Pan Tealight i Innejstraniec…

„A taki se był Innejstraniec.

Wiecie, urodził się po nie tej stronie i już. Niby podobno nie miał na to kompletnie wpływu, ale Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki Pomordowane mu nie wierzyła.

Zresztą ona w nic i nikogo nie wierzyła, więc czego się spodziewał wygolony, rąbany skurczybyk? No szczerze, taki typ: zabiję cię, wstaniesz, zabije znowu i będę zabijał, bo lubię krew i flaki, flaki i krew a mój kark będzie twym nowym odbiciem w lustrze… i takie tam. Niby też nic nie mógł na to poradzić, no genetyka, wielki był, z pierwszego oka rzutu, i to z którejkolwiek strony, sczerze, czy rzucacie prawym czy lewym okiem, czy też niezwyczajnie rzucacie onym trzecim, co uważa się, że raczej szkoda, wszelakie marnotastwo, ale jednak, kto bogatemu…

Co nie?

Ale jednak, jakoś tak, kurde no naprawdę kiepsko to brzmi, że tak onym świętym prawie okiem trzecim, naprawdę… nie godzi się chyba, jakoś tak, no pieskiem, kotkiem, teściową, wiecie, jednak nie… okiem trzecim…

Hmmm…

Innejstraniec miał to do siebie, że był… zwyczajnie był i nie mógł się odbyć. Zniknć nagle, po prostu wymazać z tego świata, no nie mógł, bo czuł, że jest tutaj potrzebny… ale ino czuł, za kija nie wiedział o co chodzi – w tym to podobny był do Wiedźmy Wrony Pożartej jak bliźniak jakowy…

A może?

Hmmm…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Dziwna normalność…

Chociaż, kurde, czy to prawda, że normalność jeszcze istnieje? Czy ktokolwiek wie co to jest? No szczerze… no ale podobno ona normalność wraca. Już nie trzeba maseczek, kowidowych paszportów w samej Danii, podobno wsie numerki tajemne i szczegółowe spadają, więc…

O co chodzi?

Myśleć nie mogę przez ten smród.

Wali od dwóch dni chemią z gównem.

Po prostu pali płucka, skórę i wsio inne, nie da się pracować na zewnątrza, a potem info, że dowalą gówna, więc człek czeka i wiecie co, nagle cieszy się, że to ino gówno z mniejszą domieszką gówna… jakżesz można się cieszyć ze smrodu, ale takiego, od którego się nie łzawi, naprawdę się można cieszyć…

Wariactwo.

Ale to tak jak z tą pandemią.

Dotąd wszyscy najpierw testy potem do knajpy, teraz powoli mamy być już normalni, bachory do szkół i tak dalej. Niby na wszelki wypadek maseczek mieć przy sobie trzeba, ale jednak, cała sprawa jakby wycisza się, a inni straszą nowym wariantem, bo podobno nie wolno krajów dykryminować, czy kontynentów, to wiecie…

… ekhm, nie rozumiem świata…

A mrówki to wciąż faraonki?

I co? Faraonów przepraszać nie będziecie?

Poprawność polityczna naprawdę wali mi na dekiel.

Od smrodu, co nie? Bo pełni nie ma, jeszcze…

Ale, oczywiście mamy sierpień i to już połowa tego miesiąca, a człowiek kompletnie jeszcze nie był na żadnych wakacjach, zresztą, w ogóle nie był nigdy, więc pewno się nie zdarzy i tyle… zwyczajnie nie gra jakoś ono wakacjonowanie się z moim jestestwem. No bo co robić? Szczerze? Naprawdę? Weźcie sobie popatrzcie na te all inclusive i czy serio tego chcecie?

Tak w łóżko po innych ludziach…

Bleeee…

No ale, chcę wyjechać, oczywiście, że chcę, ale kiła i mogiła i jeszcze oczywiście… no ona cudna, pierwotna czarna dżuma do tego. To cudownie jebie moją psychę, więc ten smród właściwie odpowiada temu jak czuję się, no wiecie, w środku… onym strasznym, mrocznym i zadżumionym środku.

Złoooo!!!

Może rzeczywiście świat zwyczajnie się dopasowuje do mnie. Czy to nazbyt boskie myślenie? A co? Kto mi zabroni? Przecież obecnie mogę wymagać, by się do mnie zwracać w formie królewskiej, więc…

Ha!

Dobra, ten smród mnie wykończy.

A gdzie tam, sama się wykończę… co mi tam smród może zrobić, w końcu ile można tak na tych obrotach walić najwyższych…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.