Pan Tealight i Anastazija…

„No dobra, z tym imieniem to już przesadziła.

Dali jej książki, dali do wyboru ich tyle, z każdej kultury, wszelakie definicje i tak dalej, ale jednak, ale jednak… wybrała to. I to jeszcze w tak dziwacznym brzmieniu. Tak bardzo wieśniackim… nie żeby mieli coś do wsi, w końcu mieszkali na niej, ale jednak… ija… no kurna no, jak to brzmi!

Chociaż podobno się inspirowała jakąś tam koronowaną prawie głową.

A może prostytutką, znaczy damą, która lubiła zwyczajnie się zabawić, ale lubiła też zwyczajnie nadzwyczajnie potem sobie coś kupić i opłacić rachunki, więc wiecie, legitnie i normalnie, wszelako, żyć z przyjemności… czyż nie jest to wspaniały pomysł na życie, przyjemne z pożytecznym?

Czyż nie tak mawiają?

Przecież nie nazwała się Katarzyną z Wielkim. To dopiero byłby lekki niesmak, absmak i wszelaka niestrawnosć. Nigdy nie wiadomo w dzisiejszych, poprawnych jakże czasach, jak na to odpowiedzieć i czy pytać, czy nie… dociekać czy nie? Czy jednak lepiej mieć wsio na tacy, czy…

Ekhm.

No więc wprowadiła się, miała imię, i nadprogramowo długie włosy, z których nie tylko plotła sobie codziennie nowe suknie, ale też i siennik do łóżka wypychala… naprawdę, jak wychodziła, wszystko stawało się dziwnie mniej wypchane, bardziej szczupłe, mniej jakoś tak, no wiecie… puszyste…

Ale łupieżu nie miała.

Spokojnie.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Mamy Zegarynkę

Kto by pomyślał?

I nazywa się Frøken Klokken i… no tak, o takich się pisze jak się pojawiają lub odchodzą… ona właśnie odchodzi na emeryturę, znaczy 30tego. Czyli zaraz, to już jutro… Nie no, oczywiście, że rozumiem, iż możliwym jest, że nikt na nią nie dzwoni, choć głupio tak znając jej imię mówić o niej, że na NIĄ nie dzwonią… no wiecie, jakoś tak się ona uczłowiecza, nie tylko dlatego, że…

Cóż, kolejna, dość legenadarna czynność znika z tego świata.

Smutne to…

Jak z szewcem, chociaż… z tego, co słyszałam, zarazem szewc i zegarmistrz wrócili do łask. Niektórzy poprawiają buty, inni je szyją, są i ubrania szyte na miarę, w końcu idealne, akie na co dzień, takie ideolo. No chyba, że wiecie, nagle przytyjecie, no i się wszelkie wąskie kiecki na nic nadają, ale krawcowa dobra w posiadaniu to skarb jak się ma dobre ciuchy, które nie znikają nagle z tyłka, bo w jakieś krzaki żeście wleźli, znaczy ja wlazłam. No co… dziurki mam. Niby człek sam umie zaszyć, nie jest jakiś niekumaty, ale jednak, taka szewcowa, ech…

Kiedyś to był skarb.

Więcej, każda pani domu miała maszynę do szycia, te wykroje krążące między rękami… ech, takie to czasy były.

No więc Zegarynki nie będzie.

Wiecie… przynajmniej rozkłady jazdy autobusów wjechały z powrotem na patyczki przy przystankach autobusowych, a nie te cholerne kody. Jaki to był problem. Nie no, to już zwyczajnie kanał był. Ale był… teraz tylko coby to się utrzymało, bo wiecie, wszędzie wsio się tak zmienia, że nie wiadomo co będzie jutro…

Czego nie będzie pojutrze?

Cóż… możliwe, że znowu będą maseczki i przymusowe szczepienia.

Wiecie, jak wszędzie.

Wszystko wraca, a już tak było pięknie. Ech, nie wiem, a może nigdy nie było pięknie, tylko większość uwierzyła, że po prostu strzykawka i już nie będzie choroby, chociaż od początku mówili, że to nie tak, ale jakoś… do nich się nie da dotrzeć. Do onych zaprogramowanych przez media… i onych nauczonych nienawiści przez social media… i całej reszty, tych, co już nie mają siły.

To ja.

Nie mam siły.

Kompletnie.

Nawet na to, by po prostu mieć to w dupie, iść za tłumem, robić, co państwo każe, nie nie umiem tak. Za dużo myślę, za dużo wiem i jednocześnie, za mało wiem i to mnie strasznie wkurza, ale to po prostu STRASZNIE…

I tak… będą julemarkety… ale jakie?

I jak?

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.