Pan Tealight i Pomieszaniec…

„Obwieszony łyżeczkami, przyczepionymi do szerokiego, skórzanego płaszcza jakimiś drucikami, czy czymś… sznureczkami, metalowymi zaszywkami, klamerkami, no serio, sznurków tam może nie było kolorowych, raczej wsio utrzymane w naturalnych mocno, ziemistych barwaach, ale jednak… kurde, jakby taki żółty czy czerwony i niebiesi nie były naturalne… serio?

O czym tu się gada?

O czym w ogóle pisze? O jakimś osobniku zakochanym we własnym odbiciu, czy spożywaniu rzeczy wszelakich ino jednym sztućcem, ale za to w wielu odcieniach sebra, złota, wszelakich metali znanych i nieznanych oraz kamieni czy drewienek… ojojoj, niektóre to takie rzezane były, jedna nawet w gołe baby. No co? Przecież tam mu wisi, no tam niżej no, pod paskiem!!!

… ale za to jakie łyżeczki…

… łyżki, chochle i kopyście.

No naprawdę, nawetmiał takie odłączone od tych zestawów wszelako podróżniczych, które spięte z widelcem i nożem krojącym kompletnie nic… zawadzały na biwakach i robiły za zawsze się wyginające śledzie.

No i miał też jedną na szyi.

Tylko jedną.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

W lesie cisza i spokój.

Ludzi raczej mniej, ale z racji mijającego sezonu dyniowego, wiecie, u nas to inaczej mija… LOL kartofle ważniejsze… więc las pusty, czasem ktoś przemknie, ale jak się zna miejsca, to można się zaszyć, tylko, że wiatr pizga, pełnia, nie no, co się dzieje?

Najgorsze, że to ten wiatr, który bardzo boli…

Za to w mieście na one ferie ziemniaczane przeceny były, że ho ho, sklepy się zamykają, niektóre na zawsze, więc wiecie, w końcu niektórych na coś stać… bolesna prawda, ale nie oszukujmy się, taka ona prawda i tyle. Jedni tworzą, wytrzymują sezon i znikają, najpierw oblani laurami, litrami laurów… znaczy pewno taka woda po ogórkach, LOL no serio, artykulik w gazecie nawet mi proponowali, więc…

Czasem jest nudno.

Ale… dziwnie boleśnie odczuwa się, gdy zamykają te miejsca, których może człek nie użytkował, ale jednak…

… były…

Stanowiły taki pit stop, takie maybe kiedyś, może się zdarzy… no wiecie, się zdarzyło, ale dlaczego tylko teraz, dlaczego już nie będzie onej kolorowości, inności, może i jeszcze zmienności, może… a te galerie, które porodziły się, nie wiem… jedne mnie przerażają, inne fascynują, a jeszcze inne przerażają i fascynują, ale wiecie, jednak… no dobra, wleźć i pooglądać można, można i je opisać…

Czy kupić?

Ale ja se sama maluję.

A jak kupuję, ekhm, wolę raczej nie oryginały.

I tak jakoś ciepło było przez ten początek października i jakoś nawet często słonecznie i zdjęcia można było robić i spacery uskuteczniać i w ogóle… szczerze pięknie, a teraz, co będzie… czy rzeczywiście możliwe jest tutaj…

Całorocznie?

Co roku pojawiają się ludzie, zwykle przyjezdni, głoszący zmiany, ich chęć i tak dalej – przyznaję, że sama miałam takie plany, wiecie, zrobić stronę, żeby w końcu było w kupie to co artystyczne, ale… tia, nie wyszło. I co roku pojawiają się tacy jak my, co to chcą, ale… he he he, po pierwsze, tutaj wszyscy by chcieli za darmo, spróbujcie być influenserem w Danii. Ubaw roku… oni jeszcze…

Chyba nie do końca…

Wierzą, że to działa?

Tutaj brak wiary, jak i w innych rejonach. No wiecie, takie typy i tyle. Pokazujesz im, że działa, powinnam sfotografować ich miny jak widzą ile mój własny pluszak ma onych „znajomych”. No szczerze… kopary lecą, aż można zbierać ząbki, ale wiecie, niezłote, więc po co. Ino one amalgamaty.

Ech.

Ale… całoroczność.

Temat, który pojawia się sezonowo, czasem już wkurza. Nie oszukujmy się, już szczególnie w tych czasach, gdy u nas nie ma pandemii, możliwe że ino czasowo, ale jednak… no nie ma, więc wiecie… ludzie tutaj pracują pół roku i potem pół chcą odpoczywać, tudzież tworzyć, wiadomo…

Niektórzy planują, inni się wyprowadzają…

Normale.

Dlaczego?

Bo przetrwanie tutaj później jesieni, zimy i wczesnej wiosny dla wielu jest po prostu nazbytnio depresyjne. Wykańcza nawet. Ja tam lubię, ale rozumiem, te wiatry, szarości, brak konsumpjconizmu, bo sklepy pozamykane, no jak się człowiek, wychowany w świecie kontynentalnym ma ogarnąć?

Nie pójdzie na spacer do supermarketu…

Znaczy… wiecie, to Wyspa.

I można się tutaj zabawić poza latem, oj można, ale tutaj potrzeba wyobraźni. Naprawdę. Wielkiej czasem. Często i zawsze nawet. Własnych pasji i umiejętności. Ale czemu nie? Czemu nei spróbować raz?

Bo mogą wyłączyć prom do Sassnitz i kupa.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.