Pan Tealight i Kiszone Ćmy…

„I to w sosie własnym.

W dodatku pakowane w najsłodszych kształtów słoiczki, serio najsłodszych, w miodu plastry takie rzezane, z wstążeczką, chusteczką… do tego dorzucone takie robalowe wieszadełko złote z cekinkami, niby ćma, niby pszczoła, niby mutant jakiś tam popromienny… wiecie, jak to jest tak jest, na świecie dziwów wiele, jak kilka rodzajów Fanty, które zadziwiły Wiedźmę Wronę Pożartą Przez Książki Pomordowane, co to se wyjechała… znaczy Wiedźma wyjechana była, nie że te Fanty. Znaczy może te też, ale kto tam wie…

No tak, wyjechała, akurat wtedy jak Wiedźmy z Pieca te ćmy postanowiły robić, a że Misia – domku Wiedźmy należało przypilnować, to wiecie, jedno z drugim można było połączyć jakoś… co prawda on powiedział, że nic z tego, że kuchnia zamknięta, ale przecież im i tak chodziło o Szałwię, w której one wielkie, tłuste, dziwne szare, a jednak dzienne… no wiecie, ogromne i włochate…

Nic ino je kisić!

Przecież nie można tak dobra wszelakiego zmarnować?!

A może i można? Nie no, one postanowiły, że się nie zmarnuje, a przy okazji przypilnują i jeszcze z Babcią Śliwą pogadają i do Kunstsheda zagadają, czy coś tam… po prostu jakoś tak, będą dookoła żółtego domku, a nie że on sam, chociaż miał nadzieję, że będzie sam, nie narzekał na takie bycie…

Gadanie do doniczek z ziołami…

Jabłonek.

A no tak, Wiedźmy Wrony nie było… Wyspa ją puściła w końcu, chociaż, jakoś tak, zwyczajnie i niezwyczajnie obydwie wiedziały, że jak wrócą do siebie, to po prostu będzie dziwnie. Oj będzie…

Ale, na razie były ćmy…

A raczej już nie było ich.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Po pierwsze, to opuszcza się dom…

Po drugie, na pewien czas dom tworzy się gdzieś indziej.

Podróżowanie w ogóle jest dziwne. I nie, nie umiałaym w jakimś kamperze, czy coś… no wiecie, zabrać domu ze sobą. Spakować życia na malutkiej przestrzeni, nie, jakoś nie, ja potrzebuję tego pokoju, łazienki i czegoś tam, no przynajmniej… jeszcze lepiej jak wyprzedaż, przecena, czy jak to zwał i jest domek… niewielkie, ale piętrowy, na zadupiu, ale i nie do końca…

Oczywiście we Fjallbace, ale…

Nie do końca.

I gęsi nad nim śpiewają, kluczą, ćwiczą tak jakoś. Ciągle, możnaby tak naprawdę zegarek nimi nakręcać. Nosz krzyczą, kłucą się, jedna chyba woli inne kursy, albo lewostronna czy coś, bo się prawie zaczęły bić, ale tereny to podmokłe i skały i jarzębina jeszcze i oczywiście…

Jesienność…

Już.

Tutaj, chociaż to ona północ, wciąż jednak wrząca, a już szczególnie na wybrzeżu, gdzie wody… jakieś takie dziwne. Coraz ich jakby mnie, coraz mniej, z każdym dniem zdają się wysychać… poziom się obniża, coraz bardziej widać dno, coraz bardziej wszystko się tutaj zmienia… dziwne…

Ale najpierw… podróż.

Jak każda podróż z Wyspy na kontynent, no musi się zaczynać na wodzie.

Oj pewno, mamy samoloty, ale weź się tu spakuj do jednej walizki, no kurde, nie da rady, a książka, a miejsce na suweniry?

Ech…

Te wybory.

Ale… oczywiście jak już, to najlepiej autem, czyli prom. Bilet lepiej zamówić wcześniej, wiadomo – promocje, ważna sprawa, a bilety to wciąż tutaj temat nerwowy. Nawet jak już niby pandemiczni nie jesteśmy… kurde, czary mary i przeszło? Ja po prostu nie wiem, to pewno te pielgrzymki czy coś…

Wiecie…

Ale, jak już macie bilet, gacie spakowane i coś tam jeszcze, no jak kto co lubi, leki najlepiej wziąć swoje, nie szukać tutaj pomocy, pamiętać o alergiach, uzależnieniach i co tu tańsze niż u nas – czyli większość, bo korona szwedzka tańsza… kurde, dziwnie to brzmi, no ale tak jest, widzicie ponad tyciąc na metce, a po chwili ino 800 DKK. SEK i DKK to odwieczne królowe walut.

Podróż też zawsze, jeśli tu lub do Danii, to wiadomo, zaczynamy w Ystad.

Padało.

Było chłodno, ale i fajno było… lepiej się jedzie, jak kurde ni człeka w oczy nie razi słońce, ni się nie poci ni klimy nie wdycha… na statku nie bujało, bogi wód łaskawe, nikt pawia nie puścił, żyjemy… potem ino autostrada i dziwne to… a może raczej wiecie, syndrom wyspiarski, czyli kurde wszędzie blisko i daleko w tej samej chwili. A może i bliżej? A może dalej, nie wiem, ale na północ jedziemy, jak już wiecie.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.