„Oj, to było krytycznie dziwne w niej.
Bardzo niepokojące.
Przerażające nawet…
Była zadowolona. Wszelako i dziwnie, jak na nią, niesmutna, niewpatrzona w jeden punkt, jakoś tak pełna wszystkiego i wsio wypełniająca… naprawdę, wszelako zadowolona. Ale nie, że w jakiś popieprzony, wiecie, ten dziwny sposób, co to zwiastuje wszelakie kiepskie przyszłości dla otoczenia, co to nagle skumałeś jak otruć niewiernego małżonka, albo sąsiadkę, co zbyt głośno pierdzi na amen zagazować… albo lepiej, puścić ich z dymem, a samej zostać z lasem…
Chyba…
Chyba, że to o to chodziło?
Pan Tealight wolał się nie dopytywać. Po prostu jak na razie lekko schodził jej z drogi, ale nie do końca. W końcu trzeba było jej pilnować, życie nie mogło się toczyć ot tak, z nią puszczoną wolną, wiecie, samopas…
Nie mogło!!!
Ją trzeba było pilnować. A może raczej odstraszać takich, co to chcieli się do niej jakoś tak przypinkolić. Bo niby mimo braku wychodzenia z domu, to raz na kilka tygodni się zdarzało i wtedy… właśnie, do końca nikt i nic nie rozumiało w jaki sposób i dlaczego to wsio się tak dzieje?
Czego od niej chcieli…”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Ludzi masa!!!
A lody… już nie takie.
Ni u nas w Gudhjem ni w Sandvig, ale od początku… po pierwsze wiadomo ona nowa, cudowna sytuacja na świecie, która niby już minęła, a jednak, nie wiem, ale ja uciekam jak ktoś kaszle. Szczerze, to w ogóle uciekam od ludzi, ale jeszcze jak wykazują kropelkowość, to już w ogóle…
No ale… W Gudhjem lodzirnia została sprzedana i na początku nawet było fajno, ale jakoś tak, powoli, wiadomo, potem pozmykali, wytyczyli linię, smaków mniej, klimat się zjebał, nie wiem, jakoś tak, to już nie jest to. Podobnie w Kalas-Kalas… nadal smaki cudowne, kulki ogromniaste, ale…
Jakoś tak klimat siadł?
Oczywiście, że warto, tu nie chodzi o same lody, one wciąż są mega, ale jednak, uczucie, czucie, wszelakie oplevelse… nie istnieje. I może to przez te tłumy i Niemców, którzy wszelako jakoś tak mają gdzieś te znaczki by zachować odstęp, a które na drodze lekko powycierane straszą, niebieski ten kurde to po prostu wygląda jak jakaś pokręcona czarna dziura, omal nie wyryłam papugi…
Ale…
Czy to tylko ona pokowidowość straszy?
Ale Chowaniec mnie zmusił…
… żałuję. Mój żołądek skapcaniały strachem też żałuje, więc ogólnie mówiąc weekend był …ujowy… Wiecie, człek czasem chyba chce na siłę zrobić coś, by przełamać ten smutek, ogarniającą go nicość, a może więcej i? Nie wiem, jakieś takie coś, co po prostu przypierdala i już…
Nie ma nic…
Może to tylko ja?
A może chodzi o to, że ten nadmiar ludzi, którzy nagle uważają, że tutaj nikt nie mieszka, że wszystko i wszyscy są dla ich pleasure? No tak to wygląda. Naprawdę. Wygląda i się czuje. Po prostu. Ruch na drodze, te kroki, golizna dziwna… tak, stałam się Tubylcem, nie wychodzę z domu latem, no chyba że nocą ciemną w tylko mi znane miejsca, choć nie, już nawet to nie…
Chowam się.
Boję.
I tak, jako człek, który wychował się w sytuacjach i miejscach sezonowych, znam się na tym. Czuję to od zawsze. Podejrzewałam, że ludzie, mieszkańcy zwyczajni, się chowają… ale problem teraz narasta, bo wykupione domy – przez bogatych, co to i tak pojadą na Jajorki… domy straszą późną jesienią i zimą. Więcej, ludzie straszą, że tu strasznie w tym pozasezonowym okresie…
I dziwne to… dla mnie jesień i zima są najlepsze.
Nawet deszczowe, gołe i szare!!!
A może… w szczególności takie. Bezczłowiecze…