„Głosił je… codziennie nawet, a czasem i o świtaniu i ze zmrokiem zapadającym, jakby naprawdę chciał udowodnić Słońcu, że on tutaj o wszystkim decyduje, a nie ono… bo przecież może…
… a w tym czasie…
… ono się ucieleśniało i niezadowolone ze swojego twórcy, zwyczajnie zrzucało go ze skały i…
I takie coś, niczym ten Prometeusz i inni, wiecie, kamienie, wątroby, z dobowym wyliczeniem się powtarzało. Tak, tutaj, na Wyspie. Bo wiecie, tutaj dziwne rzeczy zachodzą czasem, znaczy dziwniejsze niż gdzieś indziej… nie żeby się innymi mitologiami przejmowali, oj nie, Wyspa tworzyła własne opowieści, legendy i herosów, płodziła bogów wszelakich, mniejszych i większych, wiecie, czasem nawet tak maciupkich, że kichasz, bierzesz wdech i już jesteś ubogowiony…
A co…
Takie miejsce.
Ale co do Kazania… no cóż, jak już zostało wypowiedziane, to ten habit pod łapy, pod udka, w rozporek jeśli trzeba, znaczy ten no rowek, no wiecie, głupio tak tłumaczyć, ale jednak, no jakoś tak… więc jak już wypowiedziane, to po prostu umykało. Niektóre od razu ginęły, bo to i skały pod tą górą, z której były głoszone, i morskie fale chciwe i chłonne bardzo i jeszcze, no inne wypadki się trafiały, jakby kurde ktoś nie do końca chciał, albo nie potrafił się zdecydować…
Ale niektóre przeżywały.
I szły w Wyspę.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „Śmiertelna groźba” – … tak. Przyznam się, że brakuje mi już z serii tylko jednego tomu, więc jakby, no nie jest źle… kurcze, powiem też, że to jednak jedna z najbardziej niesamowicie się rozwijających serii, bo przecież Butcher pisze je już od czasów sprzed komórek…
He he he… co, były takie czasy!!!
Bogowie, jestem stegozaurem, bo je pamiętam?
Znaczy wróć, nie dinozaury, te czasy bez komórek. No weźcie no, niestety wciąż nie jestem skamieliną, ale archeolodzy tak lubią.
A może jestem, co mi tam, on jeździł na rexie chyba, więc jestem nie jedyna? W Polsce powieści te wychodziły z mniej więcej dziesięcioletnim poślizgiem, z czasem oczywiście, i ze zwiększeniem się zainteresowania książką i bohaterem, no cóż, poszło szybciej i wdzięczna jestem wydawnictwu MAG, że nie porzucili Dresdena.
Serial też mi się podobał!
A w tym tomie, trzecim z kolei, cóż, poczytać możemy o duchach… wiecie, wszelakich. Oczywiście jak zwykle nie ułatwiają one życia naszemu bohaterowi, a nawet, możliwe, że właściwie wsio to jego wina, no co… najczęściej przecież i tak tak jest. Że on coś, kiedyś, przeszłość i przyszłość się miesza…
Ech…
Wspaniała przygoda.
Nie wiem co się dzieje na świecie…
Nie chcę wiedzieć.
Może i mieszkanie na wyspie to jednak odcięcie się trochę od świata, ale jednak ten świat i tak cię dotyka. Ona wkurwiająca normalność też wciąż puka patykiem, ostro zakończonym, podatki tutaj, ubezpieczenie, to sprawdź, to wyczyść, bądź dorosły, nie bądź taki, nie bądź nijaki… inność przeraża, inność sprawia, że one znajome bezpieczeństwo znika i znowu trzeba wsio układać, a naprawdę tego nie potrzebujemy. Przecież i tak wciąż i wciąż Microsoft czy inne Windowsy nam aktualizuje i wsio się na kompie spierd…ala… i trza się go uczyć od nowa.
Szczerze, ciągłe aktualizacje w kompie wystarczą mi za rozrywkę.
Nie wiem jak inni sobie z tym wszystkim radzą, jeszcze przy takiej ilości wszelakich dodatków, jak: telefony i zegarki, i cuda wianki, o których nie mam kompletnie pojęcia, no wiecie, przecież nie mam nawet telefonu. W domu jest jakaś Nokia, taka w formie przypominająca te sprzed wieku, ale nic to, przecież to tylko coś, gdyby się COŚ działo, a poza tym… po co mi to?
Szczerze?
No dobra, do robienia zdjęć, w szczególności portretowych, czy makro, oj dobra, telefon Chowańca rzeczywiście robi je świetne!!!
Ale poza tym dzicz tu, więc nie wiem co się dzieje. Jeśli tylko przez przypadek gdzieś mnie reklama nie jebnie, co powinno być naprawdę zakazane i podpisałabym to receptą od lekarza, no ale… wszyscy mają wszytskich w dupie, co nie? Niby tacy współczujący, wiedzą co to stany lękowe, nerwice, a jednak zdziwieni, że jak to, ty nie możesz z domu wyjsć, głupiaś jakaś takaś?
Pewno tak.
Głupiam.
No ale…
Może porozmawiajmy o rodzicielstwie, bo właśnie dzieciaki stodołę spaliły… niby nic dziwnego, tosz przecież ludzie… tak, bawiłam się zapałkami i tak, wiedziałam, że to nieodpowiedzialne, bo przecież, a w ogóle, to do któregoś roku życia nie wolno mi było zapalać świeczek czy gazu…
Pewno teraz dlatego ze mnie taki piromaniak.
Ale, wracając do zapałek, dlaczego o rodzicielstwie, bo tutaj rodzice dzieci nie wychowują. Następuje produkcja, a potem przedszkole, szkoła i umycie rączek, pierniczone Piłaty. Jakoś tak nikt nikogo nie zmusza do odpowiedzialności za te bachory… jakby, kurde no, o co chodzi z tym światem. Przecież brak wychowania oznacza li ino zezwierzęcenie i oczywiście coś, co powinno rodziców przerażać, czyli indokrynację. W końcu jeśli wy nie wychowacie, to one chłonne główki wypełni ktoś inny, nie dajcie Bogi z internetów nawiedzeniec jakiś…
Urgh!
Ale, będzie na kogo zwalić winy, że moje dziecię takie, a nie inne.
Oj będzie…
No ale… sezon jak zwykle wszedł w fazę ludzi starszych na Wyspie. Oj tak. Winno być spokojniej, ale tak naprawdę, czy jest? Nie wiem… tak, jestem tutaj, w ogrodzie, w domu, na kryształowej górze.
A co…