Pan Tealight i Czas w Międzyczasie…

„Chodziło o to, że jakoś tak umiała z niego korzystać.

Nie, nie była wcale zaskoczona jego istnieniem, kompletnie i w ogóle nie potrzebowała dowodu na jego istnienie, czy kolejnej dyssertacji dotyczącej czasu w ogólności, ale w swojej własnej czarnej dziurze, rozpaczy oczywiście, jakoś tak, postanowiła się wypełnić do końca, czyli…

Zajechać na amen i tyle.

Zrobić jeszcze to i tamto, przemyśleć kilka spraw, kilkanaście, potem umyć okno, pomalować ścianę i wciąż nie skończyć, wciąż jeszcze mieć tyle do zrobienia, wciąż jeszcze być tak zajętą, a przecież i tak niczego z tego nie miała, poza onym uczuciem zajechania, wykończeniem siebie, brakiem energii, wszelaką niepodatnością na cokolwiek, bo przecież jeżeli wypełniała sobą swój świat to jeszcze mogłaby i dodatkowe, ale raczej wcisnąć się w jej czas…

Właśnie, jej czas.

W międzyczasie…

Po prawdzie, zapewne jak inne wiedźmy, żyła w czymś, co naciągało się i zciągało i wszelako nie podlegało prawom fizycznym, znaczy tym zwyczajowych ludzi, wiecie, nie że wiedźma fizyka była bzdurną bzdurą, bo przecież nie była, ale jednak, kurcze, głupio tak wyjaśniać, starsza była od ludzkiej… bardziej rozwinięta, pełna skrętów, dziur wszelako często niepastelowych i jeszcze…

Zamyślenia.

Zakładek pełna była i skuwek zasuwek i jeszcze…

Kłódeczek. Bez kluczyków… bo ktoś zgubił dawno temu, a nikogo nie było coby dorobił, a tak na chamana to drucikiem, no wiecie, jakoś tak niegrzecznie, więc raczej… kłódeczek takich niedootworzenia.

I już…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Z cyklu przeczytane: „Zaginieni” – … dawno nie jebnęłam książką. Naprawdę dawno, a przecież wciąż nie do końca wiem, dlaczego…

Bo i tematyka wydawała się być intrygująca, na czasie nawet, może i okładka jedzie innymi mocno, no ale, sporadycznie komuś tam się udaje coś nie odstockować, czy zabrzmieć lekko bardziej nowatorsko, ale…

No właśnie.

I nie, nie jestem wierząca. Szczerze, w nic już nie wierzę, kompletnie w nic… więc jako pogańska dusza, która wie, że dziwy istnieją, powiem wam, że zwyczajnie, tego się kurna… i chcę tu napisać kurwa, ale jak to brzmi, z drugiej strony to moja opinia, więc jeżeli nie mogę kasy odzyskać za książkę, to niech kurwa sobie zostanie, w końcu, nawet i trochę pasuje… mocno…

Dobra, cała sprawa, kryminał, zbronide kościoła, jeszcze w styczności z wiadomościami, które znowu docierają do nas i z Irlandii i z Kanady… ech, nie wiem czy wiecie, ale jako dzieciak walczyłam z idiotami wmawiającymi mi, że nie, Ameryka złego nic Nativom nie robiła, nie… a przecież wiedziałam lepiej… no więc większość z nich już teraz nie żyje, tych co się ze mną kłócili, a książka, cóż…

JEJ SIĘ NIE DA CZYTAĆ!!!

Spowodowała u mnie takiego wkurwa, że nie macie pojęcia, poleciała lekkim łukiem po kilku próbach, tak, kilku próbach… nie mogłam się z tym pogodzić, że to, na co czekałam okazało się takim bublem!!! I może sama historia była/jest intrygująca, i może… nie no, kogo ja oszukuję. Ten temat jest ważny i należy o nim pisać, ale nie tak, jakby ktoś przeżywał orgazm z powodu cudzego bólu. Nie takim językiem, nie wsadzając w to tak durne osobowości i nazywać ich stróżami prawa.

Nie!

Po prostu nie.

I nie mówcie, że to wina tłumaczenia, sorry, ale to jest zwyczajnie źle napisana powieść po kilku dniach jakiegoś pisarskiego kursu.

Gorąco…

Ja pierdziu, człowiek się powtarza i w rzeczywistości już sam jest na siebie wkurzony, za to, że wariaci z koparkami pracują teraz od szóstej do południa, znaczy głośno, a potem już nie… więc jak macie robotę taką bardziej nocną, albo zarwaliście nockę, lub, co najgorsze chyba, nie stać was na wakacje, chcecie się wyspać, mieszkacie w dzielnicy, kurna no na wyspie no… w dzielnicy cichej, mieszkalnej i tak dalej… dobra, wiem, że sąsiadka uwielbia swoje uwertuty na drzwi samochodowe i bagażnik plus drzwi od garażu i jakaś furteczka, to wiecie…

Człek nie sypia.

Człek zamieszkał tutaj w poszukiwaniu zimna…

Tak, wiem, ocieplenie… ale ja się nie pisałam na żadne ocieplenia, kurde no. Pewno, że można powiedzie, oj ciesz się, że nie powódź, widziałam jedną we Wrocławiu, dzięki, przetrwałam, ciesz się, że nie pożary, a podpalili coś w Norresandzie ostatnio, ogólnie mówiąc koronaparty takie odchodzą, że głowa mała, mimo ciągłego gadania, że szczepionka nie znaczy, iż już nie ma zarazy, to oni uważają inaczej no i super… super świadomość w narodzie.

Sarkazm.

No piszę, że sarkazm, bo to wie, kto to czyta?

Nikt?

Ale…

Gorąco.

Tak, wiem, są większe problemy niż gorąco, ale jednak, cóż, varmepumpe nie wydala w zimności, wiatrak rąbie mnie po nerkach i szczerze, na pytanie: gdzie idziemy na spacer… rzucam takim spojrzeniem, że już i tak gotujacy się pytający, spopiela się na moich oczach, więc nawóz do ogródka jest.

No co?

Ekologia!!!

I szczerze się przyznaję, że poza mniejszymi zawirowaniami, takimi samymi jak co roku plus pandemia, no i że ktoś ci nakichał na kark, tudzież inny nie przestrzega odstępu, inni jeszcze imprezują ciężko zapominając, że przecież tutaj żyją też ludzie, którzy… a tam, po kiego o tym pisać…

Kogo to obchodzi, że my zostaniemy z tym całym syfem?

No cóż…

Sierpień… hmmmm, przyznam, że myślałam, że już mieliśmy ten sierpień, ale widać jeszcze nie, więc sierpień. I cóż to zmienia? No jak zwykle, dzieci do szkoły, starsze roczniki na plaże, znowu będzie walka autobusów i takie tam. Ktoś zgubił gimbala, wprost wstydząc się powiedzieć, ża mu go zajebali, czy czarną torebkę… wiecie, tutaj kiedyś nie kradli, kiedyś… rzeczy były, zostawały tam, gdzieście je posiali i mogliście poprosić, popytać, czy ktoś nie widział…

Nie wie…

Ale to kiedyś.

Kiedyś zdaje się być bardzo odległą epoką. Nie wiem, czy ją jeszcze dobrze pamiętam. Chyba mieli więcej drzew wtedy i cienia…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.