Pan Tealight i Ślimak…

„Niby nic.

Niby kompletnie nic niezwykłego przecież.

No ślimak się zdarza, wiadomo, co nie? Każdemu… znaczy, nie no, pewno w lesie można było by znaleźć jakieś dziwne w rozmiarze, szczególnie tam, gdzie wilgotno, gdzieś przy jeziorze, jeszczegłębiej… mogły być większe, mogły, ale jednak… kurde, jednak też nie… nosz bo przecież…

Dobra, można się przewrócić i na przykład załapać się na ślimaka w uchu czy oku czy nawet gdzieś w miejscach intymnych, bo wiecie, malutki ślimaczek to wlezie wszędzie, świat jest okrutny!!!

Albo można znaleźć na drodze jego wielkie, gigantyczne, rozjechane na papierek truchełko i zastanowić się kto i czemu, posypać z rękawów czy zza uszu teoriami, porobić zdjęć trochę, bo akurat zachodzące słońce tak ślicznie się odbija i naprawdę fascynujące na onej opalizującej powierzchni wzorki powstają, no i niektórzy muszą tak z aparatem, inaczej nie oddychają, ale jednak, no dobra, jeszcze z tej strony…

… a potem zwyczajnie, najprościej w świecie, kurząco się, ale z planem wszelakim, spierniczyć z tego miejsca, bo tam to się muszą odbywać niezłe popijawy i zadymy, a przecież nie każdy musi być imprezowy, Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki Pomordowane na przykład nie była imprezowa w żadnym calu, centymetrze, łokciu czy kilogramie.

Nie.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

I co?

I się ochłodziło.

Niby kurde wciąż lato, ale jednak, jednak zboże prawie już zebrane, bo susza wciąż. Sierpień niby dopiero się zaczął, ale brzozy zaczęły już żółknąć… jakoś tak wszystko się zmienia i jesieni, ale też nie do końca jesieni, to jest jakiś dziwny, kolejny czas przejścia, tylko do czego?

Dokąd?

Gdzie?

A może… w co? Bo ten chłód, dziś to podobno maks 19C miało być, choć nie mam na to dowodów, ale jednak, kocham ten zimny wiatr. Pewno, że jak lampa zapali, to człek się topi i w ogóle… ale jednak w nocy w okolicach 15C, więc można przysnąć. Można, jak się komuś uda.. wiecie, jednak księżyc też napiernicza. I nie daje spać. I nie daje myśleć normalnie, tudzież jakoś tak…

… wiecie, znajomo.

Ale… nadal mamy sezon, nadal mamy Turyściznę i nadal człek nie wychodzi z domu, zresztą, po co? Niby nie mamy maseczek, ale wsio zlewane oną wszelaką sanitizerską powłoką, okryte jej opryskiem i dodające animuszu wszystkim i wszystkiemu… wiecie, wiadomo, procenty.

Wciąż przecież wszyscy robimy se kuku tym alkoholem.

Ale, co tam alkohole…

Jak ktoś planuje zakupy, takie procentowe się znaczy, to wiecie, niektórzy planują na promie je uczynić. Co jak co, ale tak się było znowu na promie, na szczęście nie wiało, a żeby nie było, dzień wcześniej pizgało nieźle, więc wdzięcznam wszlekim przodkom i bogom i duchom…

I w ogóle…

Ale…

Na promach żarło i pićku kupują prawie wszyscy. A może jednak to zależy od ludzi i czasu? Hmmm… nie wiem, ale często widzę dorosłych z naręczami słodyczy, bo wiecie, u nas te ceny słodkości to po bandzie… ale wódeczki, to nie wiem. Piwo tak, ale cała reszta… kurde, przyznam, że miałam się przyjrzeć te kilka dni temu, ale mi nie wyszło bo były dwie baby z masą dzieci i chyba jednym chłopem…

Wiecie…

Niektórym wolno.

Ale… poza tym, znaczy rozgardiaszem i nieprzestrzeganiem onych wszelakich praw dystansu społecznego tych onych toksyków rąbanych… bo wiadomo, przecież oni roznoszą, ci najmniejsi… ech, no ale, dla nich wyznaczone jest miejsce specjalne, więc nie mam pojęcia dlaczego usadowili się w miejscu onej względnej ciszy, gdzie buja najbardziej i pierdyka ta podobno odkażająca klima.

Tiaaaa…

Zawsze mi potem coś w zatokach, no gluty takie jak kosmiczne kupy!

Zielone.

No ale… maski nadal na promach trzeba mieć, ale… tylko w momencie ruchu. Nie wtedy jak siedzicie na krześle czy przy stoliku, nie wtedy na kiblu, czy coś, tam w końcu nikt was nie sprawdzi, ale jak wstajecie, to szmata na ryj. Ja naprawdę wciąż tego nie rozumuję. Serio nie kumam.

W ogóle…

Ale… w Szwecji byłam. Chcę znowu!!!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.