Pan Tealight i Smok Zlękniony…

„No był niebieski i mały i miał maciupkie skrzydełka…

I jeszcze chciał odlecieć, ale nie wysoko, bo się bał nieba.

Bardzo.

Ale chciał latać, no przecież jak masz te skrzydła, to nie zużywasz ich do wachlowania sobie części intymnych, nie, no chyba… chyba, że właśnie tak lubisz, w końcu co to komu do tego, co se wachlujesz, ale przewiać łatwo można, a to już szczerze jest niebezpieczne. Bolesne nawet…

Naprawdę.

Zresztą, jak się już coś ma, to przecież można znaleźć dla tego inne użycie, zużycie i wszelaką… no żeby tak nie wisiało, czy jednak nie stało bez użytku. Przecież nieużywane zanika, znika, rozwiewa się nawet po nim wspomnienie. Jakby nigdy go nie było, jakby naprawdę nigdy…

Nawet ze zdjeć potrafi zniknąć…

Dlatego chciał latać, nie tylko wachlować stopy Wiedźmom z Pieca. Niby mu płaciły za to, ale jednak, jakoś tak, przecież nawet nie padało… mógłby, po protu, nie musiał wysoko, ale znowu i nie za nisko, coby obciachu nie było…

I wtedy Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki Pomordowane powiedziała mu, że można pewne rzeczy robić w ukryciu… i już nic nie było jak wcześniej. I wszystko się zmieniło, bo przecież nawet, jeśli podglądali, to przecież wcale o tym nie wiedział, czyż nie? Wcale a wcale…

… mógł być ślepym na wszystko…

I poleciał.

A potem spadł, ale to inna sprawa… sprawa z sową, słoniem i trzema zapałkami. Wypalonymi…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Dzień kolejny…

Wiecie, te nadzieje. Ech… No dobra, oto niedziela. Oczywiście, koniec sierpnia, więc wszędzie REA. Czyli wyprzedaże i przyznaję, po raz pierwszy chyba, zaliczyłam wyprzedaż, no ale 70% na plecak, za który normalnie prawie 800DKK, dla mnie nie do przeskoczenia, plecak chcę, wisi w małym sklepiku w Smögen…

A tak jesteśmy w Smögen.

No przecież obiecałam sobie, że tu wrócę.

Ta architektura… co prawda miał być prom i jakaś podróż, ale pali wszelako, niebiosa szaleją, kolory walą po głazach, większość sprzedawców ma w czubie, ale może to moja wina bo przed plecakiem, który znalazłam i stwierdziłam, że nie no, taka obniżka, no weźcie, piękny taki, a ja mam ino jeden… ponad 20letni… tia, wiem, nie nie mam torebeczek, chcę… szczerze…

Ale…

Najpierw to w ogóle była Bottna, bo tak we Vrångstad ostatnio zapomniałam o dolmenie, a może raczej po prostu zdechły człek był. No i w lesie można siku.

Czy to TMI?

Trochę?

No więc najpierw wleźliśmy w las. I wiecie co, piszą, że blisko, że spoko, ja pierniczę, drogi nie ma, droga jest, zgubiłam się, ale mam to gdzieś, bo to przecież las, piękny i te skały, ja pierniczę, no przeca się nie zgubię, a nawet jeśli, co z tego… te drzewa, wielkie takie, te formy skalne zdające się oddychać…

To wszystko.

Ała, komar!!!

I dolmen… cudowny, niesamowity, z kręgiem kamiennym, po prostu. wiecie, możecie sobie googlnąć wszystko, jedno wiadomo, to miejsce jest magiczne z wielu stron, i onej archeologicznej i przyrodniczej, naukowej i tej czuciowej takiej, mocnej, duchowej nawet, jeśli kogoś nie razi takie nazewnictwo… nawet mnie czasem jednak ono trzęsie, więc wiecie… a ta podmokłość.

Czy ja mam kleszcza?

Kurna chatka, nie, to ino robal…

Smögen…

Z promem nam się nie udało, jest coś na przyszły rok. Wiecie, prom, czy łódka, nawalę się prochami, może nie puszczę pawia, może się uda… a na razie architektura i wyprzedaże. Nie no, plecak człek potrzebował, ale cała reszta, tak człek łazi i se myśli, że dobra, potrzeba mu poduszki, ale… babsztyl stwirdził, że nie dostanę, bo to wystawa, więc mi obrzydziła…

Znalazłam potem taką inną… z rakiem nieborakiem.

A ty babsztylu jeden zostaniesz z tymi poduszkami, zobaczysz, będziesz łkać, że nie sprzedałaś, oj będziesz… sprawdzę za rok. No co? Mogła sprzedać, miała przecież inne wypełnienia no weźcie, a spało mi się kijowo, kark mnie rąbie, do IKEA daleko, na skale jestem, no weźcie!!!

Mniejsza… mam plecak, czyli mam dwa plecaki, jak to dobrze, że nie wzięłam kul do zdjęć, nosz przeca bym się zrąbała, a Chowaniec po 2 godzinach łażenia po uliczkach, nad morzem, bardziej w cieniu, mniej w cieniu… no padł mi i odmówił dalszych spacerów. Wszelako jestem zaskoczona.

Serio.

No to wracamy do samochodu.

Chcieliśmy zaszaleć i coś zjeść, się okazuje, że kuchnia zamknięta tu, tam, więc może jednak ja nie chcę tego różowego zimnego i w ogóle… za bardzo rybnie wali, więc… gorąco, heatwave jak się patrzy, ale ludzie i wczoraj i dziś jacyś tacy jak osy, ale usiąde na skałach i popatrzę w morze i jeszcze na gościa z samochodzikiem, który sobie idzie i wiecie, nim jedzie sobie… no taki na bakterie… ale nie zakaźny… znaczy zaraźliwy na pewno, też chcę taki!!! Się pobawię z misiem, popatrzę na domki kolorowe, na te na skałach, dziwne, bez drzew, na oną skalność…

I wodność.

Tylko…

Wracając do domu zobaczymy dwa rodzaje zebr, obiecam sobie zrobić zdjęcia zachodu i bel siana i jeszcze zamek… serio, dom zamek z kamienia… z basztami, wszystkim, no i oczywiście modele statków w ogródkach…

Szaleństwo…

PS. Zdjęć bel siana nie zrobię, nic z tego, sama się oszukuję… ale wtedy jeszce o tym nie wiedziałam. LOL Brak snu robi swoje, słońce zachodzi, człek w końcu dopija herbatę, wodę, wszystko… i znowu jest w białym domu…

Co jutro?

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.