Pan Tealight i Skaliściak…

Skaliściak był tak bardzo niemrawy ostatnio.

Niby to był wciąż wrzesień, jego ukochany miesiąc, ale już czuł, że koniec się zbliża. Październik i te wszelkie szaleństwa wraz z nim… nie, nie udało mu się odpocząć tego roku. W ogóle. Ale trudno się dziwić, w końcu odpoczywał tylko przez miesiąc, ciągiem i to zwykle śpiąc lub drzemiąc… wszelako niedbając o cokolwiek innego, bo przecież co roku to był jego czasu. Cudowny, poduszkowy i puchowy, gdy mógł się zagrzebać w zapach jeszcze nieopadłych kasztanów i pierwsze żołędzie, bo jakoś żołędzie tutaj spadały pierwsze. Pewno dlatego, że takie parcie na glebę mają, czy coś? Nigdy nie wiedział jak o tym myśleć, w jakie słowa to ubrać…

Czemu nie robią tego razem.

Nawet jak rosną obok siebie?

No ale… on miał swój czas odpoczynku wtedy, więc jadł i leżał i czasem coś poczytał, posłuchał muzyki czy szeptów zatrudnionego Opowiadacza Zaśnień… ale zwykle od razu znowu pogrążał się w krainie snów i tam przebywał. Tam żył, był aktywny, kurcze bawił się świetnie… zwykle…

I zwykle też odpoczywał.

Ale nie w tym roku, a tu… Październik.

Jak śmiał pojawić się tak szybko?

Chociaż, zaraz. są jeszcze dwa dni, więc… może by je tak przeciągnąć? Może by tak jakoś, niczym gumę w majtkach… może uda się jakoś na przykład zacząć wrzesień od początku? Może serio… uda się?”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

2 galerie, wilk zjadający słońce i ryba z frytkami.

Ale najpierw Udevalla.

Bo tankowanie.

Jak się okazuje, kurcze, jak ktoś żre ino jedno, znaczy może pije bardziej… więc… trudno znaleźć odpowiednią stację paliw. A raczej, serio, poza onymi przyautostradowymi, to stacji w dziczy i głuszy niewiele. Czasem coś się tam łyska między drzewami, ale kij wie co wlewacie w auto, może siuśki dinozaura, a może świeże łosia? Nie wiadomo… dlatego lepiej jednak…

Pamiętać gde ten Shell.

Czy co tam wam pasuje, bo przecież w Szwecji choć jest kilka rodzajów stacji, to jednak, no kurde no, trudno no… no serio.

Dlatego najpierw jedziemy do Uddevalli… a potem dwie gallerie. A co… trza się jednak ukulturniać nawet jak człek sam artysta. Trza poznawać innych prace, popatrzeć jak to się różnimy do siebie w onym działaniu wszelakim.

No naprawdę.

Czasem zazdrość telepnie, bo ktoś sprzedaje, a ja nawet Patronite nie mam… znaczy mam Donate button, ale widać jakoś nikomu na mnie nie zależy i to od wielu lat, więc poużalam się sama ku sobie i tyle. A co, mój blog, mogę… i rocznica jest. Działania się znaczy. Nastoletni blog i co z tego. Gó… znaczy wiecie, nie no, nie oszukujmy się, tyle tego w sieci, czemu ktoś ma mnie czytać? No szczerze takiego smuta załapałam w tej pięknej drodze na stację benzynową.

I kupiliśmy jeszcze w onym wielkim markecie, czy jak to zwał, rzeczy, które bierzemy do domu. Wiecie, szwedzkie żarcie lepsze.

Sorry!!!

Taka prawda.

Oni tu mają tego tyle!!!

No ale… wracamy i zaliczamy dwie galerie.

Najpierw ta, o której pisałam wcześniej, a jest to galeria Anny von Elern.

Jej specjalizacją, pasją… są akwarele, czyli coś, co ja sama znam ino ze szkoły. No nie wiem, jakoś tak nie było nam po drodze, a dzisiaj, w znaczeniu współcześnie, jakoś tak, wiecie ile tego jest, onych cudów wianków, które pomagają w stworzeniu obrazu? Ja pierdziu, chyba więcej niż dla akrylicznych.

Naprawdę.

Te szablony, jakieś literki, odblaski, nie wiadomo co…

Już człek nie wie co sztuka, a co właściwe użycie przeróżnych przedmiotów i… nie ma w tym nic złego, ja zwyczajnie wolę pracować inaczej. Wciąż z pędzlem, palcami, farbami i pachnącymi sosną i płótnem… podobraziami. No nie wiem, taką mam etykę sztuki, a tutaj, w jej pracach anuje wszelaka wolność. Kolory twrzą to, co możecie zobaczyć sami, spacerując dookoła miasteczka, czy Grebbestad. Są i kwaity są i kobiety, czyli jak najbardziej wpasowywuje się we współczesną… okay, dupy i cycki na kubkach i wazonach, tudzież w kształcie wazonów i tak dalej…

Nie przekonuje mnie to.

Ona trochę też nie…

Ale, co doceniam jako lekcję, to to, w jaki sposób umie się sprzedać. Ja nie umiem siebie sprzedać, niestety. Uwielbiam jej wolność przekazu, jej czerpanie z natury, ale ona powtarzalność… z drugiej strony co w tym złego? Nie wiem, sama miałam fazy kółek, pasków, ino niebieski i czarny, ino czarny… no wiecie, po prostu… podoba mi się. Naturalizm, kilka mazów i macie horyzont, skały, nagie, jakby ipraszające się o kilka szalony czzerwonych i żółtych kropek…

Na pewno warto wybrać się do niej na kurs.

Mnie nie stać, ale jak ktoś chce mi zasponsorować, to wiecie… DONATE. Znaczy, nie że donaty. LOL Pączki rulez!!!

Oczywiście druga galeria to Galleri Grön.

I Peter Engberg. Tego już raczej znacie, bo go uwielbiam. Przez to, że jest kompletnie inny niż ja. I bawi się swoją miłością do okolicy, w której żyje. Bawi się nazwami, bawi się kształtami wysp, skał, morskich znalezisk… bawi się, czasem jest poważny, czasem zaskakuje…

Uwielbiam go.

Galeria jest otwarta na szczęście w pewnym wymiarze czasowym i dzwonić nie trzeba. Można kupić i kartki i plakaty i obrazy… ale nie jak w poprzedniej i stoły i poduszki… kurde, powinien też zrobić takie podkładki pod kubki… kurde, zauważyłam, że to jest niewymiernie popularne w Szwecji, by artyści przekładali swoją sztukę na plastik… też chcę. A co… taka taka z moim zdjęciem czy obrazem… kurde, ale to pewno trza najpierw mieć kasę, a dopiero potem…

No cóż.

Plakat mamy z wielorybem.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.