„Wyrastały z ziemi…
Garnki.
Wszelakie garnki, metalowe i gliniane, plastikowe, nawet durszlaki czy patelnie, wiecie, pełen wypas. Duże gary, sagany takie, co to by wykarmiły nawet półk wojska, do tego jeszcze te takie wieszane nad wielkimi ogniskami i jeszcze, jeszcze te dziurawe, i nowe takie i emaliowane jeszcze, zdobione bardziej lub mniej i jeszcze zwykłe kubeczki, wiecie, wszelako pradawne kubeczni by się zdawało, ale przecież i takie na wypad do lasu i te jeszcze jednorazówki, dziwne, w desenie całkiem krzykliwe bardziej niż mandragory wywalane ze snu…
No gary.
Ale talerze też.
Bez urazy, nikt nie dyskryminował miseczek czy płaskaczy. Podobno nawet się sztućce zdarzały. Na tym polu pełnym słoneczników, one tak od dołu je atakowały, zwyczajnie, jakby czekały na nasionka, wiecie, prażone, solone, mniam mniam… nosz może o to im chodziło? Wiecie, o bycie na miejscu, gdy tylko wszystko się zacznie, no i jeszcze, jeszcze przeganiać tych ludzi, co to im się kwiatków zachciało, zawistne stworzenia wszelakie, popierniczeńcy no…
Nieznający się na ziarenka.
Oleju…
Płatkach…”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Noce wydają się w końcu zawierać w sobie ciemność.
Nastał też lekki chłód, więc powinno się dawać spać, ale w powietrzu wciąż wisi jakieś takie dziwne zamieszanie, jakaś ona lękliwość… ludzie drą się na siebie, napadają już nie tylko w mediach społecznościowych, ale nic to, było się w Szwecji. Nie no, pewno, że to jak dla wielu wyprawa do Niemiec…
Podobno nadal się jeździ na zakupy tam?
Serio?
No ale… do Szwecji warto pojechać, bo: mają jedzenie, mają taniej i mają łosie. I dodatkowo jeszcze, tam jakoś ci ludzie tacy mniej raptowni. Nawet koleś w sklepie z pamiątkami, który już nas zna, zwierza się, że żona nie da mu na wakacje w tym roku, nie nie pojadą nigdzie, bo trzeba w domu remoncik zrobić… wiecie, jeden z tych tam, uchodźców. Przemiły gość.
Prawdziwy Nordyk. LOL
Ale… w Szwecji oczywiście pogoda jak u nas.
To pewno ona bliskość tak nas łączy, więc i u nich trochę chłodniej, ludzie jacyś lekko umęczeni, ale to wciąż jeszcze okres żarcia tych wszelakich morskich robali, więc wiecie, raczki, robaczki, wszelakie muszelki i te duże no… różowe takie, kurde, przerażają mnie, czarne oczy wpatrzone w nas…
Nic z tego, że mrożone.
Oj… oczywiście, że w szczególności tuż przy wybrzeżu morskie żarcie jest dostępne w każdym spożywczo-wszelakim markecie w specjalnej, woniejącej części… z drobiazgami, które umilą wam spotkania z przyjaciółmi.
Albo wrogami, no co… też można ich na posiłek zaprosić.
Ostatni. LOL
Malmo i Ystad są dziwnie odturyściźnione.
Naprawdę.
Dziwne to trochę, bo przecież wiele się zmieniło, można już, więc o co chodzi? Bardziej się opyla ryzykować wyjazd w one tak zwane ciepłe kraje, czy co? Nie wiem… w Kivik za to masa turystów, ale ino takich, wiecie… miejscowych. Znaczy Szwedów ino… i wszędzie one ryby i inne robaki. Naprawdę warto, miasteczko jest przepiękne, nie chodzi ino o grób, więc wiecie… można, jak się jest zwykłym człekiem, co to przyroby i jabłek chce, choć teraz jabłka dopiero te pierwsze, zielone, ale śliwki za to były i jeszcze… jakoś tak morsko było, bo zawsze zapominam, że przecież to nie tylko miasteczko, ale i port, port otoczony cudownymi dolinami…
Niesamowitymi.
Jak w powieści Auel wypełnionej końmi.
Bo tak, tym razem na łąkach masa koni i krów wszelakich. Naprawdę, po prostu takich kolorów to człek nie widział. I białawe i prawie szare i wszelkie odcieni kawy mlekiem maczanej i tak dalej… i znalazłam nowe kamienie i znowu zwiedziliśmy ten dolmen nad morzem, dopiero teraz człek zauważył, że tak naprawdę cały powstał z prawie kryształowych skał…
Kurcze…
Ciekawe co jeszcze morze odkryje i kiedy?
I w ogóle?
Ale w Szwecji najlepsze zawsze jest wlezienie w las. Może to i dziwne, ale jakoś tak, ona lesistość, wielka taka, potężna, stara i cudownie skomplikowana, jakoś tak sama w sobie jest czymś, dla czego warto tam pojechać. Nie tylko dla łosiów i sztuki i morskiego żarcia, ale dla drzew…
I skał.