Pan Tealight i Konstrukt Wykopany…

„No co… ogródek sam się nie zrobi.

Nie żeby nie próbował.

Szczerze, co jak co, ale ten ogród naprawdę nie do końca pojmował czym jest, tudzież jak postrzegają go inni może… nie wiadomo do końca, bo nie mówił, komunikował się chwastami, w szczególności skrzypem i ostami oraz wszelakimi grudkami ziemi nagle wpadającymi człowiekowi na myśl.

Inaczej nie.

Ale i tak wiedzieli…

Że coś takiego tu jest, coś takiego więcej, co mogłoby naprawdę zmienić wiele, ale jednak, wiedzieli też, że to coś jest raczej wciąż niegotowe i ogród, cóż, ogród miał własne zdanie i ono zdanie nie obejmowało eksmisji tego czegoś. Oj nie. A jeśli ogród czegoś nie chciał, to nic z tego, Wiedźma Wrona też widać tego nie chciała i nie będzie konsensusu. Oj nie, nic z tego. Oni są już razem…

Pomijając dziwne rzeczy, które razem robią, to raczej…

Cóż…

Ziemia potrzebowała swojej wiedźmy, każda ziemia. Czasem jej kawałek, czasem całość, czasem chciwość piędzi ziemskiej była tak wielka, że mogła wykarmić wiedźm kilka, a czasem… cóż… ostatnimi czasy Pani Wyspy nie wstawała nawet z łóżka, więc czy Wiedźma Wrona Pożarta wciąż była Wyspy

Nawet ona sama nie wiedziała.

Co więcej… czuła, że zbyt wiele się zmieniło… ale ogród był jej, w nim Rowan i Babka Śliwa, Krąg z głogu, ten oswobodzony, ten wszelako w końcu owocujący, czerwieniejący już się… i oczywiście Bez, który się jeszcze nie do końca określił, ale był w związku z powojnikiem… więc, niech im będzie. Najważniejsze, że zrzucony płot mu pozwolił wzrastać i on… czerpał z tego swemi trzema odnogami. No tak, co jak co, ale nie był jeden, nie mógł…

Nie przy takiej wiedźmie.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Z cyklu przeczytane: „W komnatach Wolff Hall” – … pamiętam. Pamiętam, jak sięgnęłam po tę powieść po raz pierwszy i mnie oszołomiła. Nie oszukujmy się, współczesne pisarstwo, to często powielane schematy, bo czytlnicy lubią wygodne, przewidywalne historie… i jakoś tak, wydawało się, że ta też powinna taka być. No przynajmniej przewidywalna.

Przecież to powieść historyczna, a jednak…

… Hilary Mantel ma gdzieś chronologię, ma dar do tkania opowieści, hisotrii, wplatania fantasy w rzeczywistość, domyśleń, prawdopodobieństw… umie wejrzeć w duszę historyczną i odnaleźć tam coś nowego, a może po prostu ułożyć układankę znaną, znoszoną wielokrotnym ściskaniem i nagle, powstaje obraz, który jest znajomy, ale nie taki sam.

Który odkrywa nowe.

Człowieka w postaci historycznej.

Wszystkie jej książki są niesamowicie wciągające, wymagają uwagi, ale nie pozwalają się oderwać, więc trzeba się im poświęcić. Pozwolić się omotać. I warto to zrobić… a potem wrócić, jak już się przeczyta po raz pierwszy i drugi…

Bo ta opowieść żyje, wciąż.

Jesień.

Dobra, jesień czy nie, uświadomiłam sobie, że szczerze nie wiem jak Wyspa wygląda dla Turyścizny, obecnie się znaczy. Już nie udaję turysty latem, jest dziwnie, inaczej, sprowadziło się tak wiele Kopenhagi, że człek nawet „Hi” nie usłyszy na ulicy czy ścieżce w lesie… jest obco. Jest pokrętnie. Jest… niemojo? Jakby to wszystko, co było spakowało się i spierdoliło.

Logiczne było, że to miejsce będzie się zmieniać, ale to, co wydarzyło się ze światem sprawia, że zmienia się na bardzo źle… złe? Hmmm, tutaj trzeba by się zastanowić, bo przecież to wszystko nie dzieje się z powodu skał i mchów, drzew… a może jednak? Nie wiem… oczywiście rynek neiruchomości poszybował w górę, utrzymywał się długo i ostatnio zaczyna spadać. Na sprzedaż jest nawet dom, który po prostu byłby marzeniem, gdyby nie to, że człek ma swój… a może… nie, człek nie chce chyba już tam mieszkać, choć gdyby to był tylko sommerhus? Hmmm? Nie no, przecież i tak go nie stać. LOL i w ten sposób problemy się rozwiązują, nie stać cię, więc…

… nie marz.

Ale…

Sprzedają dom przy plaży przy rzece.

Przy plaży, która jest niesamowita, no i taki wydawał się być i ten dom, ale jednak… wiecie… gdy pojawia się takie dziwne uczucie we flaczkach, gdy oglądacie one wymuskane zdjęcia… No właśnie. To się przy tym domu pojawia, że od razu chcecie proboszczową wołać, coby jakieś egzorcyzmy odprawiła. No co… bo my znowu babę mamy, chociaż ostatnią wykopali za bycie…

Babą?

Ale…

Facet w bizonie wciąż pracuje.

Nie żeby co, po prostu późno zaczął i tyle… a zresztą, wszyscy myślą, że w końcu może i zacznie padać… ale przecież czy zacznie? Mogłoby? Jakoś tak znowu zaczęłyby rzeki szemrać i może te wodospady znowu spadać wodą. No wiecie, w mediach społecznościowych ludzie wprost się pytają, czy w tym i tamtym to woda jest, czy warto iść taki kawał?

No cóż…

Pewnie nie, kleszcze dodatkowo żrą, więc, może jednak… nie no, nawet, przyznam się, nie mam pojęcia jak tam z wodą w morzu. Znaczy widać ją i słychać, ale jednak jaka jest, czy czysta, czy meduzy są, czy może jednak tłumy wciąż, czy coś… nie wiem, kąpałam się raz w tym roku. Wiem, zdaję sobie z tego sprawę, że to dziwne, popierniczone, ale tak jest. Nie przeskoczę tego. Było gorąco, człek zalatany… a żeby się wykąpać trzeba to i tamto, no nie da się ot tak, zwyczajnie, potem morze zakwitło, więc buba kompletna, a teraz, choć to sierpień przecież…

Nie wiem…

Jakoś tak nie.

Ale wracając do kombajna, nie mogę sobie przypomnieć kiedy kosili rok temu… na pewno nie tak wcześnie, no ale, nie pamiętam dokładnie.

Szczerze.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.