Pan Tealight i Bóg od miecia, posiadania…

„O żesz kurde, ale Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki Pomordowane chciała go poznać. No jak się chciała przyjaźnić z nim, tak naprawdę, może nawet wiecie, nie że jakieś fejstajmy, ino eye to eye nawet, desperatka… Oj jak się chciała, wiecie, w jakiś barter może wejść, czy coś… ale nie…

… nic z tego.

Niby był, istniał, czasem jego cień ją omiotnał, coś się szakalsko zaśmiało w krzakach, a potem i dźwięk nie istniał i krzaku nie było, zamiast niego był jakiś tam dziwny cień, który potem był dymem, potem mgłą, a potem, coś się w niej dziwnie krzywiło, jakieś dreszcze, jakieś myśli…

I tyle.

Kurde… nic nie pomagało, ni ofiary, ni pisane listy do Mikołajów, wszyscy rozkładali ręce, inni chcieli rozkładać namioty czy coś, wiecie, cyrk zajechał… pchli, ale poza tym znikąd pomocy, wysyłała one światełka do nieba i do piekła bo w końcu u niej balans w tym rejonie być musiał.

Zawsze.

Ale nic z tego.

Nie pomagały nawet jakieś tam, wiecie, sprawy takie dorosłe. Zawołania. Ogniska, dymne znaki, wieńce z kwiatów rzucane w powietrze, czasem źle wycelowane, ale sąsiedzi już chyba przywykli, albo woleli udawać, że nic się nie dzieje, a może jednak prawdą było, że jej nie zauważali…

Nie żeby się domagała zauważania.

Po prostu, tak jakoś, lepiej by nie widzieli gdy krwią obelisk oblewasz, nic to, że ona lekko rozwodniona i soku z buraka dodane, wiecie, to ino dla smaku i wrażenia zewnętrznego, no jakoś tak…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

A na zewnątrz…

Chyba havgus?

Bo zwykle havgus oznacza jednak jakiś chłód, a to mleko, które zdaje się być możliwym kroić nożem, czy nawet ostrzejszymi słowami, to coś… dziwnego, jakby otworzyły się bramy innego świata i wiecie, coś się zmienia, coś zostaje naruszone, coś… się zmienia, jakby… ale tylko na chwilę…

Już po kilku minutach chłód wkracza i powinieneś się nabrać, że to ten sam znajomy havgus, ale jednak…

No właśnie…

To wciąż coś dziwnego.

Coś bardzo przerażającego, ale i fascynującego zarazem, coś takiego bardzo przytłaczającego, ale jednak i coś, w co chcesz wleźć i olać to wszystko, dostać różków, ogonka, może i skrzydełek, choć to wiecie, będzie fizycznie jak u bączka, ekhm, w moim przypadku, ale jednak…

Coś…

A wczoraj było dosć ciepło, choć wiało.

Ciepło, ale wiecie, tak nie do końca, w końcu pojechaliśmy do Allinge i, no wiadomo, turyści i tak dalej, tłok szum… no właśnie… eee, jakby to powiedzieć, nie no, wszystkie miejsca pod Netto zajęte a dzieciaki kowidowe dookoła latają, ale jakoś tak… nie ma wypełnionego portu, co więcej, na powierzchni wody unosi się zakaz kąpieli. Sprawa, która załatwiła mnie jakieś dwa lata temu…

Boleśnie.

Tak, algi zakwitły.

Kurde no…

Niby człowiek raczej mógł to przewidzieć, bo te jebane upały naprawdę dobijały i były obecne nie tylko tu, ale dookoła tego, jednak w końcu dość wewnętrznego morza. No i wsio zakwitło. A co się będzie opierniczać. Przecież może. Pewno na wybrzeżu Szwecji pojawią się one rzadkie potwory…

Ech…

Ale, jeśli chodzi o Allinge, to mimo poniedziałku ludzi niezbyt wiele. Jedna mała sesja zdjęciowa, wiadomo, coś trzeba zrobić, zakupy, człowiek jednak nazbyt dobrze wie, że u nas ceny są jeszcze wyższe, więc… no oczywiście, że wyprawa na Marken też… czyli przejazd przez miejsca, które są gotową sceną dla kolejnej części „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną” czy czegoś podobnie zabawnego… naprawdę, kurna, jakie zadupie. Kościół w Olsker stąd widać, ale tak szczerze ino pola, jakieś cudowne nieużytki, gdzieś zabłąknaa krowa w dziwnym, szarawym kolorze, no wiecie, jak mięso się gotuje i takie coś pływa, no w takim…

Pewno upał…

Ale, Marken ma warzywa. To coś, co powstało kilka lat temu i chyba dzięki internetowi mogą sobie pozwolić na sprzedaż w większości z onego zadupia. Ziemniaczki pycha, mają i marchew i wszelakie zieleniny i jeszcze oczywiście są i cuda jak koper włoski, czy buraki, ale… ilość tego i cena…

Ech!

Ale i tak wciąż lepiej wziąć tutaj niż w sklepie, gdzie żarcie jest z Hiszpanii.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.