Pan Tealight i Jedna fala…

„Ino jedna…

Nikt nie wiedział czy to Kraken czy jednak jakieś burknięcie Potwora z Głębin Zasmrodzonych, albo może, wiecie, to wzdęcie coś nakombinowało… bo przecież ostatnio morze było takie przekarmione.

Te ludziki…

Widzicie, bo w sezonie morze lubiło sobie pojeść i potem ino jakieś gacie wypluwało, ale wyłącznie te, co mu nie smakowały, albo jakiś klapek, bo akurat dietę ma ino na prawe albo na lewe, czy coś… raz nawet cały komplet rzeczy był, widać obiad, tudzież ino przekąska, rozmiar gaci S, do wzięcia z plaży, więc sobie morze nie pojadło, ale jednak, teraz, gdy lato w pełni…

Na pewno wciąga więcej.

I na pewno wciąż nikt o tym nic nie wie. Bo przecież gdyby wiedzieli… ale może wiedzą, ino wolą nie mówić, w końcu morze winno być nakarmione, a Tubylcami je tak stołować, no nie, ci zejdą szybciej i potem co? Jak se Wyspa będzie historie plotła? Nie nie nie… Turyściznę można poświęcić.

Tym bardziej, że sami się pchają!!!

I dlatego się ona pojawiła…

Jedna fala, ale za to jakaś tak, kompletnie inna. Kompletnie wariacko zakrzywiona, podparta jakby, lekko wspięta, ale wciąż ino zmarszczka na onej toni… powoli, wbrew wiatrom i pływom zbliżała się do plaży… i już prawie ją muskała, już połykała pierwsze kamyczki, które Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki Pomordowane sobie chciał wziąć… i zniknęła…

No jakby jej nie było.

Cicha toń, płaska toń i Wiedźma z kamyczkami.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Śmierdzi…

To nawet nie można określić jako smród, ale zwyczajnie stan umysłu. Bo widzicie, cuchnie… jakby ktoś gówna zmieszał z chemikaliami… i tak wali na całej Wyspie już drugi dzień. No weźcie. Wszystko cuchnie, wkurzacie się, nie można okien otworzyć, nie daje się oddychać ni wewnątrz ni na zewnątrz i jeszcze… jeszcze po prostu parzy. Parzy w płucka, gdzieś kręci w gardle, coś dzieje się z twarzą…

Serio.

Niby nie jest to nic zwyczajnego, ale jednak, jednak nie jest to coś dziwnego. Problem w tym, że coś w takiej mocy, właściwie namacalnej… spróbujcie zrobić pranie i wystawić je na zewnątrz. Smrodek przytknie się do nich na zawsze. Tego człek nie pozbywa się za pierwszym czy drugim praniem, nie, to zostaje, to wciąż gdzieś macie, tego się nie daje wywalić… włosy, skóra, nos…

Ten aromat właściwie powala.

I nie, odświeżacz nie da rady.

Żaden.

… więc co zrobić? No kurde no! Jak od tego uciec? Nie da się, kompletnie. Nie ma sposobu na to, by uniknąć onej gównowatości.

Człowiek tutaj szybko sobie uświadamia, jak ważny jest zapach, czysta woda, ciemność i szarości, chmury, brak słońca, jak boli susza, jak bardzo często łamie w kościach z powodu nadchodzących wiatrów…

Jak pod czaszką gra sztorm.

Jak przerażają „gwiżdżące” maszty…

Tak naprawdę, ona cała ekologia, którą wciąż wmawiają reszcie świata, że ta Skandynawia to taka idealna i w ogóle, to mit. Mówiłam już o północnym pijarze, co to se istnieje i wzrasta i się rozwija, ale w rzeczywistości, mało ma wspólnego z oną właśnie rzeczywistością namacalną. Jest zwyczajnie zawyżonym podatkiem, kolejnymi bzdurami, co to nie zrobimy dla diversity of nature… ja pierdziele, łączkę mam od dwóch lat, a oni wciąż debatują jak to zrobić…

Serio?

Gamonie!!!

Tutaj wiecie, wsio zaczyna się od strony internetowej, której istnienie w przyszłości i one prace nad nią podobno dopiero się zaczynają i w ogóle, najpierw jest ten szum, artykuły w gazetach, że oto zespół cudowny taki, wszyscy piękni, niekoniecznie młodzi, ale wiecie, zapatrzeni w siebie…

Potem powoli napływają nagrody mimo iż nic się nie zdarzyło…

A potem, może dobiją do onej strony, zawiesza się, może nawet jakoś tak coś zrobią, kolejne nagrody, a potem wyciszenie, pozamiatane. Ktoś posprząta, ktoś sprzeda… ktoś zapomni. Pamiętacie Bright Green Island? Tia, pewno nie… ale przecież takie to piękne wsio było…

Ciekawe ile zarobili?

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.