drzew… a nawet i plaża, tak… przy Slusegaardzie macie punkt geograficzny i obecnie gigantycznego, wyższego niż dom Mikołaja.
Dmuchany.
Za to z plażą, no tak, gorzej.
Wodu chyba wezbrały, wszelako zeżarły ziemi cały połać i mamy piaszczysty niski klif i plaży z pół metra, na szerokość, bo wiadomo, zawsze można leźć dookoła Wyspy, można się pomoczyć, można, wiecie, ale jednak… ale jednak jakoś tak suchą nogą się nie da. Znaczy być blisko morza i ziemi, jednocześnie. Jakoś tak raczej nie można. Okay, zgadzam się, pada deszcz…
Ale…
Te ciemności i wiatry inne są niż rok temu.
Te elektryczne auta niebieskie poczty wkurzają…
Naprawdę ten kawałek świata strasznie się zmienił, zdziadział, tak w ciągu kilkunastu lat upadek jest bardziej widoczny na tak małym skrawku lądu niż zapewne w jakimś kraju, ale… przeraża. Bo… nie można już się czuć bezpiecznym. Kiedyś otwarte drzwi teraz dostają kraty, nożem pod żeberko, bojówki młodzieżowe… po prostu kurna raj na ziemi, a znajomi oznajmiają, że przyjeżdżają, bo czytali w gazetach, że to raj. Bo przecież czart coś tam upuścił…
Bo…
Boję się.